czwartek, 10 kwietnia 2014

Chapter twelve

"Maybe you're right, maybe this is all that I can be
But what if it's you, and it wasn't me?"
The Neighbourhood, W.D.Y.W.F.M.?




Niedziela była najbardziej cichym dniem w historii cichych dni posesji państwa Connorsów. Przez cały dzień nie odezwała się ani ciotka Georgia, ani Blair, ani Fay, ani nawet Harry, co było niespotykaną rzadkością. Każdy posiłek, każdy spacer, każdą wolną chwilę cała czwórka spędzała w milczeniu.
Fay ponownie śniła się kładka pomiędzy wzburzonymi falami oceanu. Stąpała powoli po cienkim drewnie, po czym traciła równowagę i wpadała do wody. Poczuła, jak ktoś chwyta ją za bluzkę na plecach i stawia na powrót na kładce. Odwróciła się i w końcu ujrzała jego twarz. Cofnęła się o krok, kiedy z szokiem zauważyła, że jej wybawcą jest młody student psychologii, doktor Louis, uśmiechający się do niej uprzejmie na tle zachmurzonego nieba.
Nagle jej sen został przerwany przez nawoływania ciotki Georgii dochodzące z korytarza na piętrze.
- Blair? Blair, gdzie jesteś?! – krzyczała kobieta, chodząc po domu i otwierając drzwi do każdego pokoju w poszukiwaniu córki. Fay otworzyła leniwie oczy i obróciła się na drugi bok. – Blair!
Fay podparła się na ramieniu, wsłuchując w odgłosy zza drzwi jej sypialni. W głosie ciotki Georgii było za dużo paniki jak na zwykłe wołanie kogoś na śniadanie, czy rozmowę. Coś  z n o w u  musiało się zdarzyć.
Drzwi jej sypialni tworzyły się i do środka głowę wsunęła starsza kobieta.
- Jest tutaj Blair?
- Nie – odpowiedziała szybko Fay, podnosząc się z łóżka i zakładając kapcie na stopy. Postanowiła dołączyć do poszukiwań. – Nie ma jej w sypialni?
- Nie, nigdzie nie mogę jej znaleźć – powiedziała ciotka Georgia, zmartwionym tonem po czym wróciła na korytarz, otwierając kolejne drzwi. W kilka minut obeszły całe piętro i nigdzie nie znalazły ani śladu po Blair. Następnie dokładnie przeszukały jej sypialnie, ale wszystko wyglądało tak, jak zawsze. Zero jakichkolwiek oznak wyprowadzki dziewczyny, czy porwania.
W końcu wrócił Harry, który cały czas spędził na dworze, szukając siostry w okolicy wokół domu. Uspokoił je, mówiąc, że pewnie Blair wyszła na spacer przed śniadaniem i na pewno będzie w domu na obiad. Nie pozostawało im więc nic innego, tylko czekać.
Przez cały ten czas coś jeszcze zaprzątało Fay głowę. Wizyta u doktora Louisa.
Nie wiedziała, czy jest jeszcze sens przychodzić do niego, skoro ciotka powinna wyjechać jak najszybciej i nareszcie zostawić ją w spokoju. W sumie to już by jej nie było, gdyby nie zniknięcie Blair, bo przez jej nieobecność wszyscy przegapili poranny pociąg do Leeds.
Ale ten sen.
W końcu zobaczyła twarz osoby, która uratowała ją przed utonięciem i był to Louis. Czy to mógł być jakiś znak? Czy doktor Louis miał dla niej odpowiedzi na pytania, które od tak dawna ją męczyły? Czy może wiedział coś o Liamie?
Nawet nie wiedziała, dlaczego akurat to przyszło jej do głowy, ale wystarczyło, by ostatecznie podjęła decyzję. Chciała zobaczyć się z doktorem.

Brighton o trzeciej po południu w poniedziałek wydawało się być najbardziej zatłoczonym miastem w całej Anglii i Fay szczerze nienawidziła go za to, jadąc na spotkanie z doktorem. Wpadła do jego gabinetu trzydzieści minut po czasie, przeklinając w myślach wszystkie istoty odpowiedzialne za tworzenie korków.
Doktor Louis siedział spokojnie w swoim obrotowym krześle i wpatrywał się w notatki, które zrobił podczas wizyty z poprzednim klientem. Lubił poniedziałki. Szczerze powiedziawszy, lubił wszystkie dni tygodnia, ale poniedziałki wydawały mu się szczególnie sympatyczne. Trudno było nawet powiedzieć dlaczego, po prostu po usłyszeniu tylu negatywnym komentarzy na temat początków tygodnia postanowił zrobić wszystkim na przekór i pokochać coś, co łatwiej było nienawidzić.
- Przepraszam za spóźnienie – wymamrotała Fay, siadając na krześle naprzeciwko jego biurka i spoglądając na mężczyznę. Popatrzył na nią z uśmiechem, który pamiętała ze swojego snu. Musiała mimowolnie się zarumienić, bo zaśmiał się pod nosem widząc jej minę.
- Nic się nie stało – odparł, odkładając notatki, które wcześniej czytał. – I tak nie mam więcej pacjentów. Co tam u ciebie słychać, Faith?
Drgnęła słysząc swoje pełne imię, ale zignorowała to i wzięła głęboki wdech, przygotowując się do opowieści o wszystkim tym, co wydarzyło się w przeciągu ostatniego tygodnia.
- Liam nie wrócił…
Louis mruknął ciche „tak” i pokiwał głową zaciskając usta, jak gdyby usłyszał informację, którą już znał. Fay posłała mu pytające spojrzenie.
- Mówiłaś mi wcześniej, że miał wrócić dopiero za kilka miesięcy, więc nic dziwnego, ze jeszcze go nie ma, prawda? – wytłumaczył się szybko, po czym oddał głos Fay.
- Statek na którym wypływał wrócił do portu na kilka dni, ale dowiedziałam się, że nawet go na nim nie było… To znaczy… Musiał wypłynąć na innym statku…
- Tak uważasz?
Fay ponownie zerknęła na niego, marszcząc brwi.
- Pan coś wie?
- Dokończ swoją opowieść – polecił jej. – Później porozmawiamy.
Dziewczyna miała problemy z koncentracja. Po jego słowach była już przekonana, że doktor Louis wie o czymś, o czym nie chce jej powiedzieć i okropnie ją to frustrowało.
- Więc… - zawahała się, patrząc w podłogę i przypominając sobie, co było po jej wizycie w porcie. – Poszliśmy do domu Liama, ale… nikogo tam nie było. Od bardzo dawna…
- Poszliśmy? – Doktor Louis uśmiechnął się do niej uprzejmie, przechylając delikatnie głowę.
- Ja i Harry – wyjaśniła szybko Fay.
- Ach, rozumiem – kiwnął głową i zapisał coś na kartce, którą trzymał na swoich kolanach. – Co było dalej?
- W sumie to tyle. Nie wiem, gdzie jest Liam. Nie wiem, czy w ogóle wyjechał, a jeśli wyjechał, to czy zamierza wrócić. Niewiele wiem…
Odwróciła wzrok, wpatrując się w róg pokoju, gdzie doktor postawił duży, podłużny wazon z ususzonymi różami. Nagle do głowy wpadło jej pytanie kompletnie nie związane z jej osobą.
- Doktor Cappus wciąż jest na zwolnieniu chorobowym? – zapytała.
- Em, nie do końca… - zawahał się młody doktor, spoglądając na nią niepewnie. – Nie czytasz gazet?
- Nie za często – odparła Fay, żałując, że tak mało interesowała się prasą w ciągu ostatnich kilku tygodni. Doktor Louis odwrócił wzrok, zmieszany.
- Pan Cappus został znaleziony martwy w swoim mieszkaniu kilka tygodni temu.
Oboje spuścili wzrok na podłogę, nie wiedząc co powiedzieć. Fay czuła się zmieszana i winna, że zadała pytanie, które w ogóle nie powinno paść podczas tej rozmowy. Postanowiła więc zmienić temat.
- Chciał mi pan coś powiedzieć o Liamie, prawda?
- Och, Faith. Myślę, że powinnaś się już sama domyślić kilku rzeczy, nie uważasz? – Zerknął na nią, a chociaż ton miał poważny, w jego oczach wciąż widoczne było rozbawienie, które starał się ukryć.
- Czego na przykład? – zapytała Fay, wytrącona z równowagi. – Że Liam jest mordercą Meg? To chce mi pan powiedzieć, tak? Bo Harry sugeruje mi to już od dawna i wie pan co? Nie wierzę w to. Liam jest dobrym człowiekiem, nigdy nie zrobiłby mi czegoś takiego.
- Nie miałem tego na myśli – powiedział spokojnie mężczyzna, przyglądając się jej uważnie. – W gruncie rzeczy, myślałem o czymś zupełnie odwrotnym.
- Tak?
Zaintrygował ją. Patrzyła na niego marszcząc brwi i próbując odczytać coś z jego twarzy, ale nie potrafiła zgadnąć o czym myśli młody doktor. A on sam nie wydawał się być skłonny do mówienia wprost.
- Mówiłaś, że przyjaźniliście się od liceum, prawda?
- Tak.
- Czy Liam kiedykolwiek miał innych znajomych?
- Nie, ale ja też…
- Czy kiedykolwiek zaprosił cię do swojego domu?
- Nie, ale mówił mi…
- Czy ktokolwiek inny przyznał ci się kiedykolwiek, że z nim rozmawiał?
- Tak jak mówiłam, nie mieliśmy za wielu znajomych. – Fay wzruszyła ramionami, kompletnie zdezorientowana tym, w jakim kierunku idzie cała rozmowa. Co doktor próbował jej przekazać?
- W dniu pogrzebu Meg – zaczął doktor Louis, przypatrując się jej – poprosiłem cię, żebyś pokazała mi Liama, pamiętasz? – Fay kiwnęła głową, przypominając sobie drogę pomiędzy kościołem a cmentarzem. – Oczywiście wtedy jeszcze niczego się nie domyślałem, po prostu byłem ciekawy, jak wygląda twój perfekcyjny przyjaciel…
Fay wyczuła ironię, kiedy mężczyzna wymawiał słowo „perfekcyjny”.
- Wiesz, co zobaczyłem, kiedy wskazałaś Liama?
Fay pokręciła głową, niezdolna, by cokolwiek powiedzieć.
- Nic.
Urwał, patrząc się jej prosto w oczy i próbując odczytać jej myśli prosto z jej źrenic. Ale w głowie Fay panowała pustka.
- Jak to nic? – zapytała w końcu, tracąc kontrolę nad swoim głosem.
- Nic. Liama nie było na pogrzebie. – Doktor Louis wyglądał, jak jeden z tych pewnych siebie detektywów z seriali telewizyjnych, zaraz po rozwikłaniu bardzo ciężkiej sprawy. – Jestem pewien, ze nie było go również na statku. Ani w twoim domu. Ani w liceum… Konkretnie to Liam mógł się pojawić tylko w jednym, szczególnym miejscu. Wiesz jakim?
Fay zawahała się, chociaż domyślała się odpowiedzi.
- Mojej głowie?
- Twojej głowie. – Mężczyzna kiwnął, patrząc na Fay z dumą, jak ojciec chwalący córkę po wywiadówce w szkole.
- Nie. – Fay pokręciła głową. – To nie może być prawda. Na pewno po prostu przeoczył go pan na pogrzebie…
- Nikogo nie przeoczyłem. Rozmawiałem również z twoją rodziną. Wszyscy zgodnie mówili, że czasami słyszeli, jak rozmawiasz z kimś w swoim pokoju, ale nigdy nie zobaczyli, by przychodził do ciebie jakiś mężczyzna. Do tego – wszystkie fakty się zgadzają.
- Jakie fakty? – Dziewczyna nie mogła zaakceptować tego, co próbował wmówić jej doktor. Liam  b y ł  prawdziwy. Widziała go. Dotykała. Całowała go!
- Byłaś samotna Faith. Całą szkołę podstawową nie mogłaś znaleźć sobie przyjaciela. Wszyscy po kolei od ciebie odchodzi, aż tu nagle znalazł się ktoś tak idealny! Miły, uprzejmy, zawsze wiedział co zrobić i co powiedzieć. Zachowywał się, jak gdyby znał twoje myśli, prawda?
Gdyby pokiwała głową, automatycznie przyznałaby doktorowi Louisowi rację co do wszystkiego, a więc tylko wpatrywała się w niego, siedząc sztywno w fotelu naprzeciwko jego biurka. Nie przeszkadzało to jednak mężczyźnie, kontynuował bez cienia skrępowania.
- To naprawdę nietypowe, by między parą przyjaciół nigdy nie zrodziło się żadne głębsze uczucie. Praktycznie niespotykane. Z tego co wiem, zawsze przynajmniej jedna osoba zaczyna się nad tym zastanawiać, ale w twoim przypadku… Mówiłaś, że nigdy go nie pokochałaś bardziej niż przyjaciela. A potem zjawił się Harry…
- Co Harry ma z tym wspólnego?
- Dosłownie wszystko! – wykrzyknął Louis z entuzjazmem, gestykulując rękami. – W twoim życiu w końcu pojawił się ktoś, kto zwracał na ciebie uwagę. Kto chciał i jawnie pokazywał, że lubi z tobą rozmawiać. W końcu przestałaś czuć się samotna. Liam zaczął przychodzić rzadziej po przyjeździe Harry’ego, prawda?
Ponownie brak reakcji, który mimo wszelkich starań Fay był potwierdzeniem słów doktora.
- A potem w twojej głowie zakiełkowała taka mała, niewinna myśl, której nawet nie byłaś świadoma. A może potrzebuję miłości? Oczywiście nie takiej, którą już zapewniał ci Liam, ani nie takiej, którą miałaś od siostry, ale tej miłości, która rodzi się pomiędzy kobietą i mężczyzną. Tej, która wymaga bliskości, by ją wzmocnić. I co zrobił Liam? Powiedział, ze cię kocha.
Doktor Louis przeciągnął ostatni wyraz, pochylając się nad biurkiem z minął odkrywcy na dziewiczym lądzie. Fay siedziała w milczeniu, zastanawiając się, czy szok, jaki teraz czuła, był wyraźnie widoczny na jej twarzy, czy może udało jej się go zatuszować pod maską obojętności.
- O miłości zaczęłaś myśleć przez Harry’ego, ale on przecież nie mógł robić tego co mu kazałaś – kontynuował doktor, opadając ponownie na swój fotel i uśmiechając się do niej z dziecinną szczerością. – Więc posłużyłaś się kimś, kogo zachowanie było od ciebie zależne. A potem Liam zniknął.
Doktor Louis zrobił krótką pauzę na złapanie oddechu.
- Tego, przyznam ci się szczerze, się nie spodziewałem. Myślałem, że Liam będzie żył sobie gdzieś na uboczu w twoim umyśle, czekając na chwilę twojej słabości, by znów się pojawić, kiedy będziesz go potrzebować. Może tak też by się stało, gdyby Harry nie okazał się cudownym substytutem twojego uroczego przyjaciela. Był przy tobie zawsze, kiedy potrzebowałaś towarzystwa, a nawet jeszcze częściej! Biedny Liam nie miał okazji by bohatersko wkroczyć do twojego życia, jako niezastąpiony lek na wszystko.
Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem, wpatrując się w podłogę.
- To niemożliwe… - wydukała w końcu, tak cicho, że mężczyzna ledwo mógł ją dosłyszeć. – Nie jestem stuknięta. Nie mam wymyślonych przyjaciół!
- Fay, zachowałaś się jak każdy inny człowiek. Chciałaś być szczęśliwa, więc wyobraziłaś sobie to szczęście. A potem przybrało ono kształt człowieka. Nigdy nie zastanawiało cię, dlaczego Liam jest tak idealny? Nigdy nie próbowałaś się go zapytać, skąd zawsze wie, co robić?
Oczywiście, że się go o to pytała. Nie jeden raz patrzyła na niego z zachwytem i zadawała pytania, a on tylko uśmiechał się tajemniczo i mówił:
To nie takie trudne... wystarczy tylko chwilę posiedzieć w twojej głowie.
Liam zawsze był typem filozofa. Często mówił zagadkami i używał słów o podwójnych znaczeniach. Nie wyrażał swoich myśli wprost, a dawał jej szanse, by się nad nimi zastanowić. Myślała, że po prostu taki jest…
- Ja… to wszystko nie ma sensu.
- Dlaczego tak trudno ci w to uwierzyć?
- Sama nie wiem. Liam… Liam był kimś wyjątkowym. Kimś kto… Kto słuchał mnie. Ale nie tak jak wszyscy inni! – Fay nabierała powietrza, by coś powiedzieć, po czym przerywała po kilku słowach i próbowała od nowa, podczas gdy doktor Louis siedział cierpliwie w swoim fotelu i słuchał jej z pełną skupienia miną. – Ma pan czasami takie wrażenie, że wszyscy ludzie słuchają pana tylko po to, by odpowiedzieć?
Mężczyzna kiwnął głową bez chwili wahania.
- On nie słuchał, by odpowiedzieć. Słuchał, żeby zrozumieć.
Doktor Louis zamknął powoli oczy i zastanowił się nad jej słowami w milczeniu.
- Faith, wiem, że czujesz się teraz, jak gdyby cały twój świat stanął na głowie, ale wszystko to, co mówisz wcale nie zaprzecza moim argumentom. Liam istnieje tylko w twojej głowie i tylko ty jesteś zdolna, go przywołać. Twoja podświadomość wyparła go na kilka tygodni ponieważ w końcu przestał ci być potrzebny, co nie oznacza, że nie może wrócić, kiedy tylko tego zapragniesz. Wszystko zależy od tego… jak bardzo jesteś tego świadoma.
Posłał jej długie, pełne fascynacji spojrzenie, ale jedyne co Fay mogła robić, to gapić się na niego w milczeniu. Rzeczywiście, czuła się, jak gdyby wszystko to, co ją otaczało nagle stało się jednym wielkim kłamstwem. Liam był wytworem jej wyobraźni? Co jeszcze, w takim razie, sobie zmyśliła? Gdzie zacierała się granica rzeczywistości?
- Mogę się panu z czegoś zwierzyć? – zapytała, po chwili wahania. Mężczyzna popatrzył na nią z dozą rozbawienia i politowania w swoich piwnych oczach.
- Oczywiście.
- Przez ostatnie kilka dni byłam przekonana, że nie mogę wyznać miłości Harry’emu, ponieważ byłoby to nie w porządku względem niego od kiedy kocham Liama. Naprawdę wierzyłam w to, że kocham Liama… Byłam o tym przekonana od kiedy tylko zniknął.
- Zawsze łatwiej nam jest kochać ludzi, których nie możemy mieć. Tak jest po prostu wygodniej. Nieobecni nie mogą nas skrzywdzić, a dopóki żyjemy w świecie naszych wyobrażeń o nich, nie musimy bać się odrzucenia.
- Więc zakochałam się w chłopaku, którego sama stworzyłam?
- Czy to nie genialne? – Doktor Louis posłał jej niestosownie szeroki uśmiech. – Ile dziewczyn nadaje swoim obiektom zainteresowań cechy idealnego mężczyzny, tylko po to, by podtrzymać w swoich myślach jego obraz? Ty posunęłaś się o krok dalej! Nie dopisywałaś cech do jakiegoś wybranego chłopca z ulicy. Ty po prostu stworzyłaś ideał od samego początku do końca!
- To chore… - mruknęła ze wstrętem, przyglądając się entuzjazmowi z jakim doktor opowiadał jej o wszystkim.
- Właśnie dlatego tutaj jestem, Faith. Jestem psychologiem, pamiętasz? – poprawił małą, drewnianą tabliczkę ze swoim nazwiskiem, stojącą na biurku przed nim. Dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy zdążył ją tutaj postawić. Zawsze wydawało jej się, że na biurku leżały jedynie ulotki doktora Cappusa.
- Więc nie kocham Liama? Tak mi się po prostu… wydawało?
- Och, jestem pewien, ze w jakimś sensie czujesz do niego pewien sentyment. W końcu Liam jest bardzo ważną częścią twojej osobowości, więc kto inny może dać ci tak dobre rady, jak nie on? To tak, jakbyś miała konsultacje z własną sobą. – Znów ten sam, szeroki uśmiech. – Kto będzie dla ciebie lepszym doradcą od ciebie samej?
- Więc powinnam pozbyć się Liama ze swojego życia, ale jednocześnie zachować go przy sobie? – Zmarszczyła brwi, wpatrując się w mężczyznę. Sama nie wiedziała już, czy wierzy w jego słowa, czy może wciąż oczekuje, że Liam zaraz wyskoczy z szafy stojącej za doktorem Louisem i zacznie tłumaczyć jej, że to wszystko było tylko jednym, wielkim żartem.
- Wydaje mi się, że już dawno doświadczyłaś tej części, w której pozbywasz się Liama. Może nie do końca byłaś tego świadoma, ale chłopak odszedł, wmawiając ci, że wypływa gdzieś na statku. Jednak również wydaje mi się, że może on jeszcze nie raz pojawić się w twoim życiu, jeśli bardzo tego zapragniesz…
- Na przykład kiedy?
- Na przykład, kiedy znów zostaniesz sama – wytłumaczył jej doktor Louis. – Na przykład, kiedy Harry wyjedzie i ponownie będziesz musiała zająć się wielkim domem w pojedynkę, albo radzić sobie z kolejną tragedią. Twoim problemem jest to, że jesteś uzależniona od ludzi. Nie potrafisz bez nich funkcjonować. Co więcej, nawet tego nie chcesz!
- Nigdy bym tak o sobie nie pomyślała… - mruknęła Fay, nie kryjąc urazy.
Doktor Louis zaśmiał się głośno, po czym sięgnął po jedną z małych, kwadratowych karteczek leżących na skraju jego biurka i zaczął coś na niej pisać. W tym czasie Fay wyjrzała przez okno i z zaskoczeniem zauważyła, że słońce zdążyło już dosięgnąć horyzontu, a gęste, czarne chmury zasnuły niebo, grożąc nadciągającą burzą.
- Niestety nasze spotkanie odrobinę się przeciągnęło – zaczął doktor – ale tutaj masz mój adres. W razie, gdybyś potrzebowała ze mną porozmawiać przed naszą następną, poniedziałkową wizytą.
Fay miała już wspominać, że prawdopodobnie nie zjawi się na następnej wizycie, ponieważ jej ciotka będzie już wtedy od dawna w swoim apartamencie w Leeds wraz z Blair i Harry’m, ale coś kazało jej milczeć i po prostu przyjąć kartkę od doktora. Wsunęła ją do kieszeni spodni i wstała z krzesła, żegnając się z mężczyzną.
- Do zobaczenia, Fay.

Długo jeździła po ulicach Brighton zanim kompletnie się ściemniło, a duże krople deszczu zaczęły powoli utrudniać jej dalszą jazdę samochodem. Wiedziała, że musi wracać do domu, ale nie była jeszcze na to gotowa. Nie po tym wszystkim, co dzisiaj usłyszała. Potrzebowała jakiegoś dowodu. Dowodu, że Liam naprawdę istniał tylko w jej głowie.
Żeby odnaleźć Liama postanowiła pojechać w jedyne miejsce, w którym to on zazwyczaj starał się odnaleźć ją.




______________________________________

Czytam - Komentuję
 Doceniam każdą opinię, jeśli ma więcej niż dwa zdania pojedynczo złożone ;)
 Proszę nie znienawidźcie mnie za ten rozdział! :/

7 komentarzy:

  1. Wiedziałam! Po prostu wiedziałam że mordercą nie będzie Liam! Co to tego ze Liam jest tylko w głowie Fay to mnie nieźle zaskoczyłaś! Z niecierpliwością czekam na następny! Weny życzę! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Co?! Nigdy bym tego sie nie spodziewala :o Jak to, naprawde Liam nie istnieje? Wymyslila go sobie? .0. Dziewczyno. Jak ty to wymyslilas? :) Nie, nienawidze Cie za ten rozdzial c:

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale sie porobiło! Tego sie nie spodziewałam. .. kto by pomyślał że Liam jest tylko wytworem wyobraźni Fay ? Jeeju, ja bym się chyba załamała jakby ktos mi probowal to uświadomić i to jeszcze sposob w jaki zrobil to Louis. W tym momencie wyglada na to ze Fay jest stuknieta i to tak porzdanie, mimo ze myśli jasno...
    i nie jestem ani troche blizej tropu, kto zabil meg.. i jeszcze to znikniecie blair.

    nie moge sie doczekac kolejnego ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to jest, że człowiek potrafi wyobrazić sobie pewne rzeczy i w nie wierzyć? Nie ma to jak moc wyobraźni! Jesteśmy wielcy...Psychika ludzka nie zna granic i coś minie kusi, że psychologia to moja ścieżka życia... :D
    Jestem pod wrażeniem. Liam jest wymyślony ? Aż się muszę cofnąć do wcześniejszych wpisów :)
    Teraz cała sprawa nabrała innego wymiaru. Meg przecież była prawdziwa! To Fay ją uśmierciła? To jest niedorzeczne! Louis jest genialny albo coś kręci! Brakuje mi tu kogś. Nie ma osoby, która pasowałaby na mordercę, ale zaskiczysz mnie pewnie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekałam na ten rozdział z ogromną niecierpliwością, mając nadzieję, że w końcu coś więcej się wyjaśni. I jak na zawołanie. Czytałam ten rozdział już w dniu, w którym dodałaś, ale nie miałam czasu, żeby napisać porządny komentarz.
    Na samym początku to zniknięcie Blair. Niby nic takiego i przeciętny czytelnik może by nawet nie zwrócił na to uwagi, ale w tym opowiadaniu to po prostu dla mnie ważny jest KAŻDY, najdrobniejszy nawet szczegół, więc w sumie dziwne, że Blair tak sobie poszła gdzieś. Na spacer? To ona już potrafi się tak swobodnie przemieszczać po tej całej tragedii, jaka ją spotkała?
    A później to spotkanie z doktorem Louisem, które w sumie zajęło cały rozdział. Kompletnie nie spodziewałam się takiej diagnozy! Więc tak naprawdę Liam nie jest realną postacią, omg. A ja zaczęłam podejrzewać go nawet o morderstwo! Teraz jest jeszcze ciekawiej, bo nie mam bladego pojęcia, kto może być w to zamieszany. I teraz rozumiem to dziwne zachowanie Louisa, kiedy Fay po raz pierwszy wspomniała o Liamie. Nie było go tam, gościu nic nie widział. To jest tak wspaniały pomysł, że aż nie mogę wyjść z podziwu, naprawdę. Nie dziwię się, że Faith zareagowała w taki sposób. W końcu Liam był dla niej ogromnie ważny, ba, nawet się w nim zakochała. Ale faktycznie, był zbyt idealny, by mógł być prawdziwy, ale nikt z nas na pewno nie spodziewał się czegoś takiego. A więc tak naprawdę Harry walczył jedynie z wyobraźnią Fay. Kiedy się o tym dowie, pewnie ogromny kamień spadnie mu z serca i kto wie, może nawet zostanie. Pod warunkiem, że dziewczyna wszystko mu opowie.
    Kochana, rozdział wspaniały, chyba najlepszy jak do tej pory! Czekam z utęsknieniem na kolejny, dużo weny, pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaniemówiłam! Jestem w szoku! Nie spodziewałam się tego, że Liam został wymyślony przez Fay. Teraz wszystko nabiera sensu. Kurcze nie wiem co mam napisać, tak mnie zaskoczyłaś tym rozdziałem!
    Skoro Liam został stworzony przez Fay to kim jest morderca? Nie wiem dlaczego, ale mam takie przeczucie że mogła to zrobić Fay, albo w ogóle to wszystko sobie wymyśliła albo cholera sama już nie wiem.
    No i co z Blair? Zniknęła? Ktoś ją porwał? Zastanawia mnie jak zareaguje na to wszystko Harry, czy wyjedzie?
    Wiesz, przeczytałam dużo kryminałów w swoim życiu i powiem Ci jedno, to co piszesz Ty jest lepsze od tych wszystkich z którymi miałam do czynienia. Wszystko jest zaskakujące, tajemnicze i nie można przewidzieć tego co się stanie, kto jest mordercą. Imponujesz mi tym, że tak cholernie dobrze potrafisz nas wprowadzić w świat Fay.
    Z tego wszystkiego zapomniałam napisać że rozdział wyszedł Ci po prostu fantastyczny! Z wielkim niecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam Asiek :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyznam szczerze, że diagnoza mnie zaskoczyła, znaczy kiedy Lou zadawał jej pytania pomyślałam o wymyślonym Liamie, ale jakoś tak no nie wiem. Coś niby na to wskazuje, ale z drugiej strony spokój z jakim Louis mówił o zamordowaniu doktora ... Wszystko wydaje się być naprawdę porządnie zakręcone. Lubię to! No i Blair, która wyszła na spacer? Ona? Sama? Bo ja wiem, cóż czekam na kolejny! :) xx

    OdpowiedzUsuń