środa, 29 stycznia 2014

Chapter seven



"Words with no meaning
Have kept me dreaming
But they don't tell me anything"

Harry zastał Fay leżącą na podłodze w jej pokoju kilka godzin później.
Wszedł z zamiarem zapytania się jej o samopoczucie, ale już w progu uświadomił sobie, że wszelkie pytania są zbędne. Łzy wciąż jeszcze spływały jej po policzkach, kiedy podnosił ją i niósł w stronę łóżka. Położył ją delikatnie na miękkim materacu i przykrył cienkim kocem, bo chociaż noc była ciepła, od morza wiał nieprzyjemny wiatr.
- Podejrzewam, że jeśli spytam się, co się stało i tak mi nie odpowiesz, prawda? – zapytał i odgarnął włosy z twarzy dziewczyny. Pociągnęła nosem i oplotła kolana ramionami bez słowa. – Tak myślałem…
Westchnął, głaszcząc Fay po głowie. Ku jego zaskoczeniu Fay złapała jego dłoń i zacisnęła wokół niej swoje palce, zamykając oczy.
- Odszedł – szepnęła, tak cicho, że ledwo mógł ją zrozumieć.
- Kto odszedł? – Harry pochylił się nad nią skonsternowany.
- Liam. Obiecał, że nigdy mnie nie zostawi, a potem odszedł. – Zasłoniła twarz włosami i ponownie jęknęła z bólu, który nie mógł mieć źródła w żadnym widocznym miejscu na jej ciele. – Powinnam się już do tego przyzwyczaić. W końcu, oni wszyscy kiedyś odchodzą. Nie potrafię trzymać ludzi zbyt długo przy sobie…
- Nie mów tak, Fay. To nie twoja wina, że to wszystko… - urwał, zastanawiając się jakich słów użyć, aż w końcu zamknął usta i po prostu wpatrywał się w twarz dziewczyny ukrytą pod burzą prostych, ciemnych włosów.
Siedział obok niej przez chwilę w milczeniu, po czym zrzucił buty i położył się obok niej. Nie oponowała, bo, szczerze, nie obchodziło jej, co zrobi teraz Harry. Zamknęła się w swoim własnym, prywatnym świecie autodestrukcji. Przyzwyczaiła się do tego miejsca. Egzystowała w nim chwilami, które czasami przeciągały się w całe miesiące i nigdy nie narzekała. Można by powiedzieć, że już się tam zadomowiła.
- Jestem zmęczona – mruknęła, oswobadzając jego dłoń ze swojego uścisku. Popatrzyła prosto w zielone oczy Harry’ego. Jego twarzy znajdowała się na tym samym poziomie co jej.
- Spróbuj przespać się trochę.
- To jest ten typ zmęczenia, którego sen nie potrafi naprawić.
Zacisnął szczęki patrząc na nią z żałosną bezradnością wypisaną na twarzy.
- Wiem, że to był trudny dzień dla ciebie. Najpierw pogrzeb, potem Liam…
- Dopiszę go po prostu do listy osób, które ostatnio straciłam. Nie powinno to już na mnie robić wrażenia – wyszeptała i zamknęła oczy. Po raz ostatni pociągnęła nosem i odetchnęła głęboko.
- Czasami… - zaczął Harry i zawahał się przez chwilę, nie wiedząc, czy Fay nadal go słucha, czy może już zapadła w sen. – Ale tylko czasami… Takie straty są dla nas dobre. Bo może musiałaś stracić wszystko co łączyło cię z przeszłością, żeby zacząć żyć teraźniejszością?
Popatrzył na nią, ale ona nie patrzyła już na niego. Znajdowała się gdzieś znacznie dalej. Daleko poza strefą bólu, który nieustannie łączył się dla niej z życiem na jawie. Śniła o ciepłej, morskiej wodzie i zachodach słońca spędzonych na plaży. Siedziała na rozgrzanym piasku z całą swoją rodziną i nawet przez sekundę nie przeszło jej przez myśl, że może to wszystko kiedykolwiek stracić.

Obudziła się o wschodzie słońca i od razu wyczuła ramię Harry’ego przerzucone nad jej talią. Odsunęła się od niego delikatnie, by go nie zbudzić, po czym wstała i podeszła do okna. Znów wróciły deszczowe chmury, chociaż jeszcze nie padało. Morskie fale rozlewały się leniwie po piaszczystej plaży.
Fay przypomniała sobie poprzedni wieczór i zgarbiła się na chwilę, dźwigając ciężar bolesnych doświadczeń z ostatnich dwudziestu czterech godzin. Czuła się, jakby przyjęła na siebie całą burzę gradową.
Przypomniała sobie również obietnicę, którą złożyła Liamowi.
Obiecała mu, że wejdzie do ogrodu. Chociażby niewiadomo jak ciężkie miałoby to być, przełamię się i w końcu stanie twarzą w twarz ze swoim największym koszmarem – miejscem w którym znalazła martwą Meg.
Jednak zanim weszłaby do ogrodu, chciała skonfrontować jeszcze jedno, przerażające wspomnienie. Wspomnienie, które do wczorajszego wieczora leżało uśpione na dnie jej umysłu, aż Liam nie sięgnął po tę pamiętną książkę. Wspomnienie, które samo w sobie nie ma nic wspólnego ze zwyczajną książką, a tym, co jest w niej schowane.
Podeszła do biblioteczki i sięgnęła po gruby tom w granatowej okładce. Wstrzymała oddech, kiedy jej palce ponownie dotknęły delikatnego materiału, którym obłożona była książka. Czytała ją tego dnia. Zamiast zakładki zawsze używała kawałka papieru z papeterii leżącej w pokoju Meg, bo miała ładny, liliowy odcień, lecz tym razem ktoś podmienił karteczkę na stronę wyrwaną z notatnika.
Na górze kartki wydrukowane były cyfry: jeden i siedem. Nie zastanawiała się wtedy, co takiego mogą one oznaczać. Znacznie bardziej interesowało ją to, co ktoś napisał schludnym, pochyłym pismem. 
 
„Nigdy nie lubiła żółtych tulipanów”
 
Wyciągnęła kartkę, która wciąż tkwiła schowana w książce i opanowała oddech, próbując się uspokoić. Przeczytała jeszcze raz jedno, jedyne zdanie, które stało się dla niej wskazówką do odnalezienia Meg. Nigdy nie chciała nawet zastanawiać się, kto był na tyle sprytny, by niepostrzeżenie zakopać dziecko w ogrodzie, a do tego włamać się do domu i podłożyć jej tę notatkę.
Dziwiło ją to, że nikt wcześniej nie zapytał się jej, jak dowiedziała się, gdzie została ukryta Meg. Oczywiście domyślała się, że ludziom łatwiej jest zmyślać własne historię niż najprościej w świecie dowiedzieć się prawdy od źródła, lecz tym razem była naprawdę zaskoczona. Ich brak dociekliwości podchodził pod arogancję.
Ponownie schowała kartkę w książce i położyła ciężki tom na szafce nocnej obok łóżka. Popatrzyła się na śpiącego Harry’ego, rozłożonego wygodnie na całej szerokości materaca i uśmiechnęła się pod nosem do siebie. Wyglądał tak niewinnie, kiedy nie próbował grać roli jej ochroniarza.
Zanim uświadomiła sobie co takiego robi, wyciągnęła dłoń w stronę Harry’ego i odgarnęła niesforne loki z jego twarzy. Chłopak odetchnął głęboko i przeciągnął się, wydając z siebie pomruk zadowolenia. Odskoczyła od niego tak szybko, jak tylko potrafiła.
- Czy dzisiaj na obiad może być lasagna? – wymamrotał niewyraźnie, zwijając się w kłębek i otwierając leniwie lewe oko. Fay zmarszczyła brwi. – Śniła mi się lasagna…
Prychnęła rozbawiona i odwróciła się do drzwi z zamiarem zejścia do kuchni na śniadanie.
- Czekaj – zawołał za nią. Łóżko zaskrzypiało, kiedy poruszył się na nim gwałtownie i ustawił w pozycji siedzącej. – Nie chcesz porozmawiać? O tym… co się wczoraj stało?
- Harry, ja nigdy nie chcę rozmawiać – powiedziała cicho Fay.
- Wiem. Ale wciąż mam nadzieję, że kiedyś usiądziesz tu ze mną i zaczniesz mnie traktować jak normalnego człowieka, a nie zbędny balast. – Popatrzyła się na niego zaskoczona. Była świadoma tego, w jaki sposób traktowała Harry’ego, ale nigdy nie spodziewała się, że chłopak odbierze to tak osobiście.
- Nie jesteś zbędnym balastem… - zapewniła go. Chciała zrobić coś, by pokazać mu, że docenia jego starania, ale nie miała pojęcia co. Nie była najlepsza w wyrażaniu swoich uczuć.
Zaśmiał się gorzko i popatrzył na nią z pobłażaniem.
Miała wyrzuty sumienia, że pozwoliła Harry’emu myśleć, że jest dla niej zbędny. Żaden człowiek nigdy nie był dla niej zbędny. Czasami odsuwała ich od siebie, bo nie potrzebowała ich w swoim życiu, ale nigdy nie powiedziałaby, że są niepotrzebni. Jego słowa otworzyły jej oczy na swoje wcześniejsze zachowanie.
- Przepraszam cię – powiedziała podchodząc do niego. – Harry… chyba po prostu wybrałeś złą osobę do opieki. Jestem beznadziejna we wszystkim co ma związek z ludźmi i powinieneś już to wiedzieć. Z resztą, i tak za kilka dni wyjedziesz, więc nie musisz się nawet przywiązywać…
- Mogę zostać, jeśli zechcesz – powiedział tak szybko, że chwilę zajęło Fay zrozumienie, co powiedział. Popatrzyła się na niego szeroko otwartymi z zaskoczenia oczami.
Nie chciała odpowiadać na jego słowa. Nie wiedziała co o tym myśleć. Bo chociaż lubiła spędzać czas w pojedynkę, lubiła spacerować i czytać książki samotnie, niezwykle bała się odczucia samotności.
Zeszli na śniadanie bez słowa. Fay zauważyła, że walizki wuja Henry’ego i jego rodziny stoją już na dole przy drzwiach. Przyjechali tylko na pogrzeb, a teraz spieszyli się, by odjechać. Fay nie miała im tego za złe.
Wiedziała, że po śniadaniu przyjdzie ten czas, kiedy będzie musiała spełnić obietnicę daną Liamowi i wyjść do ogrodu. Na samą myśl jednak przechodził ją zimny dreszcz.
Zjedli śniadanie w spokoju. Harry nie był zbyt rozmowny po porannych wyznaniach i chociaż Fay odpowiadała ta jego milcząca wersja, czuła się winna, bo to właśnie ona do tego doprowadziła. Próbowała nawet uśmiechnąć się do niego pokrzepiająco, ale jej własny charakter nie pozwalał jej na zbytnią interakcję z chłopakiem. Za bardzo przyzwyczaiła się do jadania śniadań w samotności i rozpaczania po ludziach, którzy odeszli w milczeniu.
Po umyciu naczyń stanęła w większym salonie i po raz pierwszy od bardzo długiego czasu popatrzyła na ogród za oknem. Zaniedbane rośliny rozrosły się frywolnie wzdłuż całego terenu, ale mimo to, miejsce nie straciło nic ze swojego starego uroku. Coś zakuło ją boleśnie w sercu, ale zignorowała to. Tak, jak ignorowała wszystkie myśli, które teraz atakowały jej umysł.
Jednak patrzenie na ogród zza bezpiecznej szyby nijak równało się do postawienia stopy na kamiennej, nierównej ścieżce prowadzącej między kwiatowymi rabatami. Wzięła głęboki wdech i otworzyła szklane drzwi prowadzące na zewnątrz. Usłyszała jak Harry wchodzi do salonu i przygląda jej się w milczeniu, ale nie miała teraz czasu na zwrócenie na niego uwagi. Skupiła się na osiągnięciu swojego celu. Przełamaniu wszystkich barier, które odseparowywały ją od normalności.
Zacisnęła mocno powieki, kiedy nogi zaczęły jej się trząść ze strachu. Irracjonalny atak paniki opanował jej kończyny, chociaż umysł wciąż pozostawał czysty. Nauczyła się już bronić swoje myśli przed wspomnieniami, chociaż jej mury stawały się słabsze im bliżej ogrodu się znajdowała.
Ponownie zaciągnęła się powietrzem i otworzyła oczy. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. Pozwoliła jej na to. Podniosła wysoko głowę i popatrzyła na rozkopaną ziemię, którą deszcz praktycznie zrównał z poziomem kamienistej ścieżki i nagle wszystkie siły ją opuściły.
Jęknęła i zacisnęła pięści, odwracając się gwałtownie i wpadając na Harry’ego. Nie spodziewała się, że chłopak jest tak blisko niej, więc gdy uderzyła w jego tors, straciła równowagę i tylko dzięki jego silnemu uściskowi, nie przewróciła się żałośnie na drewnianą posadzkę.
- Nie potrafię tego zrobić, Liam. Nie potrafię – wyjęczała w jego tors, ukrywając łzy i zaciskając dłonie na jego bawełnianej koszulce. – Nie zmuszaj mnie, ja nie umiem…
Jej cichy płacz zamienił się w histeryczny szloch. Z początku Harry stał oszołomiony, zaciskając ramiona wokół drobnej postaci, lecz zaraz oprzytomniał i podniósł ją na rękach, tak, jak robił to poprzedniego wieczoru i zaniósł do jej sypialni. Przez cały ten czas Fay mamrotała niezrozumiałe słowa, przyciskając twarz do jego piersi.
Kiedy położył ją na łóżku, popatrzyła się na niego i przez chwilę wydawało mu się, ze dziewczyna ponownie odzyskała świadomość. Dotknęła powoli jego policzka i powiedziała, patrząc się mu prosto w oczy:
- Wszyscy wciąż powtarzają mi, jaka jestem silna, ale koniec końców, jestem tylko słabą dziewczynką płaczącą po kątach i wzbudzającą litość.
Zamknęła oczy i odleciała, zostawiając go przerażonego jak jeszcze nigdy w życiu. 


_____________________________________


Czytam - Komentuję
 Doceniam każdą opinię, jeśli ma więcej niż dwa zdania pojedynczo złożone ;)

8 komentarzy:

  1. Rozdział świetny, wydaje mi się albo Fay zaczyna się otwierać na Harrego. Dobrze, że zaproponował jej że zostanie. Albo może to spisek? Boże ja wszędzie widzę spiski... masakra :D
    Brakowało mi trochę Liama i doktora Louisa, a tak poza tym to wszystko w jak najlepszym porządku. Do następnego! ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutno mi... Strasznie mi przykro, że Faith nie może się uporać ze śmiercią siostrzyczki. Nadal nie jestem w stanie pojąć jak ktoś mógł skrzywdzić dziecko.. To okrutne. Z pewnością moment znalezienia martwego ciała dziewczynki na zawsze pozostanie w pamięci Fay.
    Cieszy mnie, że chociaż Harry wiernie przy niej trwa. Liam strasznie mnie zawiódł swoją decyzją.
    UWIELBIAM! <3
    Całuję <3
    [gotta-be-you-darling]
    @Gattino_1D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wprowadziłaś mnie teraz w taki melancholijny nastrój. Co mogę powiedzieć? Chyba po raz kolejny to, że tak bardzo jest mi szkoda Fay i ogromnie żałuję, że Liam musiał wyjechać właśnie w takim momencie. Mógł to bardziej przemyśleć, zastanowić się nad wszystkim, nawet odrzucić propozycję. Przecież wyznał dziewczynie miłość. Och, dlaczego nie potrafię go zrozumieć? Chciałabym, naprawdę. Ale chyba jest jeszcze na to za wcześnie.
    Co do Harry'ego to myślę, że naprawdę bardzo dobrze się spisał. Chwała mu za to, że chociaż on został przy Faith. Nie jestem sobie w stanie nawet wyobrazić, co by się z nią stało, gdyby została w tym wielkim domu jedynie z ciotką Georgią. Na szczęście Styles ma na nią oko, ale ona mimowolnie oczywiście go odpycha. Ale dobrze, że chłopak wie, iż nie jest to celowe. Tak po prostu jest. Nie dziwię się, że bardzo ciężko było Fay znów znaleźć się w tym ogrodzie i spełnić prośbę Liama. Ona nie jest jeszcze gotowa i to widać. Może z czasem wszystko się zmieni. Ale potrzebuje zapomnieć, chociaż zdaję sobie sprawę, że to może nigdy nie zapomnieć. W każdym razie, Harry jest bohaterem tego rozdziału.
    Czekam kochana na rozdział kolejny, życzę dużo weny i wszystkiego! Buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
  4. kurczę, zawiodłam się na Liam'ie. Faktycznie obiecywał Fay, że nigdy jej nie opuści i rozpłynął się w powietrzu. Mam jednak nadzieję, że jego zniknięcie nie ma nic wspólnego ze śmiercią Meg - ale ze mnie paskuda, uwzięłam się na tego Liam'a. :D
    dobrze, że jest Harry, który ma na wszystko oko, oby nie wyjechał, tak jak zaplanował. Przecież Fay nie wytrzyma z ciotką Georgią.
    Rozdział bardzo mi się podobał, a najbardziej ta tajemnicza zakładki i cyferki. Zaczyna się robić coraz ciekawiej. :)
    a tak po za tym to Harry jest uroczy.
    pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda mi tej Fay. Liam powinien przy niej teraz być, bez względu na wszystko, przecież go potrzebuje. Gdyby naprawdę mu zależało, raczej by nie wyjechał. Takie moje odczucie. Ale nie będę go przedwcześnie osądzać, przecież... może ma jakiś ważny powód, prawda? Za to Harry to naprawdę fenomen. Bardzo go polubiłam i cieszę się, że zdecydował się jednak być przy dziewczynie. Ogólnie opowiadanie wywarło na mnie pozytywne uczucia i na pewno będę śledzić dalsze losy bohaterów. :)
    Czekam na kontynuację.

    http://guilty-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne opowiadanie i jest mi smutno bo straciła siostrę nie Wim jak ja bym się zachowała jak bym straciła siostrzyczkę ,mam nadzieje że Harry i Liliam pomogą jej choć jedn z nich już odszedł (Liliam ) .Mam nadzieje że on jej nie wykorzysta ona jest nie wina a toż jej ciotka chce wykorzystać jest to chamskie ...........
    rodzina powinna się spierać a nie wykorzystać na nieszczęściu dziewczyny

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny rozdział <3. Będę tu wpadać częściej, opowiadanie nieco smutne, ale jakże wciągające. Ja dopiero zaczynam , w wolnym czasie możesz wpadnąć
    (straciom.blogspot.com)
    Pozdrawiam ciepło ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Kolejny raz płaczę. Jak ty to robisz, że tak wzruszasz.Opowiadanie bardzo wzruszające i ciekawe.Do tego ma nutkę kryminału. :)

    OdpowiedzUsuń