"I got a feeling I might have lit the very fuse
That you were trying not to light"
That you were trying not to light"
Arctic Monkeys, Knee Socks
Zadrżała ze
strachu, kiedy pierwszy piorun przeciął czarne niczym węgiel niebo. Dookoła
było tak ciemno, że tylko podczas rozbłysków widziała gdzie kończy się klif, a
zaczyna wzburzone morze. Szła powoli, walcząc z zaciekłym deszczem i starając
się wypatrzeć w oddali znajomą sylwetkę kogoś, kogo od zawsze uważała za
swojego przyjaciela.
Podniosła
głowę i zmrużyła oczy, zasłaniając je dłonią przed deszczem. Z początku nic nie
widziała, ale gdy podczas kolejnego rozbłysku popatrzyła w stronę klifu,
dostrzegła go.
Stał
spokojnie, wyprostowany i zamyślony, wpatrując się w niespokojne fale,
rozbijające się o ścianę klifu. Może szalało tuż pod jego stopami.
Przyspieszyła
kroku, ale była zbyt przerażona i niepewna, by krzyknąć i zawołać go po
imieniu. Bała się, że mężczyzna tylko jej się przywidział, albo nie był tym,
kogo szukała. Gdy była już zaledwie trzy metry od niego, rozpoznała Liama.
Mokre włosy spadały mu na czoło, a na twarzy wciąż miał ten sam, trzydniowy
zarost, który widziała przed jego wyjazdem.
Łzy spłynęły
po jej policzkach i złączyły się z kroplami deszczu na jej twarzy, kiedy
popatrzyła na mężczyznę.
- Liam… -
jęknęła i całą siłą woli powstrzymała się przed rzuceniem mu na szyję. Chciała
wiedzieć wszystko to, co działo się z nim, podczas jego nieobecności. Chciała,
by powiedział jej, że wyjechał i wrócił innym statkiem. Że nadal ją kochał i
chciał zostać z nią na zawsze. Że b y ł.
Był i fizycznie istniał na tym świecie, a nie tylko w jej głowie.
- Fay. –
Popatrzył na nią z czułością, jaką widziała w jego oczach już nie razleczpo raz
pierwszy spowodowała ona tak ogromny skurcz w okolicach jej serca. –
Wiedziałem, że kiedyś się dowiesz…
Na chwilę
wstrzymała oddech, analizując w myślach jego słowa. Łzy nie przestawały lecieć
z jej oczu i jeszcze nigdy nie była aż tak wdzięczna za ulewny deszcz.
- A więc to
prawda? – zapytała, łamiącym się głosem.
- Przepraszam
– odrzekł tylko, odwracając spojrzenie.
- Nie jesteś
prawdziwy? Jesteś tylko w mojej głowie? – Patrzyła na niego długo, ale nie
uzyskała żadnej odpowiedzi. Pomyślała o tych wszystkich razach, kiedy była
przekonana, że zostawia Meg z Liamem jako opiekunem i o dniu, w którym zginęła
jej siostra. Poprosiła wtedy przyjaciela, by popilnował niej przez kilka
godzin. Boże. Meg zginęła przez nią.
- Jak to
możliwe, Liam? Jak możesz być tak prawdziwy, a jednocześnie nierealny?
- Nie wiem,
Fay. To nie ja siebie stworzyłem… - wyszeptał. Przez dźwięki ulewy ledwo co
potrafiła go zrozumieć. A może po prostu tak to sobie wyobraziła?
Nastąpiła
chwila ciszy, po której Fay westchnęła, splatając ręce na piersi i garbiąc się
lekko, przeciążona ilością wrażeń z ostatnich kilku godzin. Liam spojrzał w jej
kierunku i odetchnął głęboko, po czym zbliżył się do niej i oplótł ją
ramionami. Jego ciało wciąż dawało jej przyjemnie ciepło, bezpieczeństwo. Jak
mogła tak oszukiwać swoje zmysły?
Stali przez
chwilę, złączeni w uścisku.
-Wciąż jesteś
na mnie zła? – zapytał się jej w końcu Liam, opierając podbródek o jej czoło.
- Nigdy nie
byłam na ciebie zła.
- Jaka więc
byłaś?
- Zraniona.
Poczuła jak
jego pierś unosi się wysoko, kiedy wzdychał z bólem, słysząc jej słowa.
Wiedziała już teraz, że każda jego reakcja jest wytworem jej wyobraźni, jednak
tym bardziej ciężko było jej pogodzić się z wszystkim, co robił Liam. Nie
pocieszały ją gesty, które powinny pocieszać, bo czuła, że jest to jak klepanie
samej siebie po ramieniu. Przytulanie z powietrzem.
- Pamiętasz
ten jeden raz, kiedy chciałam skoczyć z klifu, a ty mnie złapałeś? – zapytała
się go, dobierając ostrożnie słowa. Liam kiwnął głową z wahaniem. – Czy to
oznacza, że tak naprawdę powstrzymałam samą siebie? Gdybym chciała, mogłabym
skoczyć?
- Tak –
odpowiedział powoli. – Nie potrafię cię powstrzymać. Wtedy po prostu nie
chciałaś skakać, a ja byłem tą częścią umysłu, która musiała cię kontrolować.
- Liam. Chcę
skoczyć – powiedziała stanowczo, odsuwając się od niego na krok i patrząc
prosto w oczy.
- Nie chcesz,
Fay. Uwierz mi.
- Chcę, i
zrobię to. Nie mam już siły, żeby radzić sobie z tym wszystkim. Niedługo
wyjedzie ciotka z Harry’m i Blair, skończę wizyty u doktora Louisa, ty nigdy
nie będziesz kimś, kogo myślałam, że kocham… Liam, zostanę sama. Nie chcę być
sama…
- Rozumiem –
wyszeptał, spuszczając wzrok. Z niedowierzaniem patrzyła na niego, kiedy
przestał ją odsuwać od pomysłu samobójstwa. Jej własny wymysł wyobraźni wyraził
na to zgodę. Podjęła ostateczną decyzję.
Kolejna
błyskawica przecięła niebo, po czym rozbrzmiał potężny grzmot. Poczuła jak
ziemia trzęsie się jej pod stopami. W świetle pioruna podeszła na skraj klifu.
Popatrzyła w ciemną toń i wyobraziła sobie skok. Krew przepełnioną adrenaliną.
Pęd powietrza. Uczucie, że po raz ostatni w swoim życiu czuje się samotna i
słaba.
Liam podszedł
do niej i stanął wraz z nią na skraju klifu, dotykając jej dłoni. Nie zdziwiła
się, że chciał skakać razem z nią. Potrzebowała teraz kogoś, kto doda jej odwagi,
by uczynić ten pierwszy krok w pustą przestrzeń. Uśmiechnęła się ciepło do
niego i spojrzała w dół, podczas gdy następna błyskawica rozświetliła wodę.
Nagle zamarła, wpatrując się w fale i nie wierząc w to, co widzi. Po kilku
sekundach znów zapadła ciemność, lecz Fay nie potrafiła już myśleć o skoku.
Coś, co zobaczyła tam na dole sprawiło, że jej serce przestało pracować
należycie.
Postanowiła
poczekać na kolejny rozbłysk światła, by upewnić się, że to, co zobaczyła nie
było tylko przywidzeniem. Pochyliła się nad krawędzią i wyczekiwała z uwagą, a
gdy rozbrzmiał grzmot, otworzyła szeroko oczy z przerażenia. Na powierzchni
wody unosiło się drobne, kobiece ciało.
*
* *
Trzymała się z
daleka od całego zamieszania. Od wrzeszczącej ciotki, od milczącego Harry’ego,
od policji i przypadkowych gapiów, którzy przyszli sprawdzić, co przerwało ten
spokojny, wtorkowy poranek. Wróciła do domu biegiem, zaraz po tym, jak odkryła
ciało dryfujące u stóp klifu i zadzwoniła po pomoc, jednak wszyscy odpowiadali
jej, że są bezsilni wobec wściekłego sztormu, który panował teraz na morzu.
Burza uniemożliwiała akcję ratunkową. Szczególnie tuż przy ostrych skałach, o
które łatwo rozbić nawet najsolidniejszą łódź.
Tak więc
czekali do rana. Fay, Harry i
ciotka Georgia.
Siedzieli przy stole w jadalni i milczeli, tak jak to już mieli w zwyczaju od
pewnego czasu. Ciotka rzucała niespokojne spojrzenia po całym pokoju, jak gdyby
czekała tylko, by Blair magicznie pojawiła się tuż obok niej i wyjaśniła, że
zgubiła się w drodze po poranną gazetę.
Burza ustała o
świcie i wtedy właśnie nad morzem zjawiła się grupa mężczyzn, którzy podpłynęli
niewielką motorówką pod skały otaczające klif i wyłowili ciało ze słonej wody.
Fay nie chciała na to patrzeć. Nie chciała wiedzieć, jak wygląda ktoś, kto
spędził ponad dwadzieścia godzin nasiąkając cieczą. Już na samą myśl o tym
robiło jej się niedobrze.
- To miałam
być ja… - szepnęła pod nosem, zapominając, że przecież nikt jej nie słucha.
Stała sama na skraju plaży, kilkaset metrów od zbiegowiska. Widziała jak Harry
pomaga mężczyznom wyciągnąć ciało z motorówki i jak po chwili odchodzi od nich,
by zwymiotować. Ciotkę Georgię zakrył tłum, ale wyraźnie słyszała jej szlochy
nawet z takiej odległości. Sama również miała łzy w oczach.
I nagle
poczuła coś ciężkiego w piersi. Coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyła.
Nagle, widząc Harry’ego pochylonego nad przerzedzoną trawą, oddychającego
powoli, chociaż z trudem, zrozumiała jak łatwo było jej uporządkować swoje
myśli. Jak łatwo było wszystko sobie wyjaśnić. Wystarczyło działać powoli, krok
po kroku. Wszystko praktycznie wyjaśniało się samo, kiedy cierpliwie czekała.
Więc wróciła
do domu i czekała.
Przyglądała
się jak słońce powoli wznosi się nad Brighton a następnie opada po drugiej
stronie zatoki. Patrzyła jak dzień mija, a ciotka Georgia i Harry wciąż nie
wracają do domu. Tak właśnie będzie wyglądać jej życie, kiedy odjadą. Widziała
Liama, siedzącego na kanapie w salonie, lecz zignorowała go. Nie potrafiła już
do niego mówić tak, jak to kiedyś robiła. Rozmowa z nim wydawała jej się teraz
nienaturalna. Musiała poczekać na Harry’ego i powiedzieć mu coś, co powinna
wyznać już dawno temu.
W końcu, około
piątej po południu, frontowe drzwi zaskrzypiały i otworzyły się szeroko, a do
środka weszła ciotka Georgia i Harry. Chłopak bez słowa ruszył po schodach na
górę i zamknął się w swoim pokoju. Trzaśnięcie jego drzwi wywołało w Fay
przeszywający serce ból. Obserwowała jak odchodzi w milczeniu.
Ciotka Georgia
za to starła białą, przemoczoną chusteczką łzy z policzków i zerknęła na
dziewczynę niepewnie. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale żaden dźwięk się z
nim nie wydobył. Fay oderwała wzrok od schodów, po których szedł Harry i
zwróciła spojrzenie na ciotkę.
- Tak? –
zapytała, próbując zachęcić kobietę do rozmowy. Gdy tylko wypowiedziała to
słowo, uświadomiła sobie, że dokładnie tak samo zwracał się do niej doktor
Louis, kiedy próbował nawiązać z nią kontakt.
- Ja… Ja muszę
wracać – wyszeptała w końcu ciotka Georgia, zamykając powieki, by się skupić.
Na pierwszy rzut oka widać było, że kobieta jest na skraju załamania nerwowego.
– Dzisiaj.
- Jest ciocia
pewna? – Fay zmarszczyła brwi, przyglądając się kobiecie z uwagą. – Nie lepiej
by było, gdyby ciocia odpoczęła chociaż jeden dzień? Wygląda ciocia…
- Nie, nie. Ja
musze… Pogrzeb… Wszystko trzeba szybko przygotować. – Wypowiedzenie każdego
słowa zajmowało jej niesamowicie dużo czasu i energii, ale Fay stała cierpliwie
i przysłuchiwała się jej, czekając aż skończy. – Moje rzeczy są już spakowane,
wezmę je i pojadę ostatnim pociągiem z Brighton. Wyjeżdża za jakąś godzinę.
- Nie uważam,
żeby to był dobry pomysł…
Fay nigdy nie
żywiła ciepłych uczuć względem ciotki i nie było to dla nikogo tajemnicą,
jednak nawet teraz, nawet, kiedy wiedziała, że kobieta straciła córkę, jedynym
o czym mogła myśleć było to, że im szybciej odjedzie ciotka, tym szybciej z jej
życia zniknie Harry. Miała godzinę, by wszystko naprawić.
Zapukała do
jego pokoju, lecz nikt w środku się nie odezwał. Niezrażona, nacisnęła klamkę i
popchnęła drzwi, postępując jeden krok do przodu. Harry siedział na łóżku,
zwrócony do niej plecami.
- Harry? –
powiedziała cicho, podchodząc do niego. Nie zareagował, więc wyciągnęła dłoń w
jego stronę i delikatnie dotknęła jego ramienia. Drgnął lekko.
- Wyjdź,
proszę cię. – Jego głos był żałośnie cienki i lękliwy. Dopiero wtedy dotarło do
Fay, że Harry płakał i próbował ukryć przed nią łzy. Bez wahania wskoczyła na
łóżko i przysunęła się bliżej niego, obejmując go ramionami. Była o wiele
mniejsza i drobniejsza od chłopaka, ale wciąż czuła, że jej ciepło jest właśnie
tym, czego Harry może teraz potrzebować.
- Zostaniesz?
– zapytała, wtulając twarz we wgłębienie pod jego obojczykiem.
- Dobrze
wiesz, jaki jest mój warunek… - mruknął Harry, ścierając ostatnią łzę, która
spływała wzdłuż linii jego żuchwy.
- Wiem… -
zawahała się. Serce zaczęło pulsować jej w piersi nienaturalnie szybko, a w
głowie zaszumiało od adrenaliny. Dokładnie jak wtedy, gdy chciała skoczyć. Nie
było żadnej różnicy. Miłość jest jak skok z klifu. Wzięła głęboki wdech. –
Kocham cię.
Zwrócił na nią
zaczerwienione oczy, w których oszołomienie mieszało się ze szczęściem.
- Kocham cię i
przepraszam, że tak długo zajęło mi uświadomienie sobie tego. Jestem idiotką
Harry… Kocham cię, bo od kiedy się poznaliśmy widziałeś już praktycznie
wszystkie moje demony a i tak chcesz jeszcze ze mną przebywać. I nienawidzę
siebie za to, że tak bardzo musiałeś przeze mnie cierpieć.
Powiedziała
to. I gdy tylko skończyła mówić, poczuła jak emocje opadają. Jak następuje
ulga. Jak spada w dół, lecz ten moment wcale się nie kończy, a trwa i trwa. I
Harry leci tuż obok niej.
- Ja też cię
kocham, Fay. Nigdy w życiu nie kochałem nikogo tam mocno – wyszeptał, dotykając
dłonią jej policzka i zbliżając swoją twarz do niej. Zaczerpnęła powietrza,
zamykając oczy, by się uspokoić. Każdy dotyk Harry’ego zostawiał na jej skórze
ślady, wypalał blizny, które tylko ona była w stanie zobaczyć.
Poczuła jego
ciepły oddech na swojej szyi, a potem jego dłoń, powoli przejeżdżającą wzdłuż
jej ramienia, zostawiając na nim gęsią skórkę, w miejscach, których dotknął.
Jego miękkie usta, dotykające jej ust. Klatka piersiowa, która unosiła się i
opadała tuż przy jej ciele.
Zatracała się
w uczuciu tak intensywnym i obezwładniającym, że jeszcze przed kilka dobrych
chwil nie była świadoma, że właśnie dokonała skoku. Dokonała największego skoku
w swoim życiu i po raz pierwszy poczuła się szczęśliwa.
Godzinami
leżeli na łóżku Harry’ego i najzwyczajniej w świecie wpatrywali się w sufit.
Żadne z nich nie czuło potrzeby by mówić. Od kiedy się poznali, oboje zdążyli
nauczyć się wiele od siebie nawzajem. On wiedział już, że milczenie wcale nie
powoduje ciszy, a jedynie ją przedłuża. Ona, że nie trzeba spadać, żeby upaść i
nie trzeba upaść, żeby spadać. Wystarczy zrobić ten pierwszy krok i cierpliwie
czekać.
Na szafce
nocnej obok łóżka stała fotografia jej ojca z dnia zakończenia roku szkolnego w
liceum, gdzie był nauczycielem. Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ dom
przepełniony był starymi zdjęciami jej rodziny, lecz ta konkretna scena
przykuła jej uwagę. Spojrzała na rząd uczniów za swoim ojcem i ściągnęła brwi z
konsternacją.
Wzięła ramkę
ze zdjęciem do ręki i przyjrzała się niskiemu chłopakowi w pierwszym rzędzie,
który stał po prawej stronie jej ojca.
- Coś nie tak,
Fay? – zapytał się jej Harry, spoglądając na nią niepewnie.
- Nie. Nie
wiem… - zawahała się. Ten niewysoki brunet kogoś jej przypominał. Oczywiście
fotografia miała już prawie sześć lat, więc mógł być to po prostu zbieg
okoliczności, ale coś w uśmiechu chłopaka wydawało jej się dziwnie znajome.
Wyciągnęła
zdjęcie z ramki i odwróciła je. Tak jak się spodziewała, na odwrocie znajdowały
się podpisy większości uczniów. Odszukała miejsce w którym ustawiony był brunet
i przygryzła dolną wargę, zamierając.
Z pozdrowieniami dla najlepszego wychowawcy
na świecie
- Louis
__________________________________
Czytam - Komentuję
Doceniam każdą opinię, jeśli ma więcej niż dwa zdania pojedynczo złożone ;)
Muszę się wam pochwalić: Jutro jadę do Anglii! Znajdę tam ten klif! Zobaczycie! On istnieje! :D
Wow! Śmierci Brail się nie spodziewałam! Jak przeczytałam to o tym zdjęciu to pomyślałam sobie że Lou to przyrodni brat Fay! I zabił jej siostrę ponieważ chciał się zemścić za to że one miały ojca a on nie!
OdpowiedzUsuńZ
Czekam na next!
Pozdrawiam:*
Ps. Ale ci dobrze! Na ile jedziesz do Anglii? Życzę powodzenia w poszukiwaniu tego klifu!
Jest pierwsza aaa!
Jadę na tydzień :) i dziękuję :3
Usuń<3
O moj Boze. Nie no. Brail nie zyje? Jeszcze to z Louis'em? Wyznala mu milisc Harremu? Dziewczyno. Swietnie piszesz! Rowniez zycze powodzenia w znalezieniu tego klifu c:
OdpowiedzUsuńA znajdź klif! tylko nie skacz xd
OdpowiedzUsuńI co wychodzi teraz na to że Louis był w klasie jej ojca?.. I pewnie ma to coś wspólnego ze śmiercią Meg..
I nie wierzę że Blair nie żyje ;c
Jakie są powiązania rodzinne Harrego i Fay? Tak apropo wyznawania miłości ;d
Mama Harry'ego - ciotka Georgia, jest matką chrzestną ojca Fay. Żadnych rodzinnych powiązań :P
Usuńgenialne.
OdpowiedzUsuńLouis jest .. mordercą? Może ojciec Fay jakoś go skrzywdził, ale czy ja wiem? Krąg podejrzanych się pomniejsza, ale nadal wszystko jest możliwe. I jeszcze śmierć B. Matko kochana, jesteś niesamowita. :)
ojejku, zazdroszczę. to co? miłej podróży, wycieczki i odpoczynku :)
Boze boze genialne jak zawsze. Masz tak wielki talent do pisania ze brak mi słów ..cale opowiadanie tworzy tak spujną calosc ....KOCHAM .....to jest moj ulubiony blog .....czekam na next ....:*** <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńO boze ;o Lou ją zabił? Nie to nie jest prawda... +wreszcie wyznała seoje uczucua
OdpowiedzUsuńJest spoko, ale nie wystarczylo mi teraz :( chce wiecej! x
Cóż za intrygujący rozdział! Tyle się dzieje, że muszę sobie to wszystko w głowie poukładać. Liam, śmierć Blair, wyjazd ciotki, wyznanie miłości i co najważniejsze jej odkrycie. Z każdym rozdziałem zaskakujesz mnie coraz bardziej!
OdpowiedzUsuńWiemy już, że Liam jest jej wytworem wyobraźni, wiemy że Louis był w klasie jej ojca. Zastanawia mnie tylko jedno, mówiła że w dniu śmierci Meg Fay zostawiła ją pod opieką Liama. Czyli wychodzi na to, że Meg przez kilka godzin była sama. Sama nie wiem, ale wydaje mi się że skoro Fay mogła wymyślić Liama to równie dobrze mogła zrobić coś swojej siostrze, a teraz jej umysł płata jej figle, myśli że ktoś ją prześladuje grozi jej a to ona sama nieświadomie to robi. Nieee to raczej nie możliwe. Ale głupie teorie snuje :D
Podejrzewam też teraz Louisa. Albo już sama nie wiem kogo. Chyba wszystkich! :D
Dobra kończę już swoje wywody, ale muszę napisać jeszcze jedno, rozdział wyszedł Ci zajebisty! Na prawdę czytało mi się go przyjemnie! Jestem bardzo ciekawa co też wydarzy się w kolejnym rozdziale.
O zapomniałabym! Ale Ci fajnie! Mam nadzieję, że uda Ci się odnaleźć ten klif i zrobić dla nas zdjęcie! :) Baw się dobrze i wypoczywaj, tak abyś nabrała dużo weny na dalsze pisanie!
Pozdrawiam Asiek :)
Witaj, ostatnio zaniedbałam trochę komentowanie blogów, które czytam, ale wiedz że cały czas czytam. Uwielbiam to opowiadanie. Uwielbiam to jak piszesz. Robi się tu coraz goręcej. Coraz więcej rzeczy się wyjaśnia, choć wciąż brakuje decydującego kawałka układanki. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!
OdpowiedzUsuńBtw, do jakiego miasta się wybierasz? Może gdzieś blisko mnie ;P Chociaż skoro chcesz szukać klifów to pewnie nie, bo ja mam dość daleko do wielkiej wody :D
Agnes
Ja już nie wiem co myśleć, nie mam pojęcia czym mnie zaskoczysz i wyczekuję chwili, gdy się to wszystko rozwiąże. Ty nie udajesz, że umiesz pisać. Ty potrafisz!
OdpowiedzUsuńPozdrowionka.
I czekam na dowód, że klif Fay istnieje. ;)
No cześć kochanie! Rozdział przeczytałam od razu, ale właśnie w nocy, o wpół do pierwszej mam chwilę, żeby naskrobać jakiś komentarz, więc wybacz zwłokę. W ogóle mam nadzieję, że dobrze bawisz się w Anglii i zdobyłaś ten klif :)
OdpowiedzUsuńLouis coraz bardziej mnie intryguje. Ok, miałam od niego nie zaczynać swojej wypowiedzi, ale najlepsze zostawię sobie jednak na koniec, bo wiesz.. emocje! W dodatku ten dopisek pozostawiony na zdjęciu. Nie chcę rzucać oskarżeniami, bo kiedy zrobiłam to w stosunku do Liama, okazało się, że on w ogóle nie istnieje, więc tym razem wolę nie ryzykować. Ale muszę jednak powiedzieć, że doktorek wydaje się coraz bardziej podejrzany. Może właśnie chce zatuszować swoje prawdziwe oblicze pod maską doskonałego i bardzo dobrego specjalisty. Kto go tam wie. Mam nadzieję, że wszystkiego niebawem się dowiemy.
Kolejna sprawa to Blair. Byłam totalnie przerażona, czytając o tym, co zobaczyła z góry Faith. Miałam nadzieję, że to jakieś przypadkowe ciało i naprawdę byłam w szoku, kiedy wyszło na jaw, że to właśnie dziewczyna, która przecież niedawno straciła wzrok. Ciotka Georgia od razu postanowiła wyjechać, ale w zasadzie.. nie ma się jej co dziwić. Pewnie postąpiłabym w ten sam sposób. Pomimo tego, że zawsze bardzo mnie irytowała, nawet jej teraz współczuję. Straty własnego dziecka nie powinno się podważać.
No i moja ulubiona część tego rozdziału jak i tego komentarza - FAY I HARRY! FAY I HARRY! Omg, tak bardzo się ucieszyłam, kiedy dziewczyna odważyła się wypowiedzieć w końcu te dwa piękne, najważniejsze słowa. Wspaniała chwila i na pewno zostanie w mojej pamięci na długi czas.
Czekam na rozdział kolejny, dużo weny i wszystkiego. Mocno ściskam <3
No i jest, tak jak myslałam Lou staje się coraz bardziej interesującą osobą w naszym opowiadaniu. Dodatkowo intrygujący podpis pod zdjęciem Umhs.
OdpowiedzUsuńScena z Liamem, bardzo mnie rozczuliła. Taki idealny Liam za idealny faktycznie nie istnieje i oh. To trochę tratujące myśli. A cała sprawa z klifem no i Blair cóż, poczułam ciarki. Kiedy mowa była o ciele od razu wiedziałam, że to ona w końcu jej szukali i oh ona tak wiele straciła.
Ciepełkiem jest ostatni fragment, którego oczywiście nie można pominąć Fay i Harry, chwila którą będzie trzeba pamiętać długo, tak myślę :)
Pozdrawiam i weny ;)
Kiedy będzie następny? :-)
OdpowiedzUsuńJak go napiszę :-)
Usuń