"I drink to remember, I smoke to forget
Some things to be proud of, some stuff to regret"
Some things to be proud of, some stuff to regret"
Na dwa dni
przed pogrzebem Fay leżała na wilgotnej od rosy trawie niedaleko klifu. To samo
miejsce co zawsze. Ta sama pogoda. Ta sama ona. Tylko atmosfera kompletnie
inna.
Liam nie
pokazywał się od kilku dni. Fay wywnioskowała, że jeśli będzie na niego czekać
wystarczająco cierpliwie, na pewno niedługo się pojawi, jednak chłopak zniknął.
Nie przyszedł porozmawiać z nią, tak jak to miał w zwyczaju od kilku dobrych
lat. Zastanawiała się, czy to może nie nagłe pojawienie się jej rodziny go
odstraszyło. A może stwierdził, że w towarzystwie Harry’ego i wszystkich
krewnych nie będzie potrzebować go aż tak bardzo? Cokolwiek myślał, był w
błędzie. Tęskniła za nim i potrzebowała go cały czas równie mocno.
Myślami
wróciła do poprzedniego wieczora. Przypomniała sobie jak Harry mało co nie
nakrył ja na próbie zabójstwa jego własnej matki. Zadrżała z zimna i
przejechała dłonią po wilgotnej trawie, próbując się uspokoić. Nóż wciąż leżał
pod łóżkiem. Każdy mógł go tam zobaczyć.
Podniosła się
gwałtownie i pobiegła w kierunku domu. W głównym holu minęła ciotkę Georgię,
która właśnie wychodziła gdzieś na spacer razem z Blair i wujem Evanem. Nawet
było jej to na rękę. Mogła spokojnie wejść do jej sypialni i zabrać nóż spod
łóżka, tak, by nikt nawet się nie zorientował, ze przedmiot kiedykolwiek tam
przebywał.
Zanim jednak
weszła do sypialni, upewniła się, że Harry leży spokojnie w salonie i zajęty
jest czytaniem jakiejś książki z jej małej biblioteczki, a dziadkowie wyszli na
podwórko, by zjeść śniadanie na świeżym powietrzu.
Weszła do
sypialni ciotki Georgii i zamknęła za sobą ostrożnie drzwi, przekręcając nawet
kluczyk w zamku, by mieć więcej czasu na zareagowanie, w razie, gdyby ktoś
próbował dostać się do środka. Nie myślała nawet jakiej wymówi użyje tym razem,
jeśli ktoś nakryje ją na myszkowaniu w pokoju.
Pochyliła się
nad podłogą i zajrzała pod łóżko przeczesując uważnie wzrokiem całą, zakurzoną przestrzeń.
Odchrząknęła ze zdenerwowaniem, kiedy nie dostrzegła nigdzie srebrnego ostrza.
Skuliła się przy ziemi, czując jak panika powoli wypełnia jej żyły. Wczołgała
się pod mebel, badając dłońmi wszystkie szpary pomiędzy deskami, zupełnie,
jakby nóż jakimś sposobem mógł się tam zmieścić. Starała się oddychać
spokojnie, ale było to zadanie wręcz niemożliwe do wykonania.
Wysunęła się
spod łóżka i wstała powoli, otrzepując się z kurzu. Zaczęła krążyć po pokoju,
wypatrując drewnianego trzonka ze srebrnym ostrzem, ale rzeźnicki nóż zapadł się
pod ziemię. Przełknęła głośno ślinę.
Ktoś znalazł
go przed nią.
Wyszła szybko
z sypialni, upewniając się, że zostawiła ją w takim samym stanie, jak ją
zastała i ruszyła w stronę kuchni. Jeśli wszystko to, co wydawało jej się
wspomnieniem z ostatniej nocy było tylko snem, na co teraz liczyła, nóż leżał
spokojnie w jednej z szuflad w kuchni.
Przeszukała
wszystkie. Zero śladu noża.
- Gdzie go
schowałeś? – Harry wydawał się zaskoczony, widząc ją w takim stanie.
- Kogo?
- Nie kogo,
tylko co – warknęła Fay, opierając dłonie na biodrach. Stała w progu do dużego
salonu i całą siłą woli starała się nie patrzeć w stronę okna wychodzącego na
ogród.
- No dobrze…
Co?
- Już ty
dobrze wiesz co! – krzyknęła. Harry prychnął śmiechem, co tylko jeszcze
bardziej ją rozwścieczyło. – To nie jest śmieszne!
- Nie mam
pojęcia o czym mówisz! – krzyknął Harry, odkładając książkę na stolik do kawy i
wstając.
- Nie chcę się
z tobą kłócić, Harry. Po prostu powiedź mi, gdzie go schowałeś i zapomnimy o
sprawie. – Dziewczyna wzięła kilka głębszych oddechów, starając się uspokoić.
- Nadal nie
wiem, o czym mówisz…
Fay wydała z
siebie coś na kształt warknięcia, próbując zdusić w sobie krzyk. Harry
przyglądał się jej z zaciśniętymi z gniewu ustami, marszcząc brwi.
- Nie ważne.
***
Babcia Helen
weszła późnym wieczorem do pokoju Fay i obwieściła jej, że umówiła ją na
spotkanie z bardzo znanym specjalistą do spraw psychologii. Cudem znalazła dla
wnuczki wolne miejsce, ponieważ zazwyczaj doktor Cornelius miał grafik zajęty
na kilka miesięcy w przód.
Rodzina
ustaliła, że Blair zawiezie Fay na wizytę z lekarzem, a potem przyjedzie po nią
o umówionej godzinie. Mimo, że decyzja podjęta była bez wiedzy dziewczyny, Fay
nie oponowała. Po prostu siedziała i wsłuchiwała się w zwycięski ton babci
Helen, gdy ta obwieszczała ciotce Georgii czego dokonała za pomocą jednego
telefonu. Kątem oka widziała jak Harry przygląda się jej z drugiego końca
pokoju, jakby sam nie mógł uwierzyć, że Fay godzi się na to wszystko bez
mrugnięcia okiem.
Cóż, złotym
środkiem Fay było samo przekonanie, że gorzej już być nie może.
Rodzice
chrzestni Meg, wuj Henry i ciotka Josephine, a także ich mała córeczka, Fleur,
przyjechali na dzień przed pogrzebem, dokładnie, gdy Fay i Blair wychodziły z
domu, by zdążyć na spotkanie z lekarzem.
W pośpiechu
Fay zdążyła tylko zauważyć, że wuj Henry stracił dużo wagi od pogrzebu swojego
brata, a także zapuścił brodę i ignorował wszelkie uwagi, skierowane w jego
stronę, skupiając się na przenoszeniu toreb, z którymi przyjechali, do wnętrza
domu. W głębi ducha Fay cieszyła się, że przynajmniej z wujem będzie jej się
żyło bezproblemowo przez krótki czas ich obecności u niej.
Wyjechały
starym Fordem Anglią, który kiedyś należał do rodziców Fay i w kilkanaście
minut znalazły się na obrzeżach Brighton, gdzie Blair zatrzymała się przed
wąską, szarą kamienicą. Spośród pozostałych budynków nie wyróżniało jej tutaj
praktycznie nic poza złotą tabliczką na drzwiach, głoszącą:
„Dr Cornelius Cappus
Doktor psychologii”
Fay zatrzymała
się przed drzwiami i odwróciła, nie słysząc kroków Blair za sobą. Była
przekonana, że dziewczyna wejdzie za nią do środka, chociażby by dotrzymać jej
towarzystwa w poczekalni, ale brunetka siedziała za kierownicą auta i
wpatrywała się w nią przepraszająco.
- Przyjadę po
ciebie za godzinę, okay? – zapytała, wystawiając głowę przez otwarte okno. Fay
pokiwała głową i przycisnęła klamkę w drzwiach starej kamienicy. W środku
uderzyła ją woń środków do czyszczenia mebli i starych dywanów, nadgryzionych
zębem czasu. Była to mieszanka tak nietypowa, że przez chwilę Fay potrafiła
skupić się tylko i wyłącznie na rozpoznawaniu tych dwóch zapachów.
Dopiero po
kilku sekundach zauważyła, że jest obserwowana przez starszą kobietę, siedzącą
za podłużnym biurkiem naprzeciwko wejścia. Fay odchrząknęła nerwowo i podeszła
do niej.
- Ja… -
zaczęła i rozejrzała się niepewnie po pokoju. Oczekiwała kogoś, kto po prostu
wskaże jej, gdzie ma usiąść i co ma robić, ale zamiast tego kobieta po prostu
wpatrywała się w nią cierpliwie. – Ja byłam umówiona do doktora Corneliusa…
- Doktor
Cappus nie przyjmuję w tym miesiącu. Jest na zwolnieniu zdrowotnym od wtorku –
powiedziała szybko kobieta, zanim Fay zdążyła poukładać myśli. Nagle
spanikowała i zaczęła biegać wzrokiem od dłoni starszej sekretarki, leżących
spokojnie na długiej liście z nazwiskami, do drzwi po jej lewej stronie, zza
których słyszała wyraźnie czyjeś głosy. Nie wiedziała, co powinna w takiej
sytuacji zrobić.
- Moja babcia
dzwoniła tutaj wczoraj wieczorem. Powiedziała mi, że doktor mnie przyjmie –
wydukała Fay. Atak paniki napłyną niespodziewanie. Zacisnęła dłonie w pięści,
by jakoś przekazać bodziec do swojego własnego umysłu, że wszystko jest w
porządku, że sytuacja zaraz się wyjaśni. Znów nawiedziła ją ta niszcząca myśl,
że nie potrafi niczego zrobić, jeśli nie ma obok niej Liama. A Liama nie było
już od kilku dni.
- Musiało
zajść jakieś nieporozumienie – wyjaśniła kobieta, wciąż spokojnie modulując
głos, chociaż nic nie potrafiło teraz zapanować nad chaosem, który utworzył się
w głowie Fay. Jej serce biło szybko i nierównomiernie, a do płuc docierało
stanowczo za mało tlenu. – Ale jeśli zależy ci na wizycie, może przyjąć cię
doktor Louis. To praktykant, ale doktor Cappus sam wybrał go spośród wielu
kandydatów…
- Czy jego
zdanie wystarczy, by przekonać kogoś o moim zdrowiu psychicznym? – wypaliła Fay
zanim zdążyła zastanowić się nad własnymi słowami. To pytanie musiało zabrzmieć
niedorzecznie, a jednak kobieta za biurkiem nie dała niczego po sobie poznać.
- Ma
kwalifikacje, jeśli o to pytasz. – Kobieta uśmiechnęła się i nagle na jej
twarzy pojawiły się tysiące zmarszczek. Fay wyobraziła ją sobie z papierosem i
kubkiem parującej kawy i stwierdziła, że właśnie do takiej scenerii nadawałaby
się ta sekretarka.
Fay przełknęła
ślinę i kiwnęła głową, a w następnej chwili drzwi po jej lewej stronie
otworzyły się i do recepcji wszedł zgarbiony biznesmen o ponurym wyrazie
twarzy, a za nim wyjrzał młody, uśmiechnięty mężczyzna w szarym swetrze.
Zerknął na Fay z zainteresowaniem, po czym zwrócił się do starszej kobiety z
wyraźnym, północnym akcentem.
- Julio,
mogłabyś zaparzyć mi kawy?
Fay
przyglądała się przez chwilę jego trzydniowemu zarostowi i włosom w nieładzie,
po czym odwróciła wzrok, jakby samo patrzenie było czymś nieprzyzwoitym. Nagle
również zorientowała się, że atak paniki zniknął bez śladu.
Kobieta
pokiwała głową, a wstając od biurka popatrzyła jeszcze raz na Fay.
- Możesz
poczekać tutaj, doktor zaraz cię przyjmie.
- Oh, przecież
już skończyłem spotkanie z ostatnim pacjentem. Wchodź, Fay. – Doktor Louis odsunął
się, przepuszczając ją w drzwiach. Fay podobał się jego miły ton i północny
akcent i mimo, że próbował zwracać się do niej, jakby już byli przyjaciółmi, to
przynajmniej nie wwiercał się w nią spojrzeniem jak większość ludzi ostatnimi
czasy. Nie badał jej, tylko obserwował.
Fay
przekroczyła próg i weszła do dużego pomieszczenia umeblowanego w starym stylu.
W międzyczasie doktor Louis wziął od sekretarki filiżankę z czarną kawą.
Dziewczyna zaczęła przyglądać się meblom. Drewniane, oszklone szafki pełne były
drogiej porcelany, jakby doktor wciąż przygotowany był na zaproponowanie komuś
podwieczorka w jego gabinecie. Pod ścianą stało biurko obłożone papierami, a
przed nim znajdował się wysoki, miękki fotel.
Idąc na
spotkanie, Fay spodziewała się ujrzeć starszego mężczyznę w zadbanym
garniturze, który posadzi ja na niewygodnej kozetce i każe opowiedzieć o swoim
problemie, ale zamiast tego otrzymała młodego studenta i gabinet wystylizowany
dokładnie, jak cały jej dom. Poczuła się znacznie pewniej, siadając w fotelu i
zerkając na doktora.
- Louis –
przedstawił się mężczyzna, wyciągając dłoń w stronę Fay. Dziewczyna podniosła
się na chwilę z fotela, by odwzajemnić uścisk.
- Faith.
- Więc… Faith.
– Louis zajął miejsce po drugiej stronie biurka i popatrzył na nią z lekkim
uśmiechem błądzącym po jego ustach. – Co się ostatnio wydarzyło w twoim życiu?
Fay zawahała
się. Wiedziała, że jeśli chce dobrze wypaść musi powiedzieć mu całą prawdę, ale
cała prawda automatycznie znaczyła coś wręcz przeciwnego.
- Moja siostra
zaginęła. – Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi. Z początku starała się
patrzeć mężczyźnie prosto w oczy, ale potem spanikowała i skupiła spojrzenie na
biurku i kilku teczkach tuż przy dłoni Louisa.
- Tak? –
zachęcił ją doktor.
- Znalazłam
ją… martwą. W ogrodzie. – Mówienie o wcześniejszych wydarzeniach było znacznie
trudniejsze niż jej się wydawało. Uświadomiła sobie nagle, że jeszcze nikomu
nie opowiadała, jak w ogóle doszło do tego, że zaczęła szukać Meg w ogrodzie.
- W porządku,
możesz ominąć tę część jeśli nie czujesz się na siłach. – Louis posłał jej
pocieszający uśmiech. Przez chwilę miała wrażenie, że doktor jest wręcz
niestosownie pogodny, biorąc pod uwagę całą sytuację, w jakiej się znajdowali,
ale po chwili zorientowała się, że takie zachowanie nawet pomaga jej się
odprężyć i skupić na rozmowie.
- Przyjechała
moja rodzina i wszyscy w domu przygotowują się do pogrzebu – kontynuowała
opowieść. – Moja ciotka uważa, że nie dam sobie rady z utrzymaniem domu w
pojedynkę, bo, według niej, załamałam się po stracie siostry. Dlatego babcia
wysłała mnie do pana. Żeby udowodnić jej, że wszystko ze mną w porządku.
Fay odważyła
się zerknąć na Louisa, by sprawdzić, czy wierzy w to, co przed chwilą
powiedziała. Od początku tej rozmowy przestała się łudzić, że mężczyzna tak po
prostu wypisze jej zaświadczenie o jej stanie zdrowia, ale wciąż miała
nadzieję, że przynajmniej potraktuje ją łagodnie.
- Rozumiem –
powiedział Louis i podniósł jedną z teczek z biurka. Zapisał coś na stronie
tytułowej i zerknął na dziewczynę bez słowa. Fay znów zaczynała się stresować.
– Jest coś jeszcze, co chciałabyś mi powiedzieć?
- Chyba nie… -
Fay wzruszyła ramionami.
- Mówisz, ze
ciotka w ciebie nie wierzy, tak? – Dziewczyna kiwnęła delikatnie głową. – A
jakie jest twoje zdanie? Dasz sobie radę sama?
- Oh, nie będę
sama – zapewniła go Fay. – Mam Liama. To mój przyjaciel, często przychodzi,
więc nawet kiedy potrzebuję pomocy, mogę go po prostu poprosić.
- Liama?
- Tak.
- Czy twoja
ciotka wie o Liamie? – Mężczyzna ponownie zapisał coś w teczce i zerknął na
Fay. Dziewczyna zastanawiała się co dokładnie kryją notatki doktora.
- Był raz na
kolacji. Poza tym, na pewno widziała go kręcącego się po domu kilka razy. – Fay
pokiwała głową i wyprostowała się w fotelu. Chyba pierwszy raz od bardzo długiego
czasu czuła się tak swobodnie podczas rozmowy. Louis nie próbował jej
pocieszać, ani prawić kazań, tylko najzwyczajniej w świecie zadawał pytania.
- W takim
razie, jaki jest jej problem? – Louis zmarszczył brwi, patrząc się pytająco na
dziewczynę. Fay uśmiechnęła się szeroko i wzruszyła ramionami. Dopiero po
chwili zorientowała się, że uśmiechnęła się po raz pierwszy od bardzo długiego
czasu.
- Nie wiem.
Nie siedzę w jej głowie – powiedziała, po czym zawahała się i dodała: - Czasami
wydaję mi się, ze chodzi jej o mój dom. Dostałam go po rodzicach, a od czasu
ich śmierci ciotka Georgia wciąż wynajduję powody, by się tam przeprowadzić.
Nawet ostatnio powiedziała…
Fay przygryzła
dolną wargę, jakby zapędziła się w swoich wyznaniach i zaczynała żałować swoich
słów.
- Tak? –
Doktor Louis po raz kolejny próbował przyjaźnie zachęcić ją do rozmowy.
- Powiedziała,
że dobrze się stało, że Meg umarła. - Głos jej się załamał. Wzięła głęboki
wdech i zamknęła oczy na kilka sekund. O dziwo, podziałało.
Kiedy zerknęła
na doktora Louisa, ten przyglądał się jej uważnie. Po raz pierwszy od kiedy go
poznała, poczuła, że on również ją ocenia. Nie spodobało jej się to odczucie.
- Faith –
zaczął mężczyzna i zamilkł na chwilę, wpatrując się we własne notatki. – Czy
obwiniasz ciotkę o śmierć swojej siostry?
Fay wbiła w
niego zaskoczone spojrzenie. Poczuła jak rumieńce wychodzą na jej policzki,
kiedy z całych sił próbowała nie myśleć o żałosnej próbie zemsty na ciotce. Czy
obwiniała ją? Tak, w stu procentach. Ale czy była gotowa się do tego przyznać?
- Nie.
- Nie?
- Nie obwiniam
jej – wydukała dziewczyna, patrząc na swoje splecione palce.
- W takim
razie kogo obwiniasz? – Kolejne pytanie, którego nie spodziewała się usłyszeć.
Doktor Louis przyglądał się jej cierpliwie, uśmiechając przy tym pogodnie.
- Słucham? –
wykrztusiła.
- Faith,
jestem pewien, że musisz mieć jakieś domysły. Kto według ciebie jest mordercą?
Przełknęła
głośno ślinę, patrząc się na doktora szeroko otwartymi oczami. Przez chwilę
wydawało jej się, że mężczyzna tylko z nią pogrywa. Jak gdyby cała ta rozmowa
była dla niego świetną rozrywką.
Pokręciła
głową.
- Przepraszam,
jeśli jestem zbyt natarczywy, jednak nie widzę sposobu, by pomóc ci się jakoś
otworzyć bez zadawania trudnych pytań. Wszyscy jesteśmy ludźmi i możesz mi
wierzyć, wszyscy postawieni w twojej sytuacji, zaczęliby spekulować co do
identyfikacji mordercy. Nie musisz się bać, że wystawię ci złą ocenę, Faith, to
nie szkoła. – Uśmiechnął się szeroko, uwydatniając kurze łapki przy jego
oczach, mimo, że był stanowczo za młody na takie oznaki dojrzewania.
Przez chwilę
siedzieli w milczeniu, każde zajęte swoimi myślami. Ona myślała nad tym, jak
ten człowiek może wzbudzać taką sympatię, jednocześnie wywołując gęsią skórkę
na jej rękach. On za to zastanawiał się, jak przekazać dziewczynie, że jej
ciotka mogła jednak mieć rację.
- Faith, chciałbym
tak po prostu puścić cię teraz do domu, poudawać dobrego glinę i zapewnić twoją
ciotkę, ze wszystko z tobą w porządku, ale… Chyba będziemy musieli spotkać się
ponownie.
Zacisnął wargi
i wygiął kąciki ust w przepraszającym uśmiechu. W jeden z najprostszych
sposobów przekazał jej właśnie, że tak naprawdę nic nie jest z nią w porządku.
- Nie zrozum
mnie źle, Fay. Głęboko wierzę, że jesteś wspaniała kobietą, która po prostu wiele
w życiu przeszła. Może odrobinę więcej niż by to było wskazane dla kogoś tak
drobnego, jak ty. – Znów ten sam uśmiech, pełen współczucia. Fay odwróciła
wzrok. – Zawrzyjmy umowę, okay?
Dziewczyna nie
mogła się powstrzymać i zerknęła na niego z zainteresowaniem. Odetchnął, gdy
zauważył, że zdobył jej uwagę.
- Dokładnie
przez miesiąc będziesz regularnie przychodziła tutaj na rozmowy ze mną, a potem
ja postaram się pozytywnie rozpatrzyć twoją sprawę. Jestem pewnie, że nie
będzie to takie trudne, wystarczy tylko, żebyś się trochę otworzyła.
Fay zamknęła
na chwilę oczy, opuszczając głowę, by nie widział jej miny. W jej głowie powoli
tworzył się plan działania. Przez równy miesiąc będzie spowiadała się doktorowi
Louisowi ze wszystkich swoich przeżyć, pomijając próby samobójcze i myśli o zemście
na mordercy. Przez równy miesiąc będzie męczyć się z ciotką Georgią pod jednym
dachem, a potem spędzi resztę swojego życia z daleka od niej.
- W porządku.
- Tak? – Tym
razem to nie była zachęta, tym razem Louis był szczerze zaskoczony, że tak
łatwo mu poszło.
- Tak. – Fay
wymieniła się z nim pośpiesznymi uśmiechami. Na zegarze za biurkiem zauważyła,
że siedziała już w gabinecie doktora dobre półtorej godziny, a Blair
prawdopodobnie umierała z nudów w samochodzie przed kamienicą.
- W takim razie
zobaczymy się w – zerknął do kalendarza – poniedziałek? Pasuje ci?
- Tak, do
zobaczenia. – Wstała z fotela i dała się zaprowadzić do drzwi, które Louis
kulturalnie otworzył przed nią.
W środku
recepcji, na drewnianych krzesłach ustawionych w równym rzędzie pod ścianą
siedziała Blair i ze znudzeniem przeglądała ulotki o badaniach przeprowadzonych
na terenie całej Anglii na temat skuteczności wizyt u specjalistów psychologii.
Gdy usłyszała otwierane drzwi, szybo podniosła głowę i odetchnęła z ulgą, widząc
wychodzącą Fay. Podeszła do niej i zerkając na mężczyznę stojącego w drzwiach
gabinetu, zwróciła się do dziewczyny:
- I jak?
- W porządku.
Będę musiała tu przyjechać w poniedziałek – poinformowała ją Fay i odwróciła
się jeszcze w stronę doktora Louisa, by pożegnać się z nim. Mężczyzna posłał
jej szczery uśmiech i obserwował, jak obie dziewczyny wychodziły na zatłoczoną
ulicę.
_________________________________________
Czytam - Komentuję
Witaj! Może szukasz jedynego, niepowtarzalnego nagłówka dla swojego bloga? Jeśli tak, to serdecznie zapraszam na http://wilcze-naglowki.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńhmmm, wydaje mi się, że Lou może trochę namieszać.. ale sama nie wiem. Dla mnie wszyscy są podejrzani także wiesz. :D Liam, Liam, Liam. Wciąż go nie ma, ale to by było za proste gdyby to on był mordercą. Aż zbyt proste. No, ale poczekamy, zobaczymy. Chciałabym już przeczytać o pogrzebie dziewczynki, liczę na jakąś aferę. :D Rozdział świetny i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. :)
OdpowiedzUsuńWitaj :) Świetnie, że tutaj trafiłam, bo spodobało mi się Twoje opowiadanie. Postaram się żeby mój komentarz miał jakąś składnię :) xD
OdpowiedzUsuńFaith- idealne imię dla tej bohaterki. Wiara to coś, czego potrzebuje teraz najbardziej. Wydarzenia, które ją naznaczyły nie należą do tych łatwych. Najpierw śmierć rodziców, teraz morderstwo siostry. Ciągle zastanawiam się kto mógłby chcieć skrzywdzić dwunastolatkę!? Przecież to niedorzeczne. Zupełnie nie wiem co mam o tym myśleć.
Przyjaźń Fay i Liama jest taka prawdziwa, nieprzerysowana. Widać, że chłopakowi na niej zależy, ale nie jestem pewna czy nie czuje do niej przypadkiem czegoś więcej. Zastanawia mnie dlaczego zniknął? Przecież jest jej potrzebny jak tlen. Nie wierzę jednak by to on zabił Meg. To mi do niego nie pasuje.
Ciotka Georgia wkurza mnie od momentu wprowadzenia jej do opowiadania. Ona nie ma uczuć, czy co? Powinna być wsparciem dla załamanej dziewczyny, a nie łasić się na jej dom. To jedyna rzecz, która przypomina jej o rodzinie, którą straciła. Bezduszna suka z tej Georgii.
Pozytywnie zaskoczyła mnie postać Harry'ego. Jest może nieco namolny i upierdliwy, ale najwyraźniej chce dotrzeć do Faith. Lubi ją i chce pomóc.
Babcia dziewczyny wpadła na świetny pomysł z tym lekarzem. Kto jak nie on może stwierdzić czy będzie mogła mieszkać sama? Uwielbiam tą kobietę!
Sam Louis natomiast kręci mnie w roli lekarza :D Skoro jest na tyle kompetentny, że szanowany doktor wybrał go pomimo tak młodego wieku, to wie co robi. Oby spotkania z nim podbudowały Fay. Chce być silna, ale atmosfera wokół niej nie wcale nie jest pomocna.
Kończąc... Uważam, że masz ogromny talent. Poruszyłaś moje serce dogłębnie. Cieszę się, że znalazłam to opowiadanie. Tak świetnie przekazujesz czytelnikowi emocje, że parę razy płakałam.
Nie mogę się doczekać nowego odcinka. Poinformuj mnie proszę, najlepiej na twitterze: @Gattino_1D
Zapraszam również do siebie: [gotta-be-you-darling] [spojrz-w-moje-oczy]
Całuję :*
Cześć, mam pytanie czy nie chciałabyś zwiastuna do opowiadania? Jeśli tak to serdecznie zapraszam na stronkę: http://fabryka-zwiastunow.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNieobecność Liama w jakimś drobnym stopniu zaczyna mnie niepokoić. Dlaczego tak nagle się ulotnił i przestał odwiedzać Fay? Nie wydaje mi się, żeby z powodu tej gromady rodziny. To musi być coś głębszego. Mam jednak nadzieję, że w następnym rozdziale już się pojawi.
OdpowiedzUsuńDługo się w sumie zastanawiałam nad tym, co stało się z tym nożem. Myślałam, że on tam sobie spokojnie leży, a Faith po prostu go stamtąd zabierze i zapomni o całej sprawie. A tutaj taka niespodzianka! Chyba niepotrzebnie dziewczyna zaczęła rozmowę z Harrym, bo myślę, że on nie miał z tym nic wspólnego. Bo gdyby tak było jestem pewna, że by się do tego przyznał i zasypałby Fay milionem pytań. Coś mi się wydaje, że ciotunia ma z tym dużo wspólnego. No ale zobaczymy na ile sprawdzą się moje domysły.
Polubiłam Louisa! Jest takim spokojnym, miłym człowiekiem, który po prostu dobrze wykonuje swoją pracę. Kurcze, nie wiem czemu, ale dosłownie w tym momencie przyszło mi na myśl, że został podstawiony w zamian za tamtego doktora na polecenie Georgii! I specjalnie zaproponował Faith te kolejne spotkania, żeby ciotka mogła jeszcze pomieszkać w tym domu, na który ma tak wielką ochotę. No, to jest całkiem realne. Ale póki co, Louis jest przyjazny i mam nadzieję, że tak zostanie. Może właśnie te wizyty coś pomogą dziewczynie i sprawią, że spojrzy na całą tę sytuację z innej perspektywy?
Czekam na rozdział kolejny, życzę dużo weny! <3
SUPER! Zapraszam do czytania, komentowania i obserwowania mojego bloga!
OdpowiedzUsuńhttp://i-want-you-to-stay-one-direction-blog.blogspot.com/
Serdecznie zapraszam do nowo założonej recenzalni "Kolorowe recenzje"! Zapraszam do zgłoszenia swojego bloga do naszej recenzalni. Poznasz recenzję swojego bloga i dowiesz się, co jest idealne, a co musisz jeszcze poprawić.
OdpowiedzUsuńhttp://kolorowe-recenzje.blogspot.com/
Poszukuję kogoś do współpracy, na mojej podstronie i w aktualnościach znajduje się kontakt do mnie. Przyjmę każdego na okres próbny, a później zobaczymy co będzie dalej. :)
Gdzie podziewa się Liam? Powiedz proszę, że w następnym rozdziale się pojawi!
OdpowiedzUsuńMiły lekarz, wręcz wspaniały. Czuję, że namiesza w jej życiu i to bardzo.
Podsumowując, bardzo, bardzo przyjemnie czyta się to opowiadanie. Na pewno będę tu zaglądać, bo historia stała się moją nieodłączną częścią życia :D
Ciekawe. Już nie mogę się doczekać co przydarzy się Fay:D Piszesz świetnie, pozazdrościć. Obserwuję, bo czekam na więcej:)
OdpowiedzUsuńhttp://takewhatyouneed1.blogspot.com/