“It's in your blood stream
A collision of atoms that happens before your eyes
It's a marathon run or a mountain you scale without thinking of size"
A collision of atoms that happens before your eyes
It's a marathon run or a mountain you scale without thinking of size"
Siedziała w
swoim pokoju z plikiem małych karteczek wyrwanych z dziennika. Czuła, że
wszystko powinno teraz nabierać sensu, ale zamiast tego była jeszcze bardziej
zagubiona niż kiedykolwiek wcześniej. Przyjrzała się notatkom.
Kartki, które
znalazła w domu podczas ostatnich kilku tygodni. Kartka z adresem, którą
dostała wczoraj od doktora Louisa. I zdjęcie.
Jedyną rzeczą,
która łączyła wszystkie te przedmioty był styl pisma. Staranny, pochyły…
należący do doktora Louisa. To nie miało sensu, ale nie miała wątpliwości. Albo
doktor Louis zostawiał w jej domu kartki dotyczące wydarzeń w jej życiu, albo
ktoś dobrze podrabiał jego pismo. Skłaniała się bardziej ku drugiej opcji.
Liam siedział
na brzegu jej łóżka i przyglądał się jej w milczeniu. Nauczyła się już ignorować
jego obecność tak, że nawet gdyby ktoś wszedł teraz do pokoju, nie domyśliłby
się, że Fay widzi swojego przyjaciela, chociaż w rzeczywistości jest tutaj
sama. Wciąż jednak czuła nieprzyjemną pustkę i rozczarowanie, gdy patrzyła na
Liama.
Usłyszała pukanie
do drzwi. Kiedy Harry wszedł do pokoju i usiadł na brzegu łóżka, dokładnie obok
Liama, nawet nie odwróciła głowy. Wciąż próbowała poukładać wszystko w logiczną
całość, a bliskość Harry’ego tylko by ją rozpraszała.
- Wymyśliłaś
coś? – zapytał chłopak z ciekawością. Nie mogła się powstrzymać i w końcu na
niego zerknęła. Dziwnie było patrzeć na ten obraz. Harry tuż obok Liama, obaj
wpatrujący się w nią intensywnie.
- Nie mam
pojęcia co to ma oznaczać – mruknęła pod nosem, wracając spojrzeniem do kartek
na podłodze. – Chyba pojadę do doktora Louisa i po prostu z nim porozmawiam.
Nie widzę innego wyjścia.
- Myślisz, że
to bezpieczne? A co… Co jeśli to on jest mordercą? – Harry zawahał się przed
wypowiedzeniem tego pytania. Bał się, jak Fay mogłaby zareagować na ten pomysł.
Jeszcze nigdy nie była tak blisko poznania prawdy o tym, co wydarzyło się w
dniu śmierci Meg.
- Może być
mordercą – szepnęła do siebie. – A może po prostu ktoś próbował podszyć się pod
niego. Albo… albo doktor Louis po prostu wie więcej niż nam się wydawało. Może
nawet wie wszystko. Tylko…
Przerwała
nagle, patrząc przed siebie.
- Tylko
dlaczego nic ci nie powiedział do tej pory? – dokończył za nią Harry.
- Dokładnie. –
Długie westchnięcie wyrwało się z ust Fay.
- Jeśli chcesz
do niego pojechać, mogę pojechać razem z tobą – zaproponował chłopak.
- Nie –
powiedziała bez chwili namysłu. Po jego minie można było powiedzieć, że poczuł
się odrobinę urażony. – To znaczy… Chcę to zrobić sama. Ja… po prostu muszę.
Odwrócił od
niej spojrzenie i przygryzł wargi.
- Jak chcesz –
mruknął w końcu. Fay podeszła do niego i objęła jego szyję ramionami. Wciąż była
trochę skrępowana robiąc to, ale Harry sprawiał, że czuła się znacznie
bezpieczniej w jego uścisku, niż podczas trzymania go na dystans. Przyciągnął ją
do siebie i złożył długi pocałunek na jej ustach. Nagły ucisk w jej piersi
zelżał, kiedy przycisnęła czoło do jego czoła.
Leżeli jeszcze
chwilę na jej łóżku, czekając na moment, w którym oboje będę czuli się na
siłach, by się rozdzielić. Fay wiedziała, że ten czas musi przyjść niedługo,
ponieważ czekała ją długa rozmowa z doktorem Louisem, a wpierw musiała znaleźć
jego mieszkanie. Może znała jego adres, ale nie bywała wystarczająco często w
Brighton, by orientować się w rozmieszczeniu ulic.
Przesunęła dłonią
po włosach Harry’ego i przyglądała się, jak chłopak zamyka oczy i mruczy cicho
z przyjemności.
Miło było
odkrywać tę stronę jego osoby. Wcześniej wszystko, co razem robili miało
związek ze śmiercią Meg, albo zniknięciem Liama, a przez to praktycznie nie
mieli czasu, by naprawdę poznać siebie nawzajem. Teraz w końcu zaczęli to
robić. I była to przyjemna odmiana.
W końcu
zebrała się w sobie, by opuścić bezpieczne łóżko i wyjść na zewnątrz. Deszcz
spadł o poranku i teraz wszystkie drogi pełne były kałuż, lecz nie
przeszkadzało jej to. Zdążyła się przyzwyczaić do nieustannej mżawki. Przed
odwiedzeniem Louisa i tak musi jeszcze gdzieś wstąpić.
Na kolanach
trzymała małą karteczkę z adresem doktora Louisa podczas jazdy samochodem.
Rozglądała się uważnie w poszukiwaniu właściwego domu, a kiedy w końcu
natrafiła na blok o podanym numerze na przedmieściach Brighton, zatrzymała się
ostrożnie na parkingu i zerknęła na budynek. Nie spodziewała się, że doktor Louis
będzie mieszkał w bloku. Bardziej wyobrażała go sobie w prywatnym domu pełnym
starych, stylowych mebli, takich, jak te z gabinetu.
Stanęła pod
jego drzwiami i zawahała się przed zapukaniem. O co dokładnie chciała się go
zapytać? Czy zdradzi mu od razu, co odkryła?
Drzwi
otworzyły się, zanim zdążyła przemyśleć swój plan działania. W progu stanął
Louis, zatrzymując się gwałtownie, gdy zobaczył dziewczynę. Wyglądał, jak gdyby
właśnie miał wyjść na dwór, trzymając w dłoni parasol i płaszcz. Znów miał na
sobie ten sam, szary sweter, który zaczął kojarzyć się Fay tylko i wyłącznie z
nim.
- Fay? –
wydukał, zaskoczony, cofając się, by uniknąć krępującej bliskości z dziewczyną.
– Co tutaj robisz?
- Powiedział
pan, że mogę pana odwiedzić, jeśli będę potrzebowała rozmowy przed naszą
kolejną wizytą w gabinecie – wytłumaczyła się szybko Fay, czując wyrzuty
sumienia, że psuje jego plany na wieczór.
- Ach, no tak.
Oczywiście. – Mężczyzna podniósł brwi, cofając się jeszcze o krok, by wpuścić
Fay do środka jego mieszkania. Dziewczyna weszła niepewnie, rozglądając się na
boki.
Wąski korytarz
prowadził do małej kuchni i salonu, a po prawej stronie stały drzwi, które
prawdopodobnie prowadziły do sypialni mężczyzny. Fay nie zauważyła żadnych
ozdób ani obrazów. Wszystko było utrzymane w bardzo skromnym, minimalistycznym
stylu, kompletnie odmiennym od tego z gabinetu doktora Cappusa. Poczuła się
obco w tym pustym mieszkaniu.
- Szczerze,
nie spodziewałem się, że przyjdziesz – przyznał się doktor Louis, prowadząc ją
do salonu, w którym jedyny mebel stanowiła szeroka kanapa stojąca naprzeciwko
małego telewizora. – Właśnie miałem wychodzić na spacer…
Oczywistym
było, że doktor Louis nie zaprojektował wystroju wnętrza gabinetu, w którym
przebywał od niedawna, ponieważ przejął go po kimś, kto pracował w nim od
znacznie dłuższego czasu, a jednak Fay nie mogła powstrzymać rozczarowania,
kiedy porównywała te puste ściany do wspomnienia staromodnych, oszklonych
szafek i wygodnych poduszek na fotelach w gabinecie. Przemilczała to jednak,
zajmując miejsce na kanapie.
Doktor Louis
usiadł w bezpiecznej odległości od niej, przypatrując się jej ostrożnie.
Wiedziała, że umiera z ciekawości, by w końcu dowiedzieć się, co ją do niego
sprowadza. Dotknęła kieszeni w swoich spodniach, by upewnić się, że są w niej
przedmioty, które przygotowała na rozmowę z doktorem. Wzięła głęboki wdech i zaczęła
mówić.
- Tak jak pan
wie, od dawna starałam się dowiedzieć, kto jest mordercą Meg. – Doktor Louis poruszył się nieznacznie na
swoim miejscu, ale nic nie powiedział. – Aż w końcu, wczoraj zobaczyłam…
Co ona
wyprawia? A co jeśli doktor Louis jest mordercą? Zabije również i ją, jeśli
dowie się, że Fay zna prawdę! Spuściła wzrok na swoje palce, bawiące się
nerwowo kawałkiem materiału z jej bluzki.
- Wczoraj
zobaczyłam, jak Harry napisał jakiś list do ciotki… to znaczy, swojej mamy –
powiedziała, zastanawiając się, co ona najlepszego wyprawia kłamiąc mu prosto w
oczy. Nie mogła już jednak wycofać się z tego, co zdążyła powiedzieć. Louis od
razu zacząłby ją o coś podejrzewać.
- Tak? No cóż…
Ludzie czasami piszą listy. – Doktor Louis wzruszył ramionami, posyłając jej
wymuszony uśmiech. Wyglądał na zdenerwowanego, ale jednocześnie, to mogła być
tylko wyobraźnia Fay, która podpowiadała jej taki obraz wydarzeń. W stresie
rozejrzała się po pokoju, by odszukać Liama. Wiedziała, że jeśli nadal będzie
tak rozkojarzona, za chwile pojawi się gdzieś obok
- Tak, wiem.
Ale nie to miałam na myśli. Po prostu… - zawahała się, po czym wyciągnęła z
kieszeni spodni dwie notatki i pokazała je doktorowi. Zerknął na nie z
zainteresowaniem. – Zobaczyłam jego pismo. Wydaje mi się… Wydaje mi się, że to
on napisał te rzeczy. A w takim razie Harry musiał wiedzieć wszystko o
morderstwie. Jak inaczej wytłumaczyć te kartki?
Doktor Louis
wziął od niej notatki i przyglądał się im uważnie w milczeniu przez kilka
przerażająco długim minut. Fay poczuła jak po plecach spływa jej stróżka
zimnego potu, kiedy czekała cierpliwie, aż mężczyzna coś powie. Dłonie zaczęły
jej się trząść z nerwów, więc schowała je pomiędzy uda.
- Doktorze? –
odezwała się w końcu, wyrywając go z zamyślenia. Ku jej przerażeniu, doktor
Louis popatrzył na nią z szerokim uśmiechem na ustach. Nie był to jednak jego
zwykły, uprzejmy uśmiech, którego używał, by ją pocieszyć, lub rozluźnić
sytuację. Tym razem wyglądał niemal groźnie, wyginając kąciki ust do góry i
posyłając jej pewne siebie spojrzenie. Jak gdyby rzucał jej wyzwanie.
- Fay, Fay,
Fay… - westchnął, kręcąc głową. – Nigdy w życiu nie spotkałem tak naiwnej
osoby, jak ty.
Fay spojrzała
na niego zszokowana. Mężczyzna bez słowa wstał z kanapy i wyszedł na chwilę z
pokoju. Przez otwarte drzwi widziała, jak doktor Louis sięga do jednej z szafek
w kuchni i wyciąga mały plik karteczek na notatki, po czym wraca i ponownie
siada obok niej z szerokim, złowieszczym uśmiechem.
Pochylił się i
zaczął coś pisać na karteczce na wierzchu. Fay miała ochotę zajrzeć mu przez
ramię, ale powstrzymała się i czekała cierpliwie aż skończy. W końcu doktor
Louis wyprostował się i położył jej karteczkę na kolanach razem z resztą
notatek, które mu pokazała. Otworzyła szeroko oczy, wstrzymując oddech.
„Nigdy nie lubiła żółtych tulipanów.
Podobno nie chciał odjeżdżać.”
Napisał to
przed chwilą, siedząc obok niej. Linijka pod linijką. Dokładnie tym samym
stylem pisma, co na kartkach, które znalazła w swoim domu. Zamarła w
przerażeniu. Teraz nie miała już żadnych wątpliwości, co do tego, kto zostawiał
te tajemnicze notatki. Nie rozumiała tylko dlaczego.
- Nie
rozumiem… - wymamrotała, patrząc w osłupieniu na notatki i porównując je do
siebie.
- Szczerze,
myślałem, ze zepsułem już wszystko, w pierwszej minucie, kiedy tylko cię spotkałem
– zaczął doktor Louis, czym sprawił, że poczuła się jeszcze bardziej
zdezorientowana. - Nie zorientowałaś się? Zwróciłem się do ciebie po imieniu.
Zwykły przypadek. Zapamiętałem, że tak mówiła do ciebie twoja siostra podczas
pogrzebu waszych rodziców. Dopiero, kiedy to powiedziałem, zorientowałem się,
że jeszcze nie zdążyłaś mi się przedstawić osobiście. Bałem się, że nabierzesz
podejrzeń, ale ty wydawałaś się niczego nie dostrzegać.
Fay
przypomniała sobie dzień, w którym po raz pierwszy przyszła do gabinetu doktora
Cappusa. Doktor Louis pojawił się za jakimś starszym biznesmenem z tym swoim
trzydniowym zarostem i potarganymi włosami i jakimś cudem wydał jej się
wystarczająco sympatyczny, by mu zaufać.
Oh, przecież już skończyłem spotkanie z ostatnim
pacjentem. Wchodź, Fay.
Dokładnie to
powiedział. Wchodź, Fay… Jak mogła to
zignorować?!
- Wiesz,
bardzo lubiłem twojego ojca – kontynuował doktor Louis bez śladu zmieszania na
twarzy. Wydawał się teraz naprawdę rozluźniony. – Świetny nauczyciel. Niewielu
jest takich, którzy naprawdę uczą z powołania, a on był jednym z nich. Lubiłem z nim rozmawiać o
przyszłości. O tym, co mógłbym robić w życiu. To on doradził mi psychologię i
dosłownie w dniu, w którym ukończyłem pierwszy rok studiów, ten zmarł w wypadku
samochodowym. Bardzo się to na mnie odbiło…
Fay
przyglądała się w milczeniu, jak jego mimika zmienia się wraz z opowieścią.
Cień przebiegł po jego twarzy, gdy dotarł do śmierci swojego nauczyciela.
- Naprawdę nie
wiedziałem co robić ze swoim życiem. Zwątpiłem w psychologię i studia. Chciałem
to rzucić i dać sobie spokój z edukacją. Ale najpierw poszedłem na jego pogrzeb
i Boże, ukarz mnie, jeśli skłamię, ale zobaczyłem najpiękniejszą kobietę, jaka
kiedykolwiek chodziła po tej ziemi. Wszyscy ci powiedzą, że ze smutkiem ci do
twarzy, Fay. To bardzo niesprawiedliwe, jednak taka jest prawda.
Chciałem cię
poznać. Niczego tak nie pragnąłem, jak spędzić z tobą chociaż kilka minut
więcej, ale byłaś taka cicha i zamknięta w sobie. Nie patrzyłaś się na nikogo
oprócz swojej młodszej siostry i cały czas szeptałaś coś pod nosem, jakbyś
odmawiała modlitwę. Teraz już wiem, że przez cały ten czas rozmawiałaś z
Liamem, ale wtedy wydawało mi się to czymś znacznie bardziej fascynującym,
niesamowitym.
Podszedłem do
ciebie na cmentarzu i chciałem poznać twoje imię, ale tylko popatrzyłaś się na
mnie pustym wzrokiem i odeszłaś bez słowa. Nawet nie wiem, czy widziałaś mnie
wtedy. Wydaje mi się, że zamknęłaś się w swoim świecie, a dostęp do niego był
naprawdę mocno ograniczony. Była to bolesna prawda, ale nie mogłem się poddać.
Śledziłem cię aż do twojego domu. Przepraszam, za moje zachowanie, nie mogłem
się powstrzymać. Fay, nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty.
Od tamtej pory
obserwowałem cię regularnie. Widziałem jak spacerujesz po ogrodzie, jak
wychodzisz, by popatrzeć na morze przed deszczem. Wiedziałem, że lubisz szum
fal, bo zawsze wtedy zamykałaś oczy i stawałaś nieruchomo, wsłuchując się w
nie. Chcąc, nie chcąc, dostrzegałem również Meg i widziałem, że omija z daleka
rabatę z żółtymi tulipana. Nie do końca to rozumiałem, ale też nie starałem się
za bardzo nad tym rozmyślać. Meg była mi obojętna.
Nagle doktor
Louis przerwał swoją historię i spojrzał na Fay, sprawdzając, jak dziewczyna
reaguje na to wszystko. Wyglądała na opanowaną i niewzruszoną, ale w
rzeczywistości walczyła ze łzami, które napływały do jej oczu. Wiedziała, że za
chwilę usłyszy historię morderstwa jej siostry i nagle poczuła, że nie jest na
to gotowa. Gdyby mogła, cofnęłaby czas i wymazała z pamięci wszystko, czego
dowiedziała się do tej pory. Życie w nieświadomości wydawało jej się teraz
najlepszym rozwiązaniem.
- Z dnia na
dzień zaczynałaś żyć na nowo. Bez rodziców było ci znacznie trudniej, bo
musiałaś sama dbać o dom i siostrę, ale spokojnie dawałaś sobie radę. Czasami
działając mechanicznie, czasami aż zanadto emocjonalnie, ale zawsze jakoś
udawało ci się poradzić ze wszystkimi przeciwnościami. Widziałem, że powoli
zanika ta smutna, zamknięta w sobie dziewczyna, którą zobaczyłem na pogrzebie.
Zatęskniłem za twoimi zaszklonymi oczami.
Nie zrozum
mnie źle, nie planowałem wtedy zrobić ci żadnej krzywdy. Szczerze
powiedziawszy… To wyszło całkiem niespodziewanie. Ale jednak czułem pewien
niedosyt, gdy coraz rzadziej widziałem cię płaczącą. Codziennie znikałaś co
najmniej na dwie godziny i chowałaś się gdzieś nad morzem, a wtedy dom stał
zupełnie pusty.
Z początku
chciałem tylko wejść do środka i rozejrzeć się, ale wtedy ta mała, Meg, wyszła
z kuchni i kompletnie mnie zaskoczyła. Była bardzo inteligentna, muszę to
przyznać. Nie uwierzyła, kiedy powiedziałem, że jestem twoim przyjacielem. To ty masz na imię Liam? Fay powiedziała, że
Liam się mną zaopiekuję… Tak powiedziała. – Doktor Louis spróbował podrobić
cieniutki głos dziewczynki. Fay nie potrafiła już powstrzymać łez. Płakała,
ignorowana przez mężczyznę, który jak gdyby nigdy nic kontynuował swoją
opowieść. – Zainteresowała mnie wtedy postać Liama, bo wiedziałem, że zawsze
jesteś sama. Nikt nigdy nie odwiedzał ciebie, ani twojej siostry, a na
pogrzebie nie spotkałem nikogo o imieniu Liam. A jednak wyglądało na to, że
masz jakiegoś przyjaciela. Przyznam szczerze, poczułem ukłucie zazdrości.
Delikatny
uśmiech pojawił się na ustach doktora Louisa, kiedy wyznawał Fay swoje uczucia
względem Liama. Dziewczyna musiała odwrócić wzrok zdegustowana. Nie mogła już
patrzeć na tego mężczyznę, który śledził ją i zniszczył całe jej życie, a teraz
przyznawał się jej do tego bez zmrużenia oka.
- Meg zaczęła
się mnie bać. Musiałem powiedzieć coś, co ją spłoszyło, bo uciekła do ogrodu, a
ja pognałem za nią. Nie mogłem pozwolić na to, by przekazała ci, że
przyszedłem. To by mnie zrujnowało. Przecież w głowie układałem już idealny
plan, jak mógłbym ciebie poznać. Był on jeszcze w początkowej fazie tworzenia,
ale wiedziałem, że z czasem wpadnę na pomysł, który zbliży mnie do ciebie.
Zaczęła krzyczeć. Bałem się, że usłyszysz jej krzyk i przybiegniesz. To by było
najgorsze. A w mojej ręce dosłownie znikąd pojawiła się lina.
Fay jęknęła,
niemo błagając mężczyznę, by skończył. Nie chciała już dłużej słuchać. Chciała
uciekać, ale nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Cała historia Louisa. Wszystkie
jego wyznania i opisy sprawiały, że robiło jej się niedobrze.
- Większość
morderców opowiada o swoich zbrodniach i przyznaję, że odbieranie komuś życia
jest niesamowitym uczuciem. Masz władzę i możesz ją pokazać w najbardziej
apodyktyczny sposób. Jeśli tak na to popatrzeć, to rzeczywiście, muszę
przyznać, że zabijanie jest czymś niesamowitym. Ale sam proces. Nie. Nie mogłem
nawet popatrzeć na to małe ciałko, które leżało u moich stóp w dosłownie kilka
sekund. Robiłem wszystko jak przez mgłę. Nawet nie pamiętam, kiedy zacząłem ją
dusić. Oprzytomniałem dopiero, kiedy zaciągnąłem ją do lasu niedaleko twojego
domu i ukryłem w zaroślach. Spanikowałem i uciekłem zaraz potem.
Dopiero w domu
uświadomiłem sobie, że jeśli nie ukryję ciała w jakimś odpowiedniejszym
miejscu, ludzie znajdą je w kilka godzin i może nawet odkryją, kto to zrobił. Nie
mogłem do tego dopuścić. Wtedy przypomniałem sobie o żółtych tulipanach.
Poczekałem do
następnego dnia, aż wyjdziesz z domu na swój codzienny spacer. Trochę zadziwiło
mnie to, że mimo zniknięcia siostry i tak opuszczasz dom, ale nie narzekałem.
To mi nawet pomogło, bo spokojnie zaniosłem ciało do ogrodu i zakopałem pod
tulipanami. Musisz przyznać, że całkiem nieźle mi to wyszło, prawda? Nie było
nawet śladu po obecności kogoś z zewnątrz, a musiałem kopać naprawdę głęboko.
Potem wywiozłem ziemię do lasu i zobaczyłem, że nadal stoisz nad klifem i
patrzysz się w przestrzeń. Wyglądałaś tak poetycko. Dosłownie.
Uśmiechnął się
do Fay, ale ona nie potrafiła już nawet tego dostrzec przez łzy.
- Coś
podkusiło mnie, żeby wrócić do twojego domu. Wiedziałem, że nie ma już w nim
twojej siostry, więc czułem się bezpieczny. Zajrzałem do twojej sypialni i w
którejś z szuflad w biurku znalazłem stary notatnik. Wtedy wpadłem na pomysł,
by zrobić z tego grę. Wiedziałem, że jestem bezpieczny. Postarałem się o
usunięcie dowodów. Chciałem tylko podtrzymać tę zabawę trochę dłużej.
Fay posłała mu
najbardziej zniesmaczone spojrzenie, na jakie było ją stać.
- Zabiłeś moją
siostrę, a potem postanowiłeś podtrzymać
tę zabawę? – postarała się, by jej głos był chłodny i opanowany, jednak
nawet to nie wytrąciło Louisa z równowagi.
- To nie
koniec – powiedział z uśmiechem. – Napisałem notatkę o żółtych tulipanach i
zostawiłem ją w twoim pokoju, a potem nadal obserwowałem twoje poczynania.
Widziałem, że odkryłaś gdzie znajduje się Meg. Tego dnia, gdy twoja rodzina
przyjechała do ciebie… Ukrywałem się za furtką w ogrodzie…
- To ty
zmieniłeś kłódkę… - przerwała Fay, uświadamiając sobie jeszcze jeden fakt,
który pasował do całej układanki.
- Co? Ach,
tak. Ale to nieistotne. – Doktor Louis machnął dłonią, wracając do swojej
opowieści. – Ukrywałem się za furtką w ogrodzie, gdy twoja babka postanowiła
pójść na mały spacer z Harry’m.
Fay
zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, że Harry rozmawiał z jej babcią.
- Pokazał jej
miejsce, w którym była ukryta Meg i opowiadał jej o tobie. Mówił, że nie
radzisz sobie z tym wszystkim, ale starasz się tego po sobie nie pokazywać.
Wtedy twoja babcia po raz pierwszy wspomniała o doktorze Cappusie. Dostrzegłem
swoją szansę.
Już następnego
dnia złożyłem podanie o przyjęcie na praktyki. Dobrze się złożyło, że kończyłem
swoje studia i nie zrezygnowałem z nich, kiedy miałem chwilę zwątpienia. Teraz
wiem, że opłaciło się przeczekać depresję. Nie wiem, jakim cudem, ale doktor
Cappus zgodził się mnie przyjąć. To była chyba jedyna rzecz, której nie
musiałem wywalczyć w drodze do poznania ciebie. Potem jedynie złożyłem małą
wizytę w jego domu i przygotowałem dla niego drobny posiłek. Trucizna, którą mu
podałem działała bardzo powoli. Nie przypomnę sobie teraz jej nazwy, ale
pamiętam, że mężczyzna, który mi ja sprzedał gwarantował, że nikt nawet nie
powiąże ze mną faktów. Jak widać, miał rację.
Tydzień
później doktor Cappus rozchorował się i tymczasowo oddał mi pod opiekę swój
gabinet. Naprawdę mnie lubił i ufał, że poradzę sobie ze wszystkim. A potem
odszedł. Biedaczek…
Doktor Louis
pokręcił głową z politowaniem. Świetnie odgrywał skruchę.
- Jesteś
obrzydliwy – warknęła Fay, ścierając łzy z policzków.
- Obrzydliwie
szczęśliwy? To miałaś na myśli?
Przełknęła
głośno ślinę, powstrzymując wymioty. Nie chciała już płakać. Łzy ustały i teraz
pozostawał tylko wstręt do tego mężczyzny, któremu kiedyś bezgranicznie ufała.
- Kolejny
punkt załamania przyszedł, kiedy ta dziewczyna… Blair. Zaczęła węszyć. Naprawdę
nie mam pojęcia jak domyśliła się, że to mogłem być ja i zaczęła mnie uważniej
obserwować. To chyba zaczęło się w dniu pogrzebu Meg. A potem ta noc, kiedy chciałem
zostawić kolejną notatkę…
- To ty ją
oślepiłeś! O mój Boże. Miałeś tupet, by wracać do mojego domu po tym
wszystkim?!
- Fay, to nie
był jedyny raz, kiedy przyszedłem do twojego domu po śmierci Meg, pamiętasz? –
Jego uśmiech wyglądał na przerażająco szczery. – Musiałem zrobić to, co
zrobiłem. Blair wyszła z pokoju, kiedy usłyszała hałasy i zobaczyła mnie, jak
skradałem się korytarzem. Na szczęście byłem przygotowany. Obroniłem się zanim
zaczęła krzyczeć…
- Obroniłeś
się? Obroniłeś?! Zrobiłeś z niej kalekę na cześć swojej chorej gry! – wrzasnęła
Fay, tracąc panowanie nad sobą. Emocje zniekształcały jej słowa, ale wciąż mogła
jasno myśleć. A jej myśli przerażały ją bardziej niż to, co mogła powiedzieć. –
Blair nie spadła z klifu… Nie bez czyjejś pomocy, prawda?
- Jesteś
jednak sprytniejsza niż mi się wydawało. Nieźle, Fay. – Jego pochwała
zabrzmiały w jej myślach jak najgorsza obraza. – Przyszła do mnie o świcie. Ktoś
ją przywiózł, ale nie zdążyłem zauważyć, kim był kierowca, bo odjechał zaraz po
tym jak wysiadła z samochodu. W każdym razie… Zaczęła mi grozić. Grozić, że
pójdzie ze wszystkim na policję, jeśli sam nie przyznam się do winy. Była
naprawdę głupia, jeśli myślała, że zrobi to na mnie wrażenie. Jaki problem może
sprawić jedna, mała, ślepa nastolatka?
Doktor Louis
wzruszył ramionami i rozłożył bezradnie ręce, podczas gdy nieprzyjemny dreszcz
przebiegł po plecach Fay. Zapadła chwila milczenia, podczas której dziewczyna
próbowała uspokoić oddech i przygotować się do dalszej rozmowy.
- Powiedź mi
szczerze, Fay – odezwał się w końcu Louis. – Czy chociaż na chwilę przyszło ci
do głowy, że to mogłem być ja?
- Szczerze –
zawahała się Fay. – Szczerze, to nie myślałam, że jesteś zdolny do czegoś tak
okropnego.
- Faith.
Naprawdę tęskniłem za twoją piękną, smutną twarzą. A kiedy pojawiłaś się w moim
gabinecie, zobaczyłem ją ponownie. I znów się zakochałem. Równie mocno, co za
pierwszym razem. Uwierz mi, Fay. Zrobiłem ci przysługę.
- Jesteś
chory. – Wypluła te słowa z obrzydzeniem. – Ale cieszę się, że powiedziałeś mi
o wszystkim…
Usłyszeli, jak
drzwi frontowe zamykają się z cichym kliknięciem. Fay uśmiechnęła się ledwo
zauważalnie, podczas gdy Louis obejrzał się z paniką w oczach w tamtym
kierunku. Zgodnie z planem policja pojawiła się po godzinie. Dokładnie tak, jak
ustaliła to z nimi Fay.
- Ty to
zaplanowałaś? – Doktor Louis odwrócił na nią zszokowane spojrzenie. Fay nie
odpowiedziała. – Myślałem, że jesteś rozsądniejsza. Fay, zrobiłem to wszystko
dla ciebie. Moglibyśmy być szczęśliwi. Mógłbym dać ci cały świat!
Pokręciła
głową. Policja zaczęła zbliżać się do nich korytarzem i przez chwilę Fay
pomyślała, że Louis rzuci się na nią póki jeszcze ma okazję, ale on zamiast
tego, pochylił się nad plikiem kartek, które wciąż miał na kolanach i zaczął
coś szybko zapisywać. Patrzyła na niego w zdumieniu.
Dwóch
policjantów złapało Louisa od tyłu za ramiona i pociągnęło w ich stronę,
przygniatając go do oparcia kanapy. W ostatniej chwili rzucił jej kartkę z
notatnika z przebiegłym uśmiechem.
- Prosił by
cię pozdrowić! – krzyknął rozbawiony, gdy mężczyźni zaciągali go siłą przez
drzwi w stronę korytarza. Fay siedziała na kanapie osłupiała, wpatrując się w
niego z szeroko otwartymi oczami. Zastanawiała się, jak chorym człowiekiem
trzeba być, by w takiej sytuacji mieć siłę się uśmiechać.
- Wszystko w
porządku? – usłyszała głos trzeciego policjanta, który do tej pory obserwował
kolegów z boku i pilnował, by nic nie stało się Fay podczas aresztowania. Pokiwała
głową, uświadamiając sobie, że zgniata w dłoni kartkę, którą podał jej Louis. Spojrzała
na rozmazane litery i poczuła, jak serce zamiera jej w piersi.
„Jego już nie zamierzam ci oddać”
Harry!
Podniosła się
z kanapy i rzuciła biegiem w stronę klatki schodowej. Louis był już przy drzwiach
prowadzących za zewnątrz, eskortowany przez kilku policjantów. Popatrzył w górę
i posłał jej szeroki uśmiech dokładnie w momencie, gdy go dostrzegła.
- Co z nim
zrobiłeś?! – wrzasnęła, zanim zniknął za wyjściem. – GDZIE JEST HARRY?!
_____________________________
Doceniam każdą opinię, jeśli ma więcej niż dwa zdania pojedynczo złożone ;)
I tak właśnie kończy
się ta historia. Zostaje tylko epilog…
Do usłyszenia po raz
ostatni za tydzień ;__;
( Mówiłam, że będę szukać klifów! )
Chyba właśnie umarłam!.
OdpowiedzUsuńTa historia była genialna, muszę przyznać że do końca nie byłam pewna kto jest mordercą Meg.. Przez chwilę myślałam że to Fay, kiedy dowiedziałam się że Liam to wytwór jej wyobraźni..
Po tym rozdziale dochodzę do wniosku że najbardziej chorą osobą z nich wszystkich był Louis.. To było okropne, jak opowiadał o wszystkim co zrobił żeby poznać i zbliżyć się do Fay.. Jak można lubić kiedy ktoś jest smutny, no jak?!
Końcówka rozdziału mnie zabiła ;c serio, jest mi smutno..
I nie mogę uwierzyć że to ostatni rozdział!
Będzie mi brakować te historii, naprawdę :)
Czekam na epilog, życzę dalszej weny do kolejnych cudownych historii i dziękuję za to opowiadanie, było mega serio <3
To najbardziej szokujący rozdział, jaki udało mi się przeczytać w dniu dzisiejszym. Po prostu jestem totalnie zdezorientowana. Ale może po kolei.
OdpowiedzUsuńNa miejscu Fay też bym raczej nie zostawiła sprawy tych notatek, w końcu była już coraz bliżej od poznania prawdy, więc musiała wykorzystać te wszystkie informacje. Cieszę się, że Harry ją wspiera i ciągle przy niej jest. Ich związek jest najszczęśliwszym zjawiskiem w tym opowiadaniu, naprawdę. Przynosi mnie, jako czytelnikowi, ogromną ulgę i jednocześnie nadzieję. Tak bardzo chciałam, żeby Harry jechał z nią do Louisa. Przeczuwałam, że tam stanie się najgorsze, ale w sumie byłam pewna, że doktor w jakiś sposób ją zaatakuje.
Ale jego postawa ogromnie mnie zaskoczyła! To jest po prostu chory człowiek, którego należy zamknąć. Nie rozumiem, co pięknego jest w dziewczynie, która całymi dniami płacze? Nie rozumiem, jak można dopuścić się morderstwa tylko po to, by zobaczyć w czyiś oczach smutek. To przecież idiotyczne i chore. Nie ma wątpliwości, że Louis zakochał się w Faith, jednak jego miłość stała się toksyczna, chora i w ogóle niezrozumiała dla mnie. Jestem dalej w szoku, że to właśnie on stoi zarówno za morderstwem Meg jak i Blair. Kto by się tego spodziewał na samym początku, kiedy pojawił się jako opiekuńczy i troskliwy doktor? Muszę jednak przyznać, że miał idealnie wszystko zaplanowane. Wszystko sobie przemyślał, cały czasz obserwował Fay i jej poczynania. Naprawdę, nie mogę w to wszystko uwierzyć. A teraz jeszcze tak bardzo niepokoję się o Harry'ego! Ale swoją drogą... Jak Louis mógł mu cokolwiek zrobić, skoro cały czas był z Faith? Chyba że zaplanował sobie to wcześniej, nie wiem, jakoś przeczuwał, że dziewczyna we wszystkim się połapie i wkrótce go odwiedzi. Mam jednak nadzieję, że w tym opowiadaniu nie będzie już żadnej tragedii i Harry w jakiś sposób wyjdzie cało z tej sytuacji, w którą wpędził go Louis. Naprawdę, błagam Cię, nie uśmiercaj mi go. Wprowadził w życie Fay uśmiech, radość, ale przede wszystkim nadzieję. On jest najpiękniejszą perłą tego opowiadania i nie wyobrażam sobie, by mogło go zabraknąć.
Kochana, rozdział jest niesamowity, naprawdę! Strasznie mi smutno, że to już prawie koniec. Ciężko jest mi się z tym pogodzić, bo bardzo pokochałam tę historię. Mam nadzieję, że po zakończeniu jej zabierzesz się za coś nowego, bo z chęcią dalej czytałabym Twoją twórczość! Tymczasem życzę dużo weny, czasu i czekam na epilog. Buziaki, trzymaj się <3
Najlepsza rzecz co potrafi człowiekowi poprawić humor to miła niespodzianka. :) A wracając do tego co mnie naprawdę strąciło z nóg - Louis! To był Louis! Zjadałam, pochłaniałam literki z szybkością błyskawicy. To było niesamowite, serce podeszło mi do gardła, a ręce drżą z wrażenia.To jak wymierzony jest każdy milimetr twojego opowiadania, każdy rozdział działa z mocą, jest niesamowite, ale ten wpis przerósł wszelkie oczekiwania. Powolutku, ale przemyślanie! Podziwiam cię i wielbię. A epilog? Cierpliwość trzeba ćwiczyć, ale... co się dzieje z Harrym? Tak sobie myślę, co mógłby zrobić psychiczny doktorek i przychodzi ma na myśl, że trucizna już była, to co z Blair, wiec jak na kreatywnego człowieka przystało doktorek ma plan. :D Nie będę zgadywać, bo i tak padnę, jak teraz...
OdpowiedzUsuńWiedziałam że to Louis . Po prostu wiedziałąm. Dopiero teraz się zoriętowałam że można komentować z anonima...A i jeszcze jedno ,bo jak masz ten swój blog Easy Destination ( czy jakoś tak) to tam nie mogę dodac komentarza nie wiem dlaczego. A bardzo mi na tym zależy ,bo nie chciałabym abyś usunęła bloga z powodu braku komentarzy. Bo jest on zajebisty! Z resztą tak jak wszystkie twoje! <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńTo byłoby żałosne, gdybym decydowała się na pisanie bloga tylko z przekonaniem, że znajdę na nim komentarze. Nie jestem taka :P
Usuń... Po co to czytalam? Jestem na wakacjach, a teraz rodzice pytaja sie co mi sie stalo ;3; Jak to koniec? Dziewczyno, to jest twoj najlepszy blog! Te wszystkie zagadki. Nie sadzilam, ze to Louis! Psychiczny. Nie wiem jak wpadlas na ten pomysl. No coz, niestety wszyatko musi sie skonczyc. Teraz zostalo tylko czekac na epilog. Zastanawia mnie czy zrobisz szczesliwe czy smutne zakonczenie?
OdpowiedzUsuńPodejrzewałam już wszystkich, ale zaskoczyłaś mnie tym, że to Louis! Cieszę się, że nic jej nie zrobił i dał się na to wszystko nabrać. Dobrze, że wcześniej postanowiła iść z tym na policję i dogadać się z nimi. Louis jest chory psychicznie, mam nadzieję, że dostanie dożywocie, za to wszystko co zrobił, powinie gnić w więzieniu. Ciekawe jednak co się stanie z Harrym. Zastanawia mnie czy uda się go uratować czy też opowiadanie skończy się tragicznie.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to już koniec, na prawdę polubiłam to opowiadanie :)
Czekam więc na epilog, pozdrawiam Asiek :)
Mówiłam Ci to już pierdyliard razy, ale ten rozdział jest nieziemski, jesteś moim Mistrzem jeśli chodzi o pisanie opowiadań, Louis to podła żmija a Fay... w sumie skoro była taka zimna, to niech cierpi (zła ja xD) >:-D
OdpowiedzUsuńI dzięki za umieszczenie mojej foteczki na końcu hihi :D Pozdrawiam już na zapas z Pragi i Wiednia :*
Ty nie piszesz dobrze ty piszesz zajebiście! !! Kocham ten blog i jest mi trochę przykro że to już koniec. .czekam na epilog i wiem że twoje inne blogi są równie zajebiste jak ten....czekam
OdpowiedzUsuńprzewspaniale! Coś czułam, że z Louisem jest nie tak, ale zakochany? Co.. tego się nie spodziewałam. No i przyznam się, że też nie zwróciłam uwagę, że zwrócił się do niej Fay przy ich pierwszym spotkaniu... to tylko znaczy jak nie uważnie czytam.
OdpowiedzUsuńMiałaś jedną nic nie znaczącą literóweczkę, jak mróweczkę xd I teraz jeszcze Harry... Oh, nie mogę nic z siebie więcej wydusić więc z niecierpliwością poczekam na kolejny! :*