"In this time I've lost all sense of pride
I've called a hundred times
If I hear your voice I'll be fine"
I've called a hundred times
If I hear your voice I'll be fine"
Bóg nie
słyszał o pogrzebie Meg. Nie mógł tego słyszeć, bo gdyby jednak, jakimś cudem,
do nieba dotarła ta wiadomość, na pewno nie zesłałby tak pięknej pogody w dniu
jej ostatniego pożegnania z bliskimi. Fay patrzyła w niebo i nienawidziła
każdego promienia słońca błądzącego po wilgotnej od rosy ziemi. Od czasu
zniknięcia dziewczynki nie było jeszcze dnia, w którym słońce pokazałoby się w
pełnej okazałości.
Fay chciała by
niebo płakało, ale niebo rzadko słucha zachcianek śmiertelników.
Liam przyszedł
o świcie. Fay nie miała nic przeciwko, bo gdyby on jej nie zbudził, na pewno
zrobiłby to Harry. A widzieć twarz Liama, jako pierwszą rzecz po przebudzeniu
było dla niej znacznie przyjemniejsze. Przytuliła go na powitanie.
Prawdopodobnie zbyt mocno i stanowczo za długo, ale tego właśnie potrzebowała.
Schowała się w jego ramionach z kilku różnych powodów.
Po pierwsze
stęskniła się za nim. Pomimo szczerych chęci, zapewnień i prób poradzenia sobie
ze wszystkim w pojedynkę, naprawdę potrzebowała Liama. Potrzebowała ciepła jego
dłoni, jego obecności, przynoszącej ze sobą poczucie bezpieczeństwa.
Potrzebowała również świadomości, że Liam jest. Tak po prostu. Jest.
Kolejnym
powodem, dla którego trudno było jej odsunąć się od Liama było wszystko to, co
wydarzyło się podczas jego nieobecności. Od kłótni przy stole, przez rozmowy z
Harry’m, po wizytę u psychologa. Jednocześnie chciała się wyżalić i pokazać,
jaka jest z siebie dumna, że zrobiła to bez niego. Zrobiła coś sama.
- No widzisz,
już praktycznie mnie nie potrzebujesz – mruknął Liam, gdy usłyszał historię
Fay. Dziewczyna uśmiechnęła się, ukrywając dreszcz, który przeszedł jej po
kręgosłupie na samą myśl, że kiedyś mogłaby nie potrzebować Liama.
Są pewne
narkotyki, które pojawiają się w naszym życiu w postaci ludzi. Czasami bierzemy
je w nadmiarze, bo szczerze wierzymy, że są dla nas dobre. Nawet jeśli Liam w
istocie był największym błogosławieństwem jakie spotkało Fay, chłopak powoli
zaczynał sobie uświadamiać, że jest również jej przekleństwem. Do tego,
poprzedniego wieczoru Liam dowiedział się o czymś, co mogło kompletnie
zrujnować Fay.
Msza w
kościele zaczęła się w samo południe. Fay założyła czarną sukienkę i nasunęła
na głowę koronkowy kapelusz z szerokim rondem. Gdy tylko weszła do kaplicy
pierwszym, co rzuciło jej się w oczy była liczba osób zgromadzona w
pomieszczeniu. Większość z nich stanowili uczniowie ze starej szkoły Meg, ale
Fay rozpoznała także kilka znajomych twarzy spotykanych na drodze do sklepu w
sobotnie popołudnia lub innych miejscach, w które często wybierała się z
siostrą. Nie spodziewała się, że przyjdzie tyle osób.
Bliska rodzina
siedziała z przodu, ale Fay nie chciała, by ludzie patrzyli na nią w trakcie
ceremonii. Wolała, by skupiali się na Meg, która została ukryta w małej,
drewnianej trumnie, ustawionej na podwyższeniu zaraz przed ołtarzem. Dziewczyna
usiadła więc w ostatnim rzędzie obok Liama.
Gdy zabrzmiały
kościelne dzwony obwieszczające równe południe, drzwi kościoła otworzyły się i
do środka wszedł ostatni, spóźniony gość. Usiadł zaraz przed Fay i chociaż z
początku dziewczyna nie zwróciła na niego uwagi, po chwili rozpoznała jego
potargane włosy i trzydniowy zarost. Była nawet pewna, że pod czarnym płaszczem
mężczyzna ukrywa ten sam, szary sweter, w którym widziała go poprzedniego dnia.
Wyglądało na
to, że doktor Louis przegląda nekrologi w swoim wolnym czasie.
Fay nie
uroniła ani jednej łzy podczas ceremonii. Przez cały ten czas modliła się o
deszcz w dniu pogrzebu, by ukryć łzy słabości, tymczasem jej oczy pozostały
suche niczym lipcowe niebo nad katedrą. Trzymała dłoń Liama i patrzyła w
milczeniu na ołtarz, gdzie ksiądz cytował frazesy z Biblii i powtarzał, jaki to
wielki ból dla wszechświata, gdy odchodzi z niego tak młoda osoba. Nie
powiedział niczego, co nie byłoby już powiedziane w tysiącach książek.
Potem Harry,
wuj Henry, Evan i dziadek Ronald wynieśli małą trumienkę Meg z kościoła. Fay
miała ochotę wrócić do pustego domu i zamknąć się we własnym pokoju na kilka
dni, ale wiedziała, że nie może tak po prostu odpuścić. To tylko zadziałałoby
na korzyść ciotki Georgii. Później poczuła się źle, że akurat ten argument ją
przekonał.
Zaczął się
pochód, a słońce odprowadzało Meg na cmentarz wraz z grupą żałobników.
- Witaj, Fay.
– Dziewczyna podniosła wzrok znad swoich czarnych sandałów i ujrzała poważną
twarz doktora Louisa. Kiwnęła do niego głową i ponownie skupiła się na
dorównywani kroku innym. – Jak się czujesz?
- Jakby
właśnie umarła mi siostra – powiedziała pod nosem, chociaż dobrze wiedziała, że
mężczyzna może ją usłyszeć.
- Trafne
określenie. – Doktor Louis był wręcz nietaktownie pogodny, biorąc pod uwagę wskazane
okoliczności. Może taka była jego natura? Może nie potrafił udawać smutku, a
może po prostu próbował pokazać Fay, że nad nimi nadal świeci słońca. Nadal. To
samo, które świeciło tysiące lat temu, mimo, że codziennie umierało i umiera
setki osób. – Wciąż masz wsparcie w przyjacielu?
- Tak. – Fay
mimowolnie odszukała wzrokiem Liama w tłumie. Szedł kilka kroków przed nią, z
uwagą przypatrując się swoim wypolerowanym butom.
- Możesz mi go
pokazać? Chętnie zamienię z nim kilka zdań. – Louis rozejrzał się, a gdy Fay
wskazała mu mężczyznę przed nimi, utkwił w nim uważne spojrzenie.
- To on?
- Tak.
- Liam?
- Tak –
powtórzyła Fay ponownie spuszczając głowę. – Już nie chcę pan z nim
porozmawiać?
- Hm – mruknął
doktor Louis wciąż nie odwracając spojrzenia od Liama. – Może innym razem.
Wydaję się być… zajęty.
Dokładnie w
momencie, kiedy Fay była przekonana, że doktor Louis w końcu odpuści sobie
rozmowę i oddali się od niej, dołączyła do nich ciotka Georgia. Chciała poznać
lekarza, który miał pomóc jej podopiecznej. Fay westchnęła bezgłośnie i odeszła
od nich. Zbliżali się już do cmentarza.
Gdy
przystanęła przy wykopanym grobie, Liam odszukał ją i delikatnie dotknął jej
dłoni opuszkami palców. Posłała mu pośpieszne, uspokajające spojrzenie i
ponownie skupiła wzrok na świeżej ziemi przed nimi. Chciała płakać. Naprawdę
chciała, by wszystkie te emocje, które się w niej zbierały od rana w końcu
wypłynęły wraz ze słonymi łzami.
Fay nie
pamiętała zbyt wiele z tego co wydarzyło się od zakopania małej trumienki po powrót
do domu. Oprzytomniała, kiedy przy stole nakrytym do obiadu ciotka Georgia
dostawiła jeszcze jeden talerz.
- Dla kogo to?
– zapytała kobietę.
- Zaprosiłam
doktora Louisa, żeby spędził z nami trochę czasu.
- Dzisiaj?
Fay pomyślała
o tym, jak bardzo chciałaby być teraz w swoim własnym pokoju. Chciałaby usiąść
tam obok Liama i po prostu poczuć się znowu jak dawniej. Mogłaby sobie wmawiać,
że Meg śpi spokojnie w sypialni za ścianą, a oni mają całe godziny na odbywanie
swoich milczących rozmów. Zamiast tego usiadła przy stole przy Harry’m i
odtworzyła w myślach obraz Liama odchodzącego z cmentarza w przeciwnym
kierunku, kiedy ona szła za rodziną w stronę domu.
Nie miała
nawet okazji zapytać się go, dokąd idzie.
Doktor Louis
wszedł do jadalni wraz z wujem Evanem i usiadł naprzeciwko Fay. Cała rodzina
powoli zajmowała swoje miejsca. Podano kolację, chociaż nikt nie zwracał uwagi
na to, co było na talerzach. Panowała cisza, i chociaż Fay z natury lubiła
ciszę, ta wydawała jej się niezręczna.
- Wydaję się pan
bardzo młody, jak na lekarza – odezwała się w końcu babcia Helen, patrząc
nieufnie na doktora Louisa.
- Jestem
jeszcze studentem, ale doktor Cappus przyjął mnie na praktyki w tym roku –
odpowiedział Louis posyłając jej uprzejmy uśmiech. Ciotka Georgia pokiwała
głową z przekonaniem i zerknęła na Helen karcąco.
- A co myśli
pan o naszej Fay? – zapytała ciotka, wskazując na dziewczynę. Fay zmarszczyła
brwi, ale zaraz przypomniała sobie, że musi odpowiednio się zachowywać przy
doktorze, więc szybko uśmiechnęła się w stronę mężczyzny, wyczekując jego
odpowiedzi.
- Myślę, że
Fay ma już dość słuchania o samej sobie – powiedział mężczyzna pogodnie,
patrząc dziewczynie prosto w oczy. Ciotka Georgia wyglądała na zagubioną. – Ale
jeśli już chcecie znać moje zdanie, to uważam, że Fay jest wyjątkowo
niedocenianą osobą.
Wypowiadał
każde słowo, utrzymując kontakt wzrokowy z Fay, jakby prowadził z nią prywatną
rozmowę, ignorując pozostałych ludzi przy stole.
-
Niedocenianą? – Ciotka Georgia pokręciła głową z konsternacją.
- Oczywiście.
Bądźmy szczerzy, czy ktokolwiek z was naprawdę uważa, że Fay może mieszkać w
tym domu sama? Wszyscy skaczecie wokół niej jak małe pchły przy wyjątkowo
owłosionym psie… przepraszam za porównanie. Chodzi o to, że od kiedy usiedliśmy
przy tym stole, każdy z was chociaż raz zerknął przelotnie na Fay, by sprawdzić
czy wszystko z nią w porządku.
- Brednie,
może patrzyliśmy na nią, żeby zaprosić ją do rozmowy? – broniła się babcia
Helen.
- Nie
zauważyłem, by Fay jakoś wyjątkowo udzielała się w rozmowach…
Fay chciała
przerwać doktorowi. Wiedziała, ze jego słowa rozpoczną kolejną konwersację na
jej temat, a tego nie miała ochoty słuchać. Z drugiej jednak strony,
fascynowało ją to, jak mężczyzna za pomocą zwykłej obserwacji odczytał myśli
wszystkich siedzących przy stole.
Harry,
siedzący obok Fay, prychnął z oburzeniem, ale nikt nie zwrócił na to uwagi.
- Ale,
doktorze Louisie, sam musi pan przyznać, że dziewczyna nie radzi sobie zbyt
dobrze… - mruknęła ciotka Georgia, pochylając się nad stołem, jak gdyby nie
była świadoma, że wszyscy mogą ją idealnie usłyszeć.
Fay wstała
gwałtownie, przewracając swoje krzesło. Wybiegła z jadalni bez słowa, śledzona
spojrzeniami swoich najbliższych. Ktoś krzyknął jej imię, ale zignorowała to.
Drzwi jej
sypialni było otwarte. Zwolniła na korytarzu i zajrzała do środka
zaniepokojona, lecz gdy tylko zobaczyła, kto stał w środku, odetchnęła z ulgą.
Liam przyglądał się jej półce z książkami, odwrócony tyłem do wejścia.
Obejrzał się
słysząc dźwięk zamykanych drzwi.
- Fay – jego
westchnienie zamieniło się w jej imię.
- Liam. Gdzie
zniknąłeś po pogrzebie? – zapytała, przyglądając się mu uważnie. Chłopak znów
zerknął w kierunku książek.
- Musiałem coś
przemyśleć… - mruknął cicho. – A potem nie chciałem przeszkadzać wam podczas
kolacji, więc przemknąłem się do twojego pokoju. Przepraszam, że ostatnio nie
ma mnie, kiedy tego potrzebujesz.
- W porządku,
ważne, że teraz jesteś – powiedziała i podeszła do niego, łapiąc jego
wyciągniętą dłoń. – Po prostu już więcej nie odchodź, dobrze?
Oplótł ją
ramionami, przyciskając do swojej klatki piersiowej, ale nie odpowiedział.
- Liam?
Zostaniesz, prawda? – Fay zerknęła na niego niepewnie. Liam schował twarz w jej
włosach, zaciskając mocno powieki i wdychając jej zapach. Pokręcił głową.
- Co to
znaczy? – W jej oczach zbierały się łzy. Jego wciąż pozostawały zamknięte. –
Liam…?
- Fay, nie
mogę zostać.
Fay nigdy nie
widziała, by Liam płakał, ale kiedy w tamtej chwili usłyszała jego głos, od
razu wyczytała, jak ciężko jest mu wypowiadać słowa zwyczajnym tonem.
- Liam,
oczywiście, ze możesz! – wykrzyczała załamującym się głosem. Zacisnęła dłonie
na jego koszuli i potrząsnęła nimi, próbując zmusić go, by w końcu otworzył
oczy i na nią popatrzył. Pokręcił ponownie głową. – Nie zostawiaj mnie, proszę,
Liam. Nie zostawiaj mnie!
Zza jego
powiek wypłynęła pojedyncza łza. Przycisnął dziewczynę mocniej do swojego
ciała.
- Kocham cię,
Fay – szepnął tak blisko jej ucha, że przyszły ją dreszcze.
- Ja ciebie
też – powiedziała, przyciskając twarz do jego pogniecionej koszuli.
- Nie. Nie
rozumiesz. – Podniósł jej podbródek dwoma palcami i poczekał, aż Fay popatrzy
mu prosto w oczy. – Faith Collins, kocham cię.
Pochylił się
nad jej twarzą, wahając się tylko przez jedną, krótką sekundę. Nie zareagowała,
stała prosto, błądząc wzrokiem po jego różowych ustach.
Pocałował ją. Był
to ich pierwszy i ostatni, prawdziwie idealny pocałunek.
- Skoro mnie
kochasz, dlaczego chcesz mnie zostawić? – zapytała cicho po chwili milczenia,
patrząc się w jego smutne, brązowe oczy. Westchnął.
- Muszę
wyjechać – zaczął, chociaż trudno mu było skupić się na wymawianych słowach. –
Dostałem propozycję pracy na statku. Szukali marynarzy, a ja już od dawna byłem
na liście rezerwowych. Wypływamy jutro…
Jej oczy
otworzyły się szeroko, serce przestało na chwilę pracować. Przerażenie boleśnie
szybko przelało się przez jej żyły.
- Dlaczego mi
o tym wcześniej nie powiedziałeś?!
- Miałaś już
dość na głowie – mruknął, opuszczając spojrzenie na jej wargi i powstrzymując
się przed dotknięciem ich. – Ale wrócę. Obiecuję! Rejs nie trwa w
nieskończoność, więc zanim się obejrzysz…
- Jak długo? –
Jej głos i spojrzenie były wyprane z wszelkich emocji.
Nie
odpowiadał, więc powtórzyła pytanie.
- Liam, jak
długo trwa rejs?
- Sześć
miesięcy.
- Sześć! To
całe pół roku!
- Przepraszam.
Chciała się od
niego odsunąć, ale trzymał ją blisko siebie. Nie miała siły by wyrwać się z
jego uścisku.
- To nie
będzie tak, że ja zniknę kompletnie! Będę pisał do ciebie listy i wysyłał je z
każdego portu do którego dobijemy – zapewnił ją. – Albo będę je przekazywał
przez inne statki, które będą płynąć do Brighton. Obiecuję ci, że nie zapomnę o
tobie.
- Nie obiecuj
rzeczy, których nie możesz być pewien – mruknęła pod nosem.
- Fay, jak
ktokolwiek mógłby o tobie zapomnieć?
Milczała,
starając się poukładać sobie wszystko w głowie. Chciała krzyczeć i niszczyć
wszystko co znajdowało się w zasięgu jej wzroku, ale z drugiej strony, nie
mogła pozwolić sobie na okazanie złości wobec Liama. Nie, jeśli to miało być
ich pożegnanie.
- Jesteś
jedyną osobą, na której mi zależy. Nie możesz mnie tak po prostu zostawić –
wyszeptała cienkim głosem, ścierając łzy z policzków. – Odchodząc, zabierasz mi
jedyną rzecz, która trzyma mnie razem.
- Przepraszam,
Fay.
- Przestań za
wszystko przepraszać – warknęła, w końcu odsuwając się od niego i odwracając
głowę.
- Przepraszam…
- szepnął.
Fay
zignorowała jego wyciągniętą dłoń i minęła go, podchodząc do biblioteczki za
jego plecami. Chciała po prostu przez chwilę pomyśleć w spokoju. Zastanowić
się, jak jej życie ma teraz wyglądać. Nie patrzyła się na niego, lecz czuła
jego ciepło za sobą.
- Masz tu
kilka bardzo dobrych książek… - Zmarszczyła brwi, kiedy Liam próbował zmienić
temat. – Ta, na przykład.
Sięgnął po
jedną z książek w twardej, granatowej okładce na najwyższej półce, ale Fay
szybko zatrzymała go, przytrzymując książkę. Zacisnęła wargi, próbując
zatrzymać wspomnienia, które chciały przebić się na powierzchnię jej
świadomości, chociaż od dawna sprawnie je blokowała.
- Nie. Nie ta
– mruknęła przez zaciśnięte zęby, odwracając się w stronę Liama. Chłopak
spojrzał na nią zaskoczony, ale nie zadał żadnego pytania. Wiedział, że nie
otrzyma odpowiedzi.
Zapadła cisza,
podczas której oboje wpatrywali się w siebie nawzajem. Fay słyszała jak na dole
ktoś zabiera talerze ze stołu, robiąc przy tym odrobinę hałasu i zastanawiała
się, czy ciotka Georgia zaprosiła również doktora Louisa, by spędził z nimi
wieczór.
- Muszę już
iść – odezwał się Liam, przerywając ciszę.
Fay odetchnęła
głęboko, czując bolesny skurcz w klatce piersiowej.
- Obiecaj mi
coś, dobrze? – powiedział powoli Liam, pochylając się nad nią. Przekręciła
głowę, by jego usta znajdowały się tuż przy jej uchu. – Wyjdź do ogrodu za
domem, dobrze? Już czas, żebyś zaakceptowała to, co się stało.
Zamknęła oczy,
w których ponownie zbierały się łzy i drgnęła nieznacznie. Wypuściła głośno
powietrze, gdy Liam musnął ustami jej policzek i odsunął się od niej. Zimne
powietrze wdarło się między ich ciała, zostawiając gęsią skórkę na ramionach
dziewczyny.
- Żegnaj. –
Usłyszała jego głos dochodzący z daleka, więc otworzyła szybko oczy, by po raz
ostatni na niego spojrzeć, ale Liama nie było już w pokoju. Jęknęła żałośnie i
osunęła się na podłogę.
- Żegnaj.
__________________________
Czytam - Komentuję
Doceniam każdą opinię, jeśli ma więcej niż dwa zdania pojedynczo złożone ;)
(Wiem, że to chamskie i prawdopodobnie bardzo nietaktowne, ale po prostu chcę poczytać szczere opinię, a nie zbiór przymiotników)
W końcu jest Liam.:) Końcówka jest najlepsza. Wzruszająca. :C
OdpowiedzUsuńo kurczę, to się narobiło, ale na szczęście to Ty musisz z tego wybrnąć, więc ja będę tylko czekała na rozwój akcji. :D Liam! Na reszcie się pojawił. I to z jaką wiadomością.. Ale ładną wiadomością. :) Ciotka Fay zaczyna działać mi na nerwy [ a tak przy okazji - bo chyba nie skomentowałam tego wcześniej - zastanawiam się gdzie się podział nóż spod łóżka ciotki. :D ] no i doktor Louis. Kurdę, tyle tajemnic, tak mało czasu. No nic rozdział genialny i wciągający w historię. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Nareszcie zjawił się Liam! Ale co z tego skoro powiedział, że zostawia Fay? Przecież ją kocha, do cholery! Potem wróci, ona będzie może z kimś innym i będzie żałował? No kurde... Wzruszający fragment, ale zdenerwowałam się na niego.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem dobrze, że Louis się pojawił na tym pogrzebie. Chociaż sama nie wiem czy dlatego, że przejmował się Faith jak pacjentką czy jak kimś więcej.
Tyle pytań bez odpowiedzi.
Życzę dużo weny :*
Całuję <3
[gotta-be-you-darling]
@Gattino_1D
Nie wiem, co powiedzieć. Przeczytałam rozdział już jakiś czas temu, a dalej nie wiem, co napisać. Jestem po prostu bardzo zaskoczona! Ale po kolei.
OdpowiedzUsuńNie masz pojęcia jak bardzo się ucieszyłam, kiedy Liam w końcu się pojawił. Fay potrzebowała go w tych trudnych chwilach, w dniu pogrzebu i dzięki niemu jakoś udało jej się to wszystko znieść. Kibicuję im bardzo mocno. Jako przyjaciołom/parze, zobaczymy co wykombinujesz, ale i tak dla mnie są po prostu perfekcyjnie dobrani. Intryguje mnie postać Louisa, naprawdę. I zastanawia mnie, dlaczego tak szybko zmienił zdanie o rozmowie z Liamem? Czyżby się znali? Ciekawy wątek. Nie będzie to dla Ciebie pewnie zaskoczeniem, jeżeli powiem, że ciotunia coraz bardziej działa mi na nerwy. Wszędzie wepchnie te swoje trzy grosze, bo inaczej nie byłaby sobą. Co za kobieta!
Dlaczego Liam wyjeżdża? O Matko. Ale najpierw to jego wyznanie! Było naprawdę urocze. Widać, że kocha Faith z całych sił i naprawdę mu na niej zależy. Tylko czemu zostawia ją akurat w takim momencie. Pół roku to nie tak dużo z jednej strony, ale z drugiej przecież wszystko może się wydarzyć, pozmieniać. No i.. zastanawia mnie o co chodziło mu z tym ostatnim zdaniem, że Fay ma iść do ogrodu? Znowu tyle pytań! Czekam kochana na rozdział następny, dużo weny życzę <3
Boże dziewczyno cos ty ze mną zrobiła! Płacze już dobre pół godziny i nie mogą się opanować! To było takie wzruszające jak Liam odchodzi a wcześniej wyznaje jej milosc! Boże mam nadzieje ze Fay się przełomie i pójdzie do tego ogrodu dla Liama no i mam nadzieje ze ten cały rejs minie bardzo szybko i że nie zapomnij o sobie nawzajem! Czekam na następny z niecierpliwością i mam nadzieje że pojawi się szybko! Dużo weny życzę! Pozdrawiam ^_^
OdpowiedzUsuńNo nieeee, Dominika, co narobiłaś, nakopię Cię jak Cię spotkam :C Ja naprawdę mogę odstąpić Liama, niech on zostanie z Fay! :C :D
OdpowiedzUsuńNie, a tak serio, to świetny fragment! Już się nie mogę doczekać następnych, huhu!
Przeczytałam dzisiaj coś wspaniałego. Piękną a zarazem smutną historię. To co piszesz jest cudowne. I to jak piszesz, składasz to wszystko w logiczną całość. Masz w sobie ogromy dar do pisania i wcale nie jest tak jak mówisz "Udaję, że umiem pisać" Nie, Ty wcale nie udajesz, Ty doskonale wiesz jak i co robić. Już dawno nie czytałam tak dobrze pisanej historii. Przepraszam, że nie skomentowałam każdego rozdziału po kolei, już się tłumaczę. Po prostu chciałam jak najszybciej wiedzieć co będzie dalej. Jeżeli to dla Ciebie jest ważne to od razu skomentuję każdy z nich. A teraz skupmy się na rozdziale.
OdpowiedzUsuńZachowanie ciotki Georgii mnie irytuje i denerwuje. Mogłaby się troszkę opanować, przecież dziewczynie zmarła siostra a ona wyskakuje z takimi hasełkami. Mam wrażenie, że robi to specjalnie chcąc doprowadzić do załamania się Fay. I jest u mnie podejrzaną numer 1. Ma coś wspólnego ze śmiercią Meg. Tak uważam.
Fay, uważam, że radzi sobie całkiem dobrze, ja nie wiem czy byłabym tak silna. Bo ona jest silna i da sobie radę. Z pomocą Louisa wyjdzie na prostą. Choć ten nasz pan "doktorek" może jeszcze sporo namieszać.
Jeżeli chodzi o Liama to sama nie wiem, nie wiem co mam o tym myśleć. Z jednej strony wiemy, że da sobie radę bez niego, co pokazała nam pod jego nieobecność, jednak kiedy wszyscy wyjadą a ona zostanie sama, albo z ciotunią, (której pewnie się tak szybko nie pozbędzie) będzie jak najbardziej go potrzebować. Tak mi się wydaje. I szkoda, że wyjeżdża, mam nadzieję, że wróci bo bardzo podoba mi się to jak go tutaj opisywałaś. Dobry z niego przyjaciel. Kocha Fay, ale czy ona kocha jego? Może pod jego nieobecność zakocha się w Louisie? Może, może... moja durna wyobraźnia i spekulacje.
A i co z nożem? Coś mi mówi, że to jednak Harry, albo Georgia. Stawiam jednak na Harrego.Dlaczego? Bo tylko on wiedział, że Fay była o drugiej w nocy w sypialni jego matki i ponoć "szukała" książki. Na pewno wydało mu się to podejrzane i poszedł sprawdzić. Ja pewnie bym tak zrobiła. No ale poczekamy i na pewno się powiemy. No chyba że ciotka udawała że śpi. A dobra kończę z tymi domysłami :D
Jak już mówiłam, opowiadanie bardzo mi się podoba i Twój styl pisania również. Czuję, że zostaniesz dobrą pisarką, a kiedy się tak stanie ja chętnie uzupełnię swoją biblioteczkę Twoimi książkami. Czekam oczywiście z wielkim niecierpliwieniem na kolejny rozdział. Pozdrawiam Asiek.
Czytam,czytam... i takie on mówi,że ją kochaa... *Mówię Awwww* sama do siebie czytam,dalej i co się dzieje... on musi wyjechać.. to takie smutneee..
OdpowiedzUsuńOd dawna coś mi mwiło, że jemu się podoba Faith. Popłakałam się na końcu. To już 2 raz jak płaczę. Super ff. :)
OdpowiedzUsuń