piątek, 17 stycznia 2014

Chapter five



"I drink to remember, I smoke to forget
Some things to be proud of, some stuff to regret"


Na dwa dni przed pogrzebem Fay leżała na wilgotnej od rosy trawie niedaleko klifu. To samo miejsce co zawsze. Ta sama pogoda. Ta sama ona. Tylko atmosfera kompletnie inna.
Liam nie pokazywał się od kilku dni. Fay wywnioskowała, że jeśli będzie na niego czekać wystarczająco cierpliwie, na pewno niedługo się pojawi, jednak chłopak zniknął. Nie przyszedł porozmawiać z nią, tak jak to miał w zwyczaju od kilku dobrych lat. Zastanawiała się, czy to może nie nagłe pojawienie się jej rodziny go odstraszyło. A może stwierdził, że w towarzystwie Harry’ego i wszystkich krewnych nie będzie potrzebować go aż tak bardzo? Cokolwiek myślał, był w błędzie. Tęskniła za nim i potrzebowała go cały czas równie mocno.
Myślami wróciła do poprzedniego wieczora. Przypomniała sobie jak Harry mało co nie nakrył ja na próbie zabójstwa jego własnej matki. Zadrżała z zimna i przejechała dłonią po wilgotnej trawie, próbując się uspokoić. Nóż wciąż leżał pod łóżkiem. Każdy mógł go tam zobaczyć.
Podniosła się gwałtownie i pobiegła w kierunku domu. W głównym holu minęła ciotkę Georgię, która właśnie wychodziła gdzieś na spacer razem z Blair i wujem Evanem. Nawet było jej to na rękę. Mogła spokojnie wejść do jej sypialni i zabrać nóż spod łóżka, tak, by nikt nawet się nie zorientował, ze przedmiot kiedykolwiek tam przebywał.
Zanim jednak weszła do sypialni, upewniła się, że Harry leży spokojnie w salonie i zajęty jest czytaniem jakiejś książki z jej małej biblioteczki, a dziadkowie wyszli na podwórko, by zjeść śniadanie na świeżym powietrzu.
Weszła do sypialni ciotki Georgii i zamknęła za sobą ostrożnie drzwi, przekręcając nawet kluczyk w zamku, by mieć więcej czasu na zareagowanie, w razie, gdyby ktoś próbował dostać się do środka. Nie myślała nawet jakiej wymówi użyje tym razem, jeśli ktoś nakryje ją na myszkowaniu w pokoju.
Pochyliła się nad podłogą i zajrzała pod łóżko przeczesując uważnie wzrokiem całą, zakurzoną przestrzeń. Odchrząknęła ze zdenerwowaniem, kiedy nie dostrzegła nigdzie srebrnego ostrza. Skuliła się przy ziemi, czując jak panika powoli wypełnia jej żyły. Wczołgała się pod mebel, badając dłońmi wszystkie szpary pomiędzy deskami, zupełnie, jakby nóż jakimś sposobem mógł się tam zmieścić. Starała się oddychać spokojnie, ale było to zadanie wręcz niemożliwe do wykonania.
Wysunęła się spod łóżka i wstała powoli, otrzepując się z kurzu. Zaczęła krążyć po pokoju, wypatrując drewnianego trzonka ze srebrnym ostrzem, ale rzeźnicki nóż zapadł się pod ziemię. Przełknęła głośno ślinę.
Ktoś znalazł go przed nią.
Wyszła szybko z sypialni, upewniając się, że zostawiła ją w takim samym stanie, jak ją zastała i ruszyła w stronę kuchni. Jeśli wszystko to, co wydawało jej się wspomnieniem z ostatniej nocy było tylko snem, na co teraz liczyła, nóż leżał spokojnie w jednej z szuflad w kuchni.
Przeszukała wszystkie. Zero śladu noża.
- Gdzie go schowałeś? – Harry wydawał się zaskoczony, widząc ją w takim stanie.
- Kogo?
- Nie kogo, tylko co – warknęła Fay, opierając dłonie na biodrach. Stała w progu do dużego salonu i całą siłą woli starała się nie patrzeć w stronę okna wychodzącego na ogród.
- No dobrze… Co?
- Już ty dobrze wiesz co! – krzyknęła. Harry prychnął śmiechem, co tylko jeszcze bardziej ją rozwścieczyło. – To nie jest śmieszne!
- Nie mam pojęcia o czym mówisz! – krzyknął Harry, odkładając książkę na stolik do kawy i wstając.
- Nie chcę się z tobą kłócić, Harry. Po prostu powiedź mi, gdzie go schowałeś i zapomnimy o sprawie. – Dziewczyna wzięła kilka głębszych oddechów, starając się uspokoić.
- Nadal nie wiem, o czym mówisz…
Fay wydała z siebie coś na kształt warknięcia, próbując zdusić w sobie krzyk. Harry przyglądał się jej z zaciśniętymi z gniewu ustami, marszcząc brwi.
- Nie ważne.
***
Babcia Helen weszła późnym wieczorem do pokoju Fay i obwieściła jej, że umówiła ją na spotkanie z bardzo znanym specjalistą do spraw psychologii. Cudem znalazła dla wnuczki wolne miejsce, ponieważ zazwyczaj doktor Cornelius miał grafik zajęty na kilka miesięcy w przód.
Rodzina ustaliła, że Blair zawiezie Fay na wizytę z lekarzem, a potem przyjedzie po nią o umówionej godzinie. Mimo, że decyzja podjęta była bez wiedzy dziewczyny, Fay nie oponowała. Po prostu siedziała i wsłuchiwała się w zwycięski ton babci Helen, gdy ta obwieszczała ciotce Georgii czego dokonała za pomocą jednego telefonu. Kątem oka widziała jak Harry przygląda się jej z drugiego końca pokoju, jakby sam nie mógł uwierzyć, że Fay godzi się na to wszystko bez mrugnięcia okiem.
Cóż, złotym środkiem Fay było samo przekonanie, że gorzej już być nie może.

Rodzice chrzestni Meg, wuj Henry i ciotka Josephine, a także ich mała córeczka, Fleur, przyjechali na dzień przed pogrzebem, dokładnie, gdy Fay i Blair wychodziły z domu, by zdążyć na spotkanie z lekarzem. 
W pośpiechu Fay zdążyła tylko zauważyć, że wuj Henry stracił dużo wagi od pogrzebu swojego brata, a także zapuścił brodę i ignorował wszelkie uwagi, skierowane w jego stronę, skupiając się na przenoszeniu toreb, z którymi przyjechali, do wnętrza domu. W głębi ducha Fay cieszyła się, że przynajmniej z wujem będzie jej się żyło bezproblemowo przez krótki czas ich obecności u niej.
Wyjechały starym Fordem Anglią, który kiedyś należał do rodziców Fay i w kilkanaście minut znalazły się na obrzeżach Brighton, gdzie Blair zatrzymała się przed wąską, szarą kamienicą. Spośród pozostałych budynków nie wyróżniało jej tutaj praktycznie nic poza złotą tabliczką na drzwiach, głoszącą:

„Dr Cornelius Cappus
 Doktor psychologii”

Fay zatrzymała się przed drzwiami i odwróciła, nie słysząc kroków Blair za sobą. Była przekonana, że dziewczyna wejdzie za nią do środka, chociażby by dotrzymać jej towarzystwa w poczekalni, ale brunetka siedziała za kierownicą auta i wpatrywała się w nią przepraszająco.
- Przyjadę po ciebie za godzinę, okay? – zapytała, wystawiając głowę przez otwarte okno. Fay pokiwała głową i przycisnęła klamkę w drzwiach starej kamienicy. W środku uderzyła ją woń środków do czyszczenia mebli i starych dywanów, nadgryzionych zębem czasu. Była to mieszanka tak nietypowa, że przez chwilę Fay potrafiła skupić się tylko i wyłącznie na rozpoznawaniu tych dwóch zapachów.
Dopiero po kilku sekundach zauważyła, że jest obserwowana przez starszą kobietę, siedzącą za podłużnym biurkiem naprzeciwko wejścia. Fay odchrząknęła nerwowo i podeszła do niej.
- Ja… - zaczęła i rozejrzała się niepewnie po pokoju. Oczekiwała kogoś, kto po prostu wskaże jej, gdzie ma usiąść i co ma robić, ale zamiast tego kobieta po prostu wpatrywała się w nią cierpliwie. – Ja byłam umówiona do doktora Corneliusa…
- Doktor Cappus nie przyjmuję w tym miesiącu. Jest na zwolnieniu zdrowotnym od wtorku – powiedziała szybko kobieta, zanim Fay zdążyła poukładać myśli. Nagle spanikowała i zaczęła biegać wzrokiem od dłoni starszej sekretarki, leżących spokojnie na długiej liście z nazwiskami, do drzwi po jej lewej stronie, zza których słyszała wyraźnie czyjeś głosy. Nie wiedziała, co powinna w takiej sytuacji zrobić.
- Moja babcia dzwoniła tutaj wczoraj wieczorem. Powiedziała mi, że doktor mnie przyjmie – wydukała Fay. Atak paniki napłyną niespodziewanie. Zacisnęła dłonie w pięści, by jakoś przekazać bodziec do swojego własnego umysłu, że wszystko jest w porządku, że sytuacja zaraz się wyjaśni. Znów nawiedziła ją ta niszcząca myśl, że nie potrafi niczego zrobić, jeśli nie ma obok niej Liama. A Liama nie było już od kilku dni.
- Musiało zajść jakieś nieporozumienie – wyjaśniła kobieta, wciąż spokojnie modulując głos, chociaż nic nie potrafiło teraz zapanować nad chaosem, który utworzył się w głowie Fay. Jej serce biło szybko i nierównomiernie, a do płuc docierało stanowczo za mało tlenu. – Ale jeśli zależy ci na wizycie, może przyjąć cię doktor Louis. To praktykant, ale doktor Cappus sam wybrał go spośród wielu kandydatów…
- Czy jego zdanie wystarczy, by przekonać kogoś o moim zdrowiu psychicznym? – wypaliła Fay zanim zdążyła zastanowić się nad własnymi słowami. To pytanie musiało zabrzmieć niedorzecznie, a jednak kobieta za biurkiem nie dała niczego po sobie poznać.
- Ma kwalifikacje, jeśli o to pytasz. – Kobieta uśmiechnęła się i nagle na jej twarzy pojawiły się tysiące zmarszczek. Fay wyobraziła ją sobie z papierosem i kubkiem parującej kawy i stwierdziła, że właśnie do takiej scenerii nadawałaby się ta sekretarka.
Fay przełknęła ślinę i kiwnęła głową, a w następnej chwili drzwi po jej lewej stronie otworzyły się i do recepcji wszedł zgarbiony biznesmen o ponurym wyrazie twarzy, a za nim wyjrzał młody, uśmiechnięty mężczyzna w szarym swetrze. Zerknął na Fay z zainteresowaniem, po czym zwrócił się do starszej kobiety z wyraźnym, północnym akcentem.
- Julio, mogłabyś zaparzyć mi kawy?
Fay przyglądała się przez chwilę jego trzydniowemu zarostowi i włosom w nieładzie, po czym odwróciła wzrok, jakby samo patrzenie było czymś nieprzyzwoitym. Nagle również zorientowała się, że atak paniki zniknął bez śladu.
Kobieta pokiwała głową, a wstając od biurka popatrzyła jeszcze raz na Fay.
- Możesz poczekać tutaj, doktor zaraz cię przyjmie.
- Oh, przecież już skończyłem spotkanie z ostatnim pacjentem. Wchodź, Fay. – Doktor Louis odsunął się, przepuszczając ją w drzwiach. Fay podobał się jego miły ton i północny akcent i mimo, że próbował zwracać się do niej, jakby już byli przyjaciółmi, to przynajmniej nie wwiercał się w nią spojrzeniem jak większość ludzi ostatnimi czasy. Nie badał jej, tylko obserwował.
Fay przekroczyła próg i weszła do dużego pomieszczenia umeblowanego w starym stylu. W międzyczasie doktor Louis wziął od sekretarki filiżankę z czarną kawą. Dziewczyna zaczęła przyglądać się meblom. Drewniane, oszklone szafki pełne były drogiej porcelany, jakby doktor wciąż przygotowany był na zaproponowanie komuś podwieczorka w jego gabinecie. Pod ścianą stało biurko obłożone papierami, a przed nim znajdował się wysoki, miękki fotel.
Idąc na spotkanie, Fay spodziewała się ujrzeć starszego mężczyznę w zadbanym garniturze, który posadzi ja na niewygodnej kozetce i każe opowiedzieć o swoim problemie, ale zamiast tego otrzymała młodego studenta i gabinet wystylizowany dokładnie, jak cały jej dom. Poczuła się znacznie pewniej, siadając w fotelu i zerkając na doktora.
- Louis – przedstawił się mężczyzna, wyciągając dłoń w stronę Fay. Dziewczyna podniosła się na chwilę z fotela, by odwzajemnić uścisk.
- Faith.
- Więc… Faith. – Louis zajął miejsce po drugiej stronie biurka i popatrzył na nią z lekkim uśmiechem błądzącym po jego ustach. – Co się ostatnio wydarzyło w twoim życiu?
Fay zawahała się. Wiedziała, że jeśli chce dobrze wypaść musi powiedzieć mu całą prawdę, ale cała prawda automatycznie znaczyła coś wręcz przeciwnego.
- Moja siostra zaginęła. – Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi. Z początku starała się patrzeć mężczyźnie prosto w oczy, ale potem spanikowała i skupiła spojrzenie na biurku i kilku teczkach tuż przy dłoni Louisa.
- Tak? – zachęcił ją doktor.
- Znalazłam ją… martwą. W ogrodzie. – Mówienie o wcześniejszych wydarzeniach było znacznie trudniejsze niż jej się wydawało. Uświadomiła sobie nagle, że jeszcze nikomu nie opowiadała, jak w ogóle doszło do tego, że zaczęła szukać Meg w ogrodzie.
- W porządku, możesz ominąć tę część jeśli nie czujesz się na siłach. – Louis posłał jej pocieszający uśmiech. Przez chwilę miała wrażenie, że doktor jest wręcz niestosownie pogodny, biorąc pod uwagę całą sytuację, w jakiej się znajdowali, ale po chwili zorientowała się, że takie zachowanie nawet pomaga jej się odprężyć i skupić na rozmowie.
- Przyjechała moja rodzina i wszyscy w domu przygotowują się do pogrzebu – kontynuowała opowieść. – Moja ciotka uważa, że nie dam sobie rady z utrzymaniem domu w pojedynkę, bo, według niej, załamałam się po stracie siostry. Dlatego babcia wysłała mnie do pana. Żeby udowodnić jej, że wszystko ze mną w porządku.
Fay odważyła się zerknąć na Louisa, by sprawdzić, czy wierzy w to, co przed chwilą powiedziała. Od początku tej rozmowy przestała się łudzić, że mężczyzna tak po prostu wypisze jej zaświadczenie o jej stanie zdrowia, ale wciąż miała nadzieję, że przynajmniej potraktuje ją łagodnie.
- Rozumiem – powiedział Louis i podniósł jedną z teczek z biurka. Zapisał coś na stronie tytułowej i zerknął na dziewczynę bez słowa. Fay znów zaczynała się stresować. – Jest coś jeszcze, co chciałabyś mi powiedzieć?
- Chyba nie… - Fay wzruszyła ramionami.
- Mówisz, ze ciotka w ciebie nie wierzy, tak? – Dziewczyna kiwnęła delikatnie głową. – A jakie jest twoje zdanie? Dasz sobie radę sama?
- Oh, nie będę sama – zapewniła go Fay. – Mam Liama. To mój przyjaciel, często przychodzi, więc nawet kiedy potrzebuję pomocy, mogę go po prostu poprosić.
- Liama?
- Tak.
- Czy twoja ciotka wie o Liamie? – Mężczyzna ponownie zapisał coś w teczce i zerknął na Fay. Dziewczyna zastanawiała się co dokładnie kryją notatki doktora.
- Był raz na kolacji. Poza tym, na pewno widziała go kręcącego się po domu kilka razy. – Fay pokiwała głową i wyprostowała się w fotelu. Chyba pierwszy raz od bardzo długiego czasu czuła się tak swobodnie podczas rozmowy. Louis nie próbował jej pocieszać, ani prawić kazań, tylko najzwyczajniej w świecie zadawał pytania.
- W takim razie, jaki jest jej problem? – Louis zmarszczył brwi, patrząc się pytająco na dziewczynę. Fay uśmiechnęła się szeroko i wzruszyła ramionami. Dopiero po chwili zorientowała się, że uśmiechnęła się po raz pierwszy od bardzo długiego czasu.
- Nie wiem. Nie siedzę w jej głowie – powiedziała, po czym zawahała się i dodała: - Czasami wydaję mi się, ze chodzi jej o mój dom. Dostałam go po rodzicach, a od czasu ich śmierci ciotka Georgia wciąż wynajduję powody, by się tam przeprowadzić. Nawet ostatnio powiedziała…
Fay przygryzła dolną wargę, jakby zapędziła się w swoich wyznaniach i zaczynała żałować swoich słów.
- Tak? – Doktor Louis po raz kolejny próbował przyjaźnie zachęcić ją do rozmowy.
- Powiedziała, że dobrze się stało, że Meg umarła. - Głos jej się załamał. Wzięła głęboki wdech i zamknęła oczy na kilka sekund. O dziwo, podziałało.
Kiedy zerknęła na doktora Louisa, ten przyglądał się jej uważnie. Po raz pierwszy od kiedy go poznała, poczuła, że on również ją ocenia. Nie spodobało jej się to odczucie.
- Faith – zaczął mężczyzna i zamilkł na chwilę, wpatrując się we własne notatki. – Czy obwiniasz ciotkę o śmierć swojej siostry?
Fay wbiła w niego zaskoczone spojrzenie. Poczuła jak rumieńce wychodzą na jej policzki, kiedy z całych sił próbowała nie myśleć o żałosnej próbie zemsty na ciotce. Czy obwiniała ją? Tak, w stu procentach. Ale czy była gotowa się do tego przyznać?
- Nie.
- Nie?
- Nie obwiniam jej – wydukała dziewczyna, patrząc na swoje splecione palce.
- W takim razie kogo obwiniasz? – Kolejne pytanie, którego nie spodziewała się usłyszeć. Doktor Louis przyglądał się jej cierpliwie, uśmiechając przy tym pogodnie.
- Słucham? – wykrztusiła.
- Faith, jestem pewien, że musisz mieć jakieś domysły. Kto według ciebie jest mordercą?
Przełknęła głośno ślinę, patrząc się na doktora szeroko otwartymi oczami. Przez chwilę wydawało jej się, że mężczyzna tylko z nią pogrywa. Jak gdyby cała ta rozmowa była dla niego świetną rozrywką.
Pokręciła głową.
- Przepraszam, jeśli jestem zbyt natarczywy, jednak nie widzę sposobu, by pomóc ci się jakoś otworzyć bez zadawania trudnych pytań. Wszyscy jesteśmy ludźmi i możesz mi wierzyć, wszyscy postawieni w twojej sytuacji, zaczęliby spekulować co do identyfikacji mordercy. Nie musisz się bać, że wystawię ci złą ocenę, Faith, to nie szkoła. – Uśmiechnął się szeroko, uwydatniając kurze łapki przy jego oczach, mimo, że był stanowczo za młody na takie oznaki dojrzewania.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, każde zajęte swoimi myślami. Ona myślała nad tym, jak ten człowiek może wzbudzać taką sympatię, jednocześnie wywołując gęsią skórkę na jej rękach. On za to zastanawiał się, jak przekazać dziewczynie, że jej ciotka mogła jednak mieć rację.
- Faith, chciałbym tak po prostu puścić cię teraz do domu, poudawać dobrego glinę i zapewnić twoją ciotkę, ze wszystko z tobą w porządku, ale… Chyba będziemy musieli spotkać się ponownie.
Zacisnął wargi i wygiął kąciki ust w przepraszającym uśmiechu. W jeden z najprostszych sposobów przekazał jej właśnie, że tak naprawdę nic nie jest z nią w porządku.
- Nie zrozum mnie źle, Fay. Głęboko wierzę, że jesteś wspaniała kobietą, która po prostu wiele w życiu przeszła. Może odrobinę więcej niż by to było wskazane dla kogoś tak drobnego, jak ty. – Znów ten sam uśmiech, pełen współczucia. Fay odwróciła wzrok. – Zawrzyjmy umowę, okay?
Dziewczyna nie mogła się powstrzymać i zerknęła na niego z zainteresowaniem. Odetchnął, gdy zauważył, że zdobył jej uwagę.
- Dokładnie przez miesiąc będziesz regularnie przychodziła tutaj na rozmowy ze mną, a potem ja postaram się pozytywnie rozpatrzyć twoją sprawę. Jestem pewnie, że nie będzie to takie trudne, wystarczy tylko, żebyś się trochę otworzyła.
Fay zamknęła na chwilę oczy, opuszczając głowę, by nie widział jej miny. W jej głowie powoli tworzył się plan działania. Przez równy miesiąc będzie spowiadała się doktorowi Louisowi ze wszystkich swoich przeżyć, pomijając próby samobójcze i myśli o zemście na mordercy. Przez równy miesiąc będzie męczyć się z ciotką Georgią pod jednym dachem, a potem spędzi resztę swojego życia z daleka od niej.
- W porządku.
- Tak? – Tym razem to nie była zachęta, tym razem Louis był szczerze zaskoczony, że tak łatwo mu poszło.
- Tak. – Fay wymieniła się z nim pośpiesznymi uśmiechami. Na zegarze za biurkiem zauważyła, że siedziała już w gabinecie doktora dobre półtorej godziny, a Blair prawdopodobnie umierała z nudów w samochodzie przed kamienicą.
- W takim razie zobaczymy się w – zerknął do kalendarza – poniedziałek? Pasuje ci?
- Tak, do zobaczenia. – Wstała z fotela i dała się zaprowadzić do drzwi, które Louis kulturalnie otworzył przed nią.
W środku recepcji, na drewnianych krzesłach ustawionych w równym rzędzie pod ścianą siedziała Blair i ze znudzeniem przeglądała ulotki o badaniach przeprowadzonych na terenie całej Anglii na temat skuteczności wizyt u specjalistów psychologii. Gdy usłyszała otwierane drzwi, szybo podniosła głowę i odetchnęła z ulgą, widząc wychodzącą Fay. Podeszła do niej i zerkając na mężczyznę stojącego w drzwiach gabinetu, zwróciła się do dziewczyny:
- I jak?
- W porządku. Będę musiała tu przyjechać w poniedziałek – poinformowała ją Fay i odwróciła się jeszcze w stronę doktora Louisa, by pożegnać się z nim. Mężczyzna posłał jej szczery uśmiech i obserwował, jak obie dziewczyny wychodziły na zatłoczoną ulicę.

_________________________________________

 Czytam - Komentuję

9 komentarzy:

  1. Witaj! Może szukasz jedynego, niepowtarzalnego nagłówka dla swojego bloga? Jeśli tak, to serdecznie zapraszam na http://wilcze-naglowki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm, wydaje mi się, że Lou może trochę namieszać.. ale sama nie wiem. Dla mnie wszyscy są podejrzani także wiesz. :D Liam, Liam, Liam. Wciąż go nie ma, ale to by było za proste gdyby to on był mordercą. Aż zbyt proste. No, ale poczekamy, zobaczymy. Chciałabym już przeczytać o pogrzebie dziewczynki, liczę na jakąś aferę. :D Rozdział świetny i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj :) Świetnie, że tutaj trafiłam, bo spodobało mi się Twoje opowiadanie. Postaram się żeby mój komentarz miał jakąś składnię :) xD

    Faith- idealne imię dla tej bohaterki. Wiara to coś, czego potrzebuje teraz najbardziej. Wydarzenia, które ją naznaczyły nie należą do tych łatwych. Najpierw śmierć rodziców, teraz morderstwo siostry. Ciągle zastanawiam się kto mógłby chcieć skrzywdzić dwunastolatkę!? Przecież to niedorzeczne. Zupełnie nie wiem co mam o tym myśleć.
    Przyjaźń Fay i Liama jest taka prawdziwa, nieprzerysowana. Widać, że chłopakowi na niej zależy, ale nie jestem pewna czy nie czuje do niej przypadkiem czegoś więcej. Zastanawia mnie dlaczego zniknął? Przecież jest jej potrzebny jak tlen. Nie wierzę jednak by to on zabił Meg. To mi do niego nie pasuje.
    Ciotka Georgia wkurza mnie od momentu wprowadzenia jej do opowiadania. Ona nie ma uczuć, czy co? Powinna być wsparciem dla załamanej dziewczyny, a nie łasić się na jej dom. To jedyna rzecz, która przypomina jej o rodzinie, którą straciła. Bezduszna suka z tej Georgii.
    Pozytywnie zaskoczyła mnie postać Harry'ego. Jest może nieco namolny i upierdliwy, ale najwyraźniej chce dotrzeć do Faith. Lubi ją i chce pomóc.
    Babcia dziewczyny wpadła na świetny pomysł z tym lekarzem. Kto jak nie on może stwierdzić czy będzie mogła mieszkać sama? Uwielbiam tą kobietę!
    Sam Louis natomiast kręci mnie w roli lekarza :D Skoro jest na tyle kompetentny, że szanowany doktor wybrał go pomimo tak młodego wieku, to wie co robi. Oby spotkania z nim podbudowały Fay. Chce być silna, ale atmosfera wokół niej nie wcale nie jest pomocna.
    Kończąc... Uważam, że masz ogromny talent. Poruszyłaś moje serce dogłębnie. Cieszę się, że znalazłam to opowiadanie. Tak świetnie przekazujesz czytelnikowi emocje, że parę razy płakałam.
    Nie mogę się doczekać nowego odcinka. Poinformuj mnie proszę, najlepiej na twitterze: @Gattino_1D
    Zapraszam również do siebie: [gotta-be-you-darling] [spojrz-w-moje-oczy]
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć, mam pytanie czy nie chciałabyś zwiastuna do opowiadania? Jeśli tak to serdecznie zapraszam na stronkę: http://fabryka-zwiastunow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieobecność Liama w jakimś drobnym stopniu zaczyna mnie niepokoić. Dlaczego tak nagle się ulotnił i przestał odwiedzać Fay? Nie wydaje mi się, żeby z powodu tej gromady rodziny. To musi być coś głębszego. Mam jednak nadzieję, że w następnym rozdziale już się pojawi.
    Długo się w sumie zastanawiałam nad tym, co stało się z tym nożem. Myślałam, że on tam sobie spokojnie leży, a Faith po prostu go stamtąd zabierze i zapomni o całej sprawie. A tutaj taka niespodzianka! Chyba niepotrzebnie dziewczyna zaczęła rozmowę z Harrym, bo myślę, że on nie miał z tym nic wspólnego. Bo gdyby tak było jestem pewna, że by się do tego przyznał i zasypałby Fay milionem pytań. Coś mi się wydaje, że ciotunia ma z tym dużo wspólnego. No ale zobaczymy na ile sprawdzą się moje domysły.
    Polubiłam Louisa! Jest takim spokojnym, miłym człowiekiem, który po prostu dobrze wykonuje swoją pracę. Kurcze, nie wiem czemu, ale dosłownie w tym momencie przyszło mi na myśl, że został podstawiony w zamian za tamtego doktora na polecenie Georgii! I specjalnie zaproponował Faith te kolejne spotkania, żeby ciotka mogła jeszcze pomieszkać w tym domu, na który ma tak wielką ochotę. No, to jest całkiem realne. Ale póki co, Louis jest przyjazny i mam nadzieję, że tak zostanie. Może właśnie te wizyty coś pomogą dziewczynie i sprawią, że spojrzy na całą tę sytuację z innej perspektywy?
    Czekam na rozdział kolejny, życzę dużo weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. SUPER! Zapraszam do czytania, komentowania i obserwowania mojego bloga!

    http://i-want-you-to-stay-one-direction-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Serdecznie zapraszam do nowo założonej recenzalni "Kolorowe recenzje"! Zapraszam do zgłoszenia swojego bloga do naszej recenzalni. Poznasz recenzję swojego bloga i dowiesz się, co jest idealne, a co musisz jeszcze poprawić.
    http://kolorowe-recenzje.blogspot.com/
    Poszukuję kogoś do współpracy, na mojej podstronie i w aktualnościach znajduje się kontakt do mnie. Przyjmę każdego na okres próbny, a później zobaczymy co będzie dalej. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Gdzie podziewa się Liam? Powiedz proszę, że w następnym rozdziale się pojawi!
    Miły lekarz, wręcz wspaniały. Czuję, że namiesza w jej życiu i to bardzo.
    Podsumowując, bardzo, bardzo przyjemnie czyta się to opowiadanie. Na pewno będę tu zaglądać, bo historia stała się moją nieodłączną częścią życia :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciekawe. Już nie mogę się doczekać co przydarzy się Fay:D Piszesz świetnie, pozazdrościć. Obserwuję, bo czekam na więcej:)

    http://takewhatyouneed1.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń