"Maybe you're right, maybe this is all that I can be
But what if it's you, and it wasn't me?"
But what if it's you, and it wasn't me?"
The Neighbourhood, W.D.Y.W.F.M.?
Niedziela była
najbardziej cichym dniem w historii cichych dni posesji państwa Connorsów.
Przez cały dzień nie odezwała się ani ciotka Georgia, ani Blair, ani Fay, ani
nawet Harry, co było niespotykaną rzadkością. Każdy posiłek, każdy spacer,
każdą wolną chwilę cała czwórka spędzała w milczeniu.
Fay ponownie
śniła się kładka pomiędzy wzburzonymi falami oceanu. Stąpała powoli po cienkim
drewnie, po czym traciła równowagę i wpadała do wody. Poczuła, jak ktoś chwyta
ją za bluzkę na plecach i stawia na powrót na kładce. Odwróciła się i w końcu
ujrzała jego twarz. Cofnęła się o krok, kiedy z szokiem zauważyła, że jej
wybawcą jest młody student psychologii, doktor Louis, uśmiechający się do niej
uprzejmie na tle zachmurzonego nieba.
Nagle jej sen
został przerwany przez nawoływania ciotki Georgii dochodzące z korytarza na
piętrze.
- Blair?
Blair, gdzie jesteś?! – krzyczała kobieta, chodząc po domu i otwierając drzwi
do każdego pokoju w poszukiwaniu córki. Fay otworzyła leniwie oczy i obróciła
się na drugi bok. – Blair!
Fay podparła
się na ramieniu, wsłuchując w odgłosy zza drzwi jej sypialni. W głosie ciotki
Georgii było za dużo paniki jak na zwykłe wołanie kogoś na śniadanie, czy
rozmowę. Coś z n o w u musiało się zdarzyć.
Drzwi jej
sypialni tworzyły się i do środka głowę wsunęła starsza kobieta.
- Jest tutaj
Blair?
- Nie – odpowiedziała
szybko Fay, podnosząc się z łóżka i zakładając kapcie na stopy. Postanowiła
dołączyć do poszukiwań. – Nie ma jej w sypialni?
- Nie, nigdzie
nie mogę jej znaleźć – powiedziała ciotka Georgia, zmartwionym tonem po czym
wróciła na korytarz, otwierając kolejne drzwi. W kilka minut obeszły całe
piętro i nigdzie nie znalazły ani śladu po Blair. Następnie dokładnie
przeszukały jej sypialnie, ale wszystko wyglądało tak, jak zawsze. Zero
jakichkolwiek oznak wyprowadzki dziewczyny, czy porwania.
W końcu wrócił
Harry, który cały czas spędził na dworze, szukając siostry w okolicy wokół
domu. Uspokoił je, mówiąc, że pewnie Blair wyszła na spacer przed śniadaniem i
na pewno będzie w domu na obiad. Nie pozostawało im więc nic innego, tylko
czekać.
Przez cały ten
czas coś jeszcze zaprzątało Fay głowę. Wizyta u doktora Louisa.
Nie wiedziała,
czy jest jeszcze sens przychodzić do niego, skoro ciotka powinna wyjechać jak
najszybciej i nareszcie zostawić ją w spokoju. W sumie to już by jej nie było,
gdyby nie zniknięcie Blair, bo przez jej nieobecność wszyscy przegapili poranny
pociąg do Leeds.
Ale ten sen.
W końcu
zobaczyła twarz osoby, która uratowała ją przed utonięciem i był to Louis. Czy
to mógł być jakiś znak? Czy doktor Louis miał dla niej odpowiedzi na pytania,
które od tak dawna ją męczyły? Czy może wiedział coś o Liamie?
Nawet nie
wiedziała, dlaczego akurat to przyszło jej do głowy, ale wystarczyło, by
ostatecznie podjęła decyzję. Chciała zobaczyć się z doktorem.
Brighton o
trzeciej po południu w poniedziałek wydawało się być najbardziej zatłoczonym
miastem w całej Anglii i Fay szczerze nienawidziła go za to, jadąc na spotkanie
z doktorem. Wpadła do jego gabinetu trzydzieści minut po czasie, przeklinając w
myślach wszystkie istoty odpowiedzialne za tworzenie korków.
Doktor Louis
siedział spokojnie w swoim obrotowym krześle i wpatrywał się w notatki, które
zrobił podczas wizyty z poprzednim klientem. Lubił poniedziałki. Szczerze
powiedziawszy, lubił wszystkie dni tygodnia, ale poniedziałki wydawały mu się
szczególnie sympatyczne. Trudno było nawet powiedzieć dlaczego, po prostu po
usłyszeniu tylu negatywnym komentarzy na temat początków tygodnia postanowił zrobić
wszystkim na przekór i pokochać coś, co łatwiej było nienawidzić.
- Przepraszam
za spóźnienie – wymamrotała Fay, siadając na krześle naprzeciwko jego biurka i
spoglądając na mężczyznę. Popatrzył na nią z uśmiechem, który pamiętała ze
swojego snu. Musiała mimowolnie się zarumienić, bo zaśmiał się pod nosem widząc
jej minę.
- Nic się nie
stało – odparł, odkładając notatki, które wcześniej czytał. – I tak nie mam
więcej pacjentów. Co tam u ciebie słychać, Faith?
Drgnęła
słysząc swoje pełne imię, ale zignorowała to i wzięła głęboki wdech,
przygotowując się do opowieści o wszystkim tym, co wydarzyło się w przeciągu
ostatniego tygodnia.
- Liam nie
wrócił…
Louis mruknął
ciche „tak” i pokiwał głową zaciskając usta, jak gdyby usłyszał informację,
którą już znał. Fay posłała mu pytające spojrzenie.
- Mówiłaś mi
wcześniej, że miał wrócić dopiero za kilka miesięcy, więc nic dziwnego, ze
jeszcze go nie ma, prawda? – wytłumaczył się szybko, po czym oddał głos Fay.
- Statek na
którym wypływał wrócił do portu na kilka dni, ale dowiedziałam się, że nawet go
na nim nie było… To znaczy… Musiał wypłynąć na innym statku…
- Tak uważasz?
Fay ponownie
zerknęła na niego, marszcząc brwi.
- Pan coś wie?
- Dokończ
swoją opowieść – polecił jej. – Później porozmawiamy.
Dziewczyna
miała problemy z koncentracja. Po jego słowach była już przekonana, że doktor
Louis wie o czymś, o czym nie chce jej powiedzieć i okropnie ją to frustrowało.
- Więc… -
zawahała się, patrząc w podłogę i przypominając sobie, co było po jej wizycie w
porcie. – Poszliśmy do domu Liama, ale… nikogo tam nie było. Od bardzo dawna…
- Poszliśmy? –
Doktor Louis uśmiechnął się do niej uprzejmie, przechylając delikatnie głowę.
- Ja i Harry –
wyjaśniła szybko Fay.
- Ach,
rozumiem – kiwnął głową i zapisał coś na kartce, którą trzymał na swoich
kolanach. – Co było dalej?
- W sumie to
tyle. Nie wiem, gdzie jest Liam. Nie wiem, czy w ogóle wyjechał, a jeśli
wyjechał, to czy zamierza wrócić. Niewiele wiem…
Odwróciła
wzrok, wpatrując się w róg pokoju, gdzie doktor postawił duży, podłużny wazon z
ususzonymi różami. Nagle do głowy wpadło jej pytanie kompletnie nie związane z
jej osobą.
- Doktor
Cappus wciąż jest na zwolnieniu chorobowym? – zapytała.
- Em, nie do
końca… - zawahał się młody doktor, spoglądając na nią niepewnie. – Nie czytasz
gazet?
- Nie za
często – odparła Fay, żałując, że tak mało interesowała się prasą w ciągu ostatnich
kilku tygodni. Doktor Louis odwrócił wzrok, zmieszany.
- Pan Cappus
został znaleziony martwy w swoim mieszkaniu kilka tygodni temu.
Oboje spuścili
wzrok na podłogę, nie wiedząc co powiedzieć. Fay czuła się zmieszana i winna,
że zadała pytanie, które w ogóle nie powinno paść podczas tej rozmowy.
Postanowiła więc zmienić temat.
- Chciał mi
pan coś powiedzieć o Liamie, prawda?
- Och, Faith.
Myślę, że powinnaś się już sama domyślić kilku rzeczy, nie uważasz? – Zerknął
na nią, a chociaż ton miał poważny, w jego oczach wciąż widoczne było
rozbawienie, które starał się ukryć.
- Czego na
przykład? – zapytała Fay, wytrącona z równowagi. – Że Liam jest mordercą Meg?
To chce mi pan powiedzieć, tak? Bo Harry sugeruje mi to już od dawna i wie pan
co? Nie wierzę w to. Liam jest dobrym człowiekiem, nigdy nie zrobiłby mi czegoś
takiego.
- Nie miałem
tego na myśli – powiedział spokojnie mężczyzna, przyglądając się jej uważnie. –
W gruncie rzeczy, myślałem o czymś zupełnie odwrotnym.
- Tak?
Zaintrygował
ją. Patrzyła na niego marszcząc brwi i próbując odczytać coś z jego twarzy, ale
nie potrafiła zgadnąć o czym myśli młody doktor. A on sam nie wydawał się być
skłonny do mówienia wprost.
- Mówiłaś, że
przyjaźniliście się od liceum, prawda?
- Tak.
- Czy Liam
kiedykolwiek miał innych znajomych?
- Nie, ale ja
też…
- Czy
kiedykolwiek zaprosił cię do swojego domu?
- Nie, ale
mówił mi…
- Czy
ktokolwiek inny przyznał ci się kiedykolwiek, że z nim rozmawiał?
- Tak jak
mówiłam, nie mieliśmy za wielu znajomych. – Fay wzruszyła ramionami, kompletnie
zdezorientowana tym, w jakim kierunku idzie cała rozmowa. Co doktor próbował
jej przekazać?
- W dniu
pogrzebu Meg – zaczął doktor Louis, przypatrując się jej – poprosiłem cię,
żebyś pokazała mi Liama, pamiętasz? – Fay kiwnęła głową, przypominając sobie
drogę pomiędzy kościołem a cmentarzem. – Oczywiście wtedy jeszcze niczego się
nie domyślałem, po prostu byłem ciekawy, jak wygląda twój perfekcyjny
przyjaciel…
Fay wyczuła
ironię, kiedy mężczyzna wymawiał słowo „perfekcyjny”.
- Wiesz, co
zobaczyłem, kiedy wskazałaś Liama?
Fay pokręciła
głową, niezdolna, by cokolwiek powiedzieć.
- Nic.
Urwał, patrząc
się jej prosto w oczy i próbując odczytać jej myśli prosto z jej źrenic. Ale w
głowie Fay panowała pustka.
- Jak to nic? – zapytała w końcu, tracąc kontrolę
nad swoim głosem.
- Nic. Liama
nie było na pogrzebie. – Doktor Louis wyglądał, jak jeden z tych pewnych siebie
detektywów z seriali telewizyjnych, zaraz po rozwikłaniu bardzo ciężkiej
sprawy. – Jestem pewien, ze nie było go również na statku. Ani w twoim domu.
Ani w liceum… Konkretnie to Liam mógł się pojawić tylko w jednym, szczególnym
miejscu. Wiesz jakim?
Fay zawahała
się, chociaż domyślała się odpowiedzi.
- Mojej
głowie?
- Twojej
głowie. – Mężczyzna kiwnął, patrząc na Fay z dumą, jak ojciec chwalący córkę po
wywiadówce w szkole.
- Nie. – Fay
pokręciła głową. – To nie może być prawda. Na pewno po prostu przeoczył go pan
na pogrzebie…
- Nikogo nie
przeoczyłem. Rozmawiałem również z twoją rodziną. Wszyscy zgodnie mówili, że
czasami słyszeli, jak rozmawiasz z kimś w swoim pokoju, ale nigdy nie
zobaczyli, by przychodził do ciebie jakiś mężczyzna. Do tego – wszystkie fakty
się zgadzają.
- Jakie fakty?
– Dziewczyna nie mogła zaakceptować tego, co próbował wmówić jej doktor.
Liam b y ł prawdziwy. Widziała go. Dotykała. Całowała
go!
- Byłaś
samotna Faith. Całą szkołę podstawową nie mogłaś znaleźć sobie przyjaciela.
Wszyscy po kolei od ciebie odchodzi, aż tu nagle znalazł się ktoś tak idealny!
Miły, uprzejmy, zawsze wiedział co zrobić i co powiedzieć. Zachowywał się, jak
gdyby znał twoje myśli, prawda?
Gdyby pokiwała
głową, automatycznie przyznałaby doktorowi Louisowi rację co do wszystkiego, a
więc tylko wpatrywała się w niego, siedząc sztywno w fotelu naprzeciwko jego
biurka. Nie przeszkadzało to jednak mężczyźnie, kontynuował bez cienia
skrępowania.
- To naprawdę
nietypowe, by między parą przyjaciół nigdy nie zrodziło się żadne głębsze
uczucie. Praktycznie niespotykane. Z tego co wiem, zawsze przynajmniej jedna
osoba zaczyna się nad tym zastanawiać, ale w twoim przypadku… Mówiłaś, że nigdy
go nie pokochałaś bardziej niż przyjaciela. A potem zjawił się Harry…
- Co Harry ma
z tym wspólnego?
- Dosłownie
wszystko! – wykrzyknął Louis z entuzjazmem, gestykulując rękami. – W twoim
życiu w końcu pojawił się ktoś, kto zwracał na ciebie uwagę. Kto chciał i
jawnie pokazywał, że lubi z tobą rozmawiać. W końcu przestałaś czuć się
samotna. Liam zaczął przychodzić rzadziej po przyjeździe Harry’ego, prawda?
Ponownie brak
reakcji, który mimo wszelkich starań Fay był potwierdzeniem słów doktora.
- A potem w
twojej głowie zakiełkowała taka mała, niewinna myśl, której nawet nie byłaś
świadoma. A może potrzebuję miłości?
Oczywiście nie takiej, którą już zapewniał ci Liam, ani nie takiej, którą
miałaś od siostry, ale tej miłości, która rodzi się pomiędzy kobietą i
mężczyzną. Tej, która wymaga bliskości, by ją wzmocnić. I co zrobił Liam?
Powiedział, ze cię kocha.
Doktor Louis
przeciągnął ostatni wyraz, pochylając się nad biurkiem z minął odkrywcy na
dziewiczym lądzie. Fay siedziała w milczeniu, zastanawiając się, czy szok, jaki
teraz czuła, był wyraźnie widoczny na jej twarzy, czy może udało jej się go
zatuszować pod maską obojętności.
- O miłości
zaczęłaś myśleć przez Harry’ego, ale on przecież nie mógł robić tego co mu
kazałaś – kontynuował doktor, opadając ponownie na swój fotel i uśmiechając się
do niej z dziecinną szczerością. – Więc posłużyłaś się kimś, kogo zachowanie
było od ciebie zależne. A potem Liam zniknął.
Doktor Louis
zrobił krótką pauzę na złapanie oddechu.
- Tego, przyznam
ci się szczerze, się nie spodziewałem. Myślałem, że Liam będzie żył sobie
gdzieś na uboczu w twoim umyśle, czekając na chwilę twojej słabości, by znów
się pojawić, kiedy będziesz go potrzebować. Może tak też by się stało, gdyby
Harry nie okazał się cudownym substytutem twojego uroczego przyjaciela. Był
przy tobie zawsze, kiedy potrzebowałaś towarzystwa, a nawet jeszcze częściej!
Biedny Liam nie miał okazji by bohatersko wkroczyć do twojego życia, jako
niezastąpiony lek na wszystko.
Dziewczyna
pokręciła głową z niedowierzaniem, wpatrując się w podłogę.
- To
niemożliwe… - wydukała w końcu, tak cicho, że mężczyzna ledwo mógł ją
dosłyszeć. – Nie jestem stuknięta. Nie mam wymyślonych przyjaciół!
- Fay,
zachowałaś się jak każdy inny człowiek. Chciałaś być szczęśliwa, więc
wyobraziłaś sobie to szczęście. A potem przybrało ono kształt człowieka. Nigdy
nie zastanawiało cię, dlaczego Liam jest tak idealny? Nigdy nie próbowałaś się
go zapytać, skąd zawsze wie, co robić?
Oczywiście, że
się go o to pytała. Nie jeden raz patrzyła na niego z zachwytem i zadawała
pytania, a on tylko uśmiechał się tajemniczo i mówił:
To nie takie trudne... wystarczy tylko
chwilę posiedzieć w twojej głowie.
Liam zawsze
był typem filozofa. Często mówił zagadkami i używał słów o podwójnych
znaczeniach. Nie wyrażał swoich myśli wprost, a dawał jej szanse, by się nad
nimi zastanowić. Myślała, że po prostu taki jest…
- Ja… to
wszystko nie ma sensu.
- Dlaczego tak
trudno ci w to uwierzyć?
- Sama nie
wiem. Liam… Liam był kimś wyjątkowym. Kimś kto… Kto słuchał mnie. Ale nie tak
jak wszyscy inni! – Fay nabierała powietrza, by coś powiedzieć, po czym
przerywała po kilku słowach i próbowała od nowa, podczas gdy doktor Louis
siedział cierpliwie w swoim fotelu i słuchał jej z pełną skupienia miną. – Ma
pan czasami takie wrażenie, że wszyscy ludzie słuchają pana tylko po to, by
odpowiedzieć?
Mężczyzna
kiwnął głową bez chwili wahania.
- On nie
słuchał, by odpowiedzieć. Słuchał, żeby zrozumieć.
Doktor Louis
zamknął powoli oczy i zastanowił się nad jej słowami w milczeniu.
- Faith, wiem,
że czujesz się teraz, jak gdyby cały twój świat stanął na głowie, ale wszystko
to, co mówisz wcale nie zaprzecza moim argumentom. Liam istnieje tylko w twojej
głowie i tylko ty jesteś zdolna, go przywołać. Twoja podświadomość wyparła go
na kilka tygodni ponieważ w końcu przestał ci być potrzebny, co nie oznacza, że
nie może wrócić, kiedy tylko tego zapragniesz. Wszystko zależy od tego… jak
bardzo jesteś tego świadoma.
Posłał jej
długie, pełne fascynacji spojrzenie, ale jedyne co Fay mogła robić, to gapić
się na niego w milczeniu. Rzeczywiście, czuła się, jak gdyby wszystko to, co ją
otaczało nagle stało się jednym wielkim kłamstwem. Liam był wytworem jej
wyobraźni? Co jeszcze, w takim razie, sobie zmyśliła? Gdzie zacierała się
granica rzeczywistości?
- Mogę się
panu z czegoś zwierzyć? – zapytała, po chwili wahania. Mężczyzna popatrzył na
nią z dozą rozbawienia i politowania w swoich piwnych oczach.
- Oczywiście.
- Przez
ostatnie kilka dni byłam przekonana, że nie mogę wyznać miłości Harry’emu,
ponieważ byłoby to nie w porządku względem niego od kiedy kocham Liama.
Naprawdę wierzyłam w to, że kocham Liama… Byłam o tym przekonana od kiedy tylko
zniknął.
- Zawsze
łatwiej nam jest kochać ludzi, których nie możemy mieć. Tak jest po prostu
wygodniej. Nieobecni nie mogą nas skrzywdzić, a dopóki żyjemy w świecie naszych
wyobrażeń o nich, nie musimy bać się odrzucenia.
- Więc
zakochałam się w chłopaku, którego sama stworzyłam?
- Czy to nie
genialne? – Doktor Louis posłał jej niestosownie szeroki uśmiech. – Ile
dziewczyn nadaje swoim obiektom zainteresowań cechy idealnego mężczyzny, tylko
po to, by podtrzymać w swoich myślach jego obraz? Ty posunęłaś się o krok
dalej! Nie dopisywałaś cech do jakiegoś wybranego chłopca z ulicy. Ty po prostu
stworzyłaś ideał od samego początku do końca!
- To chore… -
mruknęła ze wstrętem, przyglądając się entuzjazmowi z jakim doktor opowiadał
jej o wszystkim.
- Właśnie
dlatego tutaj jestem, Faith. Jestem psychologiem, pamiętasz? – poprawił małą,
drewnianą tabliczkę ze swoim nazwiskiem, stojącą na biurku przed nim.
Dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy zdążył ją tutaj postawić. Zawsze wydawało
jej się, że na biurku leżały jedynie ulotki doktora Cappusa.
- Więc nie
kocham Liama? Tak mi się po prostu… wydawało?
- Och, jestem
pewien, ze w jakimś sensie czujesz do niego pewien sentyment. W końcu Liam jest
bardzo ważną częścią twojej osobowości, więc kto inny może dać ci tak dobre
rady, jak nie on? To tak, jakbyś miała konsultacje z własną sobą. – Znów ten
sam, szeroki uśmiech. – Kto będzie dla ciebie lepszym doradcą od ciebie samej?
- Więc
powinnam pozbyć się Liama ze swojego życia, ale jednocześnie zachować go przy
sobie? – Zmarszczyła brwi, wpatrując się w mężczyznę. Sama nie wiedziała już,
czy wierzy w jego słowa, czy może wciąż oczekuje, że Liam zaraz wyskoczy z
szafy stojącej za doktorem Louisem i zacznie tłumaczyć jej, że to wszystko było
tylko jednym, wielkim żartem.
- Wydaje mi
się, że już dawno doświadczyłaś tej części, w której pozbywasz się Liama. Może
nie do końca byłaś tego świadoma, ale chłopak odszedł, wmawiając ci, że wypływa
gdzieś na statku. Jednak również wydaje mi się, że może on jeszcze nie raz
pojawić się w twoim życiu, jeśli bardzo tego zapragniesz…
- Na przykład
kiedy?
- Na przykład,
kiedy znów zostaniesz sama – wytłumaczył jej doktor Louis. – Na przykład, kiedy
Harry wyjedzie i ponownie będziesz musiała zająć się wielkim domem w pojedynkę,
albo radzić sobie z kolejną tragedią. Twoim problemem jest to, że jesteś
uzależniona od ludzi. Nie potrafisz bez nich funkcjonować. Co więcej, nawet
tego nie chcesz!
- Nigdy bym
tak o sobie nie pomyślała… - mruknęła Fay, nie kryjąc urazy.
Doktor Louis
zaśmiał się głośno, po czym sięgnął po jedną z małych, kwadratowych karteczek
leżących na skraju jego biurka i zaczął coś na niej pisać. W tym czasie Fay
wyjrzała przez okno i z zaskoczeniem zauważyła, że słońce zdążyło już dosięgnąć
horyzontu, a gęste, czarne chmury zasnuły niebo, grożąc nadciągającą burzą.
- Niestety
nasze spotkanie odrobinę się przeciągnęło – zaczął doktor – ale tutaj masz mój
adres. W razie, gdybyś potrzebowała ze mną porozmawiać przed naszą następną,
poniedziałkową wizytą.
Fay miała już
wspominać, że prawdopodobnie nie zjawi się na następnej wizycie, ponieważ jej
ciotka będzie już wtedy od dawna w swoim apartamencie w Leeds wraz z Blair i
Harry’m, ale coś kazało jej milczeć i po prostu przyjąć kartkę od doktora.
Wsunęła ją do kieszeni spodni i wstała z krzesła, żegnając się z mężczyzną.
- Do
zobaczenia, Fay.
Długo jeździła
po ulicach Brighton zanim kompletnie się ściemniło, a duże krople deszczu
zaczęły powoli utrudniać jej dalszą jazdę samochodem. Wiedziała, że musi wracać
do domu, ale nie była jeszcze na to gotowa. Nie po tym wszystkim, co dzisiaj
usłyszała. Potrzebowała jakiegoś dowodu. Dowodu, że Liam naprawdę istniał tylko
w jej głowie.
Żeby odnaleźć
Liama postanowiła pojechać w jedyne miejsce, w którym to on zazwyczaj starał
się odnaleźć ją.
______________________________________
Czytam - Komentuję
Doceniam każdą opinię, jeśli ma więcej niż dwa zdania pojedynczo złożone ;)
Proszę nie znienawidźcie mnie za ten rozdział! :/
Wiedziałam! Po prostu wiedziałam że mordercą nie będzie Liam! Co to tego ze Liam jest tylko w głowie Fay to mnie nieźle zaskoczyłaś! Z niecierpliwością czekam na następny! Weny życzę! Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńCo?! Nigdy bym tego sie nie spodziewala :o Jak to, naprawde Liam nie istnieje? Wymyslila go sobie? .0. Dziewczyno. Jak ty to wymyslilas? :) Nie, nienawidze Cie za ten rozdzial c:
OdpowiedzUsuńAle sie porobiło! Tego sie nie spodziewałam. .. kto by pomyślał że Liam jest tylko wytworem wyobraźni Fay ? Jeeju, ja bym się chyba załamała jakby ktos mi probowal to uświadomić i to jeszcze sposob w jaki zrobil to Louis. W tym momencie wyglada na to ze Fay jest stuknieta i to tak porzdanie, mimo ze myśli jasno...
OdpowiedzUsuńi nie jestem ani troche blizej tropu, kto zabil meg.. i jeszcze to znikniecie blair.
nie moge sie doczekac kolejnego ! ;)
Jak to jest, że człowiek potrafi wyobrazić sobie pewne rzeczy i w nie wierzyć? Nie ma to jak moc wyobraźni! Jesteśmy wielcy...Psychika ludzka nie zna granic i coś minie kusi, że psychologia to moja ścieżka życia... :D
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Liam jest wymyślony ? Aż się muszę cofnąć do wcześniejszych wpisów :)
Teraz cała sprawa nabrała innego wymiaru. Meg przecież była prawdziwa! To Fay ją uśmierciła? To jest niedorzeczne! Louis jest genialny albo coś kręci! Brakuje mi tu kogś. Nie ma osoby, która pasowałaby na mordercę, ale zaskiczysz mnie pewnie...
Czekałam na ten rozdział z ogromną niecierpliwością, mając nadzieję, że w końcu coś więcej się wyjaśni. I jak na zawołanie. Czytałam ten rozdział już w dniu, w którym dodałaś, ale nie miałam czasu, żeby napisać porządny komentarz.
OdpowiedzUsuńNa samym początku to zniknięcie Blair. Niby nic takiego i przeciętny czytelnik może by nawet nie zwrócił na to uwagi, ale w tym opowiadaniu to po prostu dla mnie ważny jest KAŻDY, najdrobniejszy nawet szczegół, więc w sumie dziwne, że Blair tak sobie poszła gdzieś. Na spacer? To ona już potrafi się tak swobodnie przemieszczać po tej całej tragedii, jaka ją spotkała?
A później to spotkanie z doktorem Louisem, które w sumie zajęło cały rozdział. Kompletnie nie spodziewałam się takiej diagnozy! Więc tak naprawdę Liam nie jest realną postacią, omg. A ja zaczęłam podejrzewać go nawet o morderstwo! Teraz jest jeszcze ciekawiej, bo nie mam bladego pojęcia, kto może być w to zamieszany. I teraz rozumiem to dziwne zachowanie Louisa, kiedy Fay po raz pierwszy wspomniała o Liamie. Nie było go tam, gościu nic nie widział. To jest tak wspaniały pomysł, że aż nie mogę wyjść z podziwu, naprawdę. Nie dziwię się, że Faith zareagowała w taki sposób. W końcu Liam był dla niej ogromnie ważny, ba, nawet się w nim zakochała. Ale faktycznie, był zbyt idealny, by mógł być prawdziwy, ale nikt z nas na pewno nie spodziewał się czegoś takiego. A więc tak naprawdę Harry walczył jedynie z wyobraźnią Fay. Kiedy się o tym dowie, pewnie ogromny kamień spadnie mu z serca i kto wie, może nawet zostanie. Pod warunkiem, że dziewczyna wszystko mu opowie.
Kochana, rozdział wspaniały, chyba najlepszy jak do tej pory! Czekam z utęsknieniem na kolejny, dużo weny, pozdrawiam <3
Zaniemówiłam! Jestem w szoku! Nie spodziewałam się tego, że Liam został wymyślony przez Fay. Teraz wszystko nabiera sensu. Kurcze nie wiem co mam napisać, tak mnie zaskoczyłaś tym rozdziałem!
OdpowiedzUsuńSkoro Liam został stworzony przez Fay to kim jest morderca? Nie wiem dlaczego, ale mam takie przeczucie że mogła to zrobić Fay, albo w ogóle to wszystko sobie wymyśliła albo cholera sama już nie wiem.
No i co z Blair? Zniknęła? Ktoś ją porwał? Zastanawia mnie jak zareaguje na to wszystko Harry, czy wyjedzie?
Wiesz, przeczytałam dużo kryminałów w swoim życiu i powiem Ci jedno, to co piszesz Ty jest lepsze od tych wszystkich z którymi miałam do czynienia. Wszystko jest zaskakujące, tajemnicze i nie można przewidzieć tego co się stanie, kto jest mordercą. Imponujesz mi tym, że tak cholernie dobrze potrafisz nas wprowadzić w świat Fay.
Z tego wszystkiego zapomniałam napisać że rozdział wyszedł Ci po prostu fantastyczny! Z wielkim niecierpliwieniem czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam Asiek :*
Przyznam szczerze, że diagnoza mnie zaskoczyła, znaczy kiedy Lou zadawał jej pytania pomyślałam o wymyślonym Liamie, ale jakoś tak no nie wiem. Coś niby na to wskazuje, ale z drugiej strony spokój z jakim Louis mówił o zamordowaniu doktora ... Wszystko wydaje się być naprawdę porządnie zakręcone. Lubię to! No i Blair, która wyszła na spacer? Ona? Sama? Bo ja wiem, cóż czekam na kolejny! :) xx
OdpowiedzUsuń