wtorek, 1 kwietnia 2014

Chapter eleven

"I'm a puppet on a string
Tracy Island, time-traveling diamond
Cutter shaped heartaches
That's come to find you, in some velvet morning
Years too late"



Kilka razy w nocy budziła się, męczona tym samym snem, którego nie można było nawet nazwać koszmarem. Wciąż szła wąską kładką pomiędzy wzburzonymi falami oceanu, traciła równowagę i zostawała złapana przez kogoś zaraz przed wpadnięciem do wody. Nigdy jeszcze nie udało jej się dotrwać do momentu, w którym widzi twarz wybawiciela, bo budziła się zawsze, gry próbowała odwrócić głowę.
O świcie obudziło ją czyjeś chrapanie. Otworzyła oczy w panice, świadoma tego, że w jej sypialni nigdy wcześniej nie rozbrzmiewały tego typu dźwięki i rozejrzała się po pokoju. W fotelu obok półki z książkami leżał Harry z głową opadającą na lewe ramię i ręką przewieszoną przez oparcie. Wyglądał, jak gdyby zasnął pilnując jej.
- Harry – powiedziała głośno, by go obudzić. Chrapanie ustało i nagle Harry podskoczył w miejscu, przecierając twarz dłonią.
- Co się stało? – wymamrotał, rozglądając się i w końcu zatrzymując spojrzenie na Fay. Uśmiechnął się do niej nieznacznie i zmrużył oczy, robiąc zaspaną minę i przeciągając się w fotelu.
- Co tutaj robisz?
- Krzyczałaś w nocy – powiedział, przyglądając się jej z uwagą. – Chciałem położyć się obok ciebie, ale strasznie się wierciłaś, więc usiadłem tutaj na chwilę i chciałem coś poczytać, ale… najwidoczniej zasnąłem.
- Moje książki nie mogą być aż tak nudne. – Fay posłała mu rozbawione spojrzenie.
- Ojciec zawsze mi mówił, że wiedza to największy skarb, a książki to klucz, by go zdobyć. Uwielbiał czytać i nigdy nie pozwolił nam nawet wyrażać się niepochlebnie o książkach. – Harry pokiwał głową, robiąc poważną minę, chociaż w jego oczach igrały rozbawione ogniki. – Co ci się śniło? – zapytał, nagle zmieniając temat.
- Ach… Miałam kilka dziwnych snów – szepnęła, spuszczając wzrok na swoją białą pościel. – Harry, wracaj do łóżka. Ten fotel jest strasznie niewygodny.
- Skoro nalegasz. – Mężczyzna wzruszył ramionami i podszedł do niej. Z początku Fay przyglądała mu się z zainteresowaniem, lecz kiedy Harry odsunął odrobinę pościel i przymierzał się do położenia na JEJ łóżku, zaoponowała, przytrzymując go w połowie tej czynności.
- Ale nie do  m o j e g o  łóżka! – krzyknęła, zsuwając go z materaca stopą i śmiejąc się przy tym. Harry wstał i popatrzył na nią z politowaniem.
- Fay, sama nie wiesz, czego pragniesz – powiedział, kręcąc głową i w kilka sekund zniknął za drzwiami jej sypialni. Dziewczyna jeszcze przez dobrą chwilę wpatrywała się w punkt, w którym zniknęła jego czupryna z uśmiechem na ustach, zanim zorientowała się, że ponownie została sama w pokoju. Opadła na poduszki z westchnięciem.
Prawda była taka, że nawet, jeśli Harry mówił do niej półżartem to jednak miał rację. Fay nie wiedziała, czego pragnęła. Zwodziła go, udając przyjaźń, podczas gdy od dawna przestało jej na niej zależeć. Uczucie do Harry’ego ewoluowało z dnia na dzień i chociaż z początku nie była tego świadoma, teraz doskonale to wiedziała i jedyne co robiła, to oszukiwała siebie. Lubiła Harry’ego, może nawet i kochałaby go, gdyby udało jej się przyznać ten fakt przed samą sobą.
Na szafce nocnej leżały dwa liściki zapisane pochyłym pismem. W szufladzie schowany był długi nóż rzeźnicki. Kalendarz na ścianie mówił jej, że za dwa dni powinna udać się na wizytę do doktora Louisa. Ale czy było to jej jeszcze potrzebne? Wiedziała jak pozbyć się ciotki Georgii, a przecież gdy zaczęła chodzić do psychologa, właśnie to miała na celu. Teraz wizyty były zbędne.
Gdyby tylko mogła znaleźć te pieniądze, o których mówił wuj Berty…

Po południu po raz pierwszy odważyła się wyjść samotnie do ogrodu. Ciepłe promienie słoneczne pomogły odżyć roślinom po nieustannych ulewach, panujących przez ostatnie kilka tygodni, więc wszystko zaczynało powoli kwitnąć na nowo. Przeszła się wąską ścieżką pomiędzy grządkami tulipanów i goździków, po czym ruszyła w kierunku różanych krzewów.
Podczas, gdy Fay spacerowała po ogrodzie, Harry pojechał z ciotką Georgią do szpitala w Brighton, skąd odebrali Blair. Dziewczyna wróciła z oczami przewiązanymi ciemną opaską, poruszając się dzięki cienkiej lasce. Lekarze poinformowali jej rodzinę, że od dnia wypadku nie odezwała się ani słowem, a było to prawdopodobnie spowodowane szokiem, jaki przeżyła. Nawet jeśli podczas włamania widziała włamywacza, nie była w stanie się z tego nikomu zwierzyć.
Fay zerwała kilka dojrzałych pąków róż z zamiarem włożenia ich do wazonu w salonie. Odwracając się w stronę domu jeden z kwiatów wypadł jej z ręki a wiatr zwiał go w kierunki furtki, ukrytej w ogrodzeniu otaczającym ogród. Dziewczyna pobiegła za nim, a kiedy sięgała po niego, zauważyła coś bardzo interesującego. Kłódka w furtce lśniła.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby doskonale nie pamiętała starej, zardzewiałej kłódki, z którą zawsze się męczyła, próbując ją zamknąć, czy otworzyć. Ktoś ją podmienił.
Pobiegła do domu po kluczyk i wróciła szybko do ogrodu, wstrzymując oddech, kiedy przymierzała się do otworzenia kłódki. Tak jak się domyślała, klucz nie pasował do otworu. Odsunęła się od bramy i przyjrzała jej jeszcze raz, szukając kolejnych dowodów na to, że ktoś majstrował przy wejściu do jej ogrodu.
- Za długo mnie tu nie było – mruknęła do siebie. – Wszystko mogło się zmienić.
Wróciła do domu przez taras, ale słysząc odgłosy rozmowy pomiędzy Harry’m a ciotką Georgią na górze, postanowiła wyjść ponownie na dwór i pomyśleć w samotności. Na myśl przychodziło jej tylko jedno miejsca, odpowiednie do takich wypraw. O mało co nie dostała zawału, kiedy zobaczyła Blair, siedzącą sztywno wewnątrz altanki obok jej domu.
Zawahała się tylko na chwilę, po czym usiadł obok dziewczyny i przyjrzała się jej uważnie. Zastanawiała się, czy Blair instynktownie wie, że ktoś na nią patrzy i speszyła się tą myślą. Odwróciła wzrok i zaczęła wpatrywać się w dom, unikając rozmowy. Córka ciotki Georgii i tak nie wydawała się skłonna do zwierzeń.
Fay próbowała uporządkować jakoś elementy układanki w swojej głowie, ale wciąż czegoś jej brakowało. Coś było nie tak. Spojrzała na okno, z którego mogła zobaczyć wnętrze małego salonu z książkami i nagle zmarszczyła brwi.
Popatrzyła na miejsce, w którym kończył się mur i spróbowała odmierzyć odległość pomiędzy nim a oknem. Salon powinien znajdować się dokładnie na rogu, a okno nie mogło być wbudowane dalej, niż metr od krawędzi ściany.
Ale to dawało jakieś dodatkowe dwa metry przestrzeni, które nie należały do salonu. Okno znajdowało się za daleko, co znaczyło, że pomiędzy rogiem domu, a salonem znajdował się dodatkowy pokój. Pokój, o którym do tej pory nie miała pojęcia.
Rzuciła się biegiem w kierunku domu i wpadła do salonu, omal nie przewracając po drodze Harry’ego, który akurat niósł gdzieś kubek herbaty.
- Hej, nie widziałaś Blair? – zapytał, ale Fay już nie było w pomieszczeniu. Zniknęła wewnątrz małego salonu, wpatrując się w ścianę, zabudowaną półkami z książkami.
Próbowała złapać oddech po biegu, ale jej serce wciąż łopotało niebezpiecznie szybko wewnątrz jej piersi. Przelatywała wzrokiem po tytułach książek, zastanawiając się, jak dostać się do pomieszczenia, które znajdowało się za nimi. Może trzeba było wyciągnąć którąś z nich, jak na starych filmach przygodowych? A może po prostu pozbyć się ich wszystkich?
- Co ty wyprawiasz?! – wykrzyknął Harry jakieś pięć minut później, widząc całą masę książek, walających się pod stopami Fay, podczas gdy ona wciąż zrzucała na ziemie nowe tomy. – Zwariowałaś? Fay! Faith?! Przestań!
Dopadł do niej jednym krokiem i złapał ją za dłonie, nie pozwalając jej na ściągnięcie z półki serii opowiadań o Sherlocku Holmesie, po które właśnie sięgała.
- Puszczaj! – krzyknęła, wyrywając się.
- Co ty wyprawiasz, Fay? Odpowiedz mi!
Dziewczyna zamarła, wpatrując się w niego i oddychając głęboko. Popatrzyła w jego zielone tęczówki i uśmiechnęła się od ucha do ucha, a w jej uśmiechu nie było ani odrobiny rozbawienia.
- Przyjrzyj się bliżej – szepnęła i wskazała głową na puste w większości już półki, które teraz odsłaniały nowy obiekt, od dawna ukryty za grubymi woluminami. Dębowe drzwi, stare i zakurzone.
- Co to jest? – zapytał, puszczając jej nadgarstki i podchodząc bliżej półek. Posłał Fay pytające spojrzenie.
- Twoja mama się ucieszy – mruknęła dziewczyna pod nosem, po czym wróciła do ściągania książek na ziemie. – Pomóż mi.
Dwa razy nie trzeba mu było tego powtarzać. Harry zabrał się za zrzucanie tomów na podłogę, robiąc to jeszcze szybciej niż Fay, która powoli opadała z sił. Pracowali w milczeniu, sprzątając przejście do tajemniczego pokoju, aż w końcu mogli spokojnie zdjąć półki z zawiasów, otwierając tym samym dostęp do drzwi.
Fay sięgnęła do klamki, ale Harry ponownie złapał jej nadgarstek. Rzuciła mu rozdrażnione spojrzenie.
- Poczekaj – poprosił. – Dlaczego powiedziałaś, że moja mama się z tego ucieszy?
- Czy to nie oczywiste? – zapytała Fay, wyginając usta w rozbawieniu, a on ponownie z przerażeniem odkrył pustkę w jej oczach, jaka towarzyszyła sztucznemu uśmiechowi. – Ciotka Georgia przyjechała i została tutaj tylko dlatego, że szukała pieniędzy po twoim ojcu. Możesz mi przypomnieć, co takiego wuj Berty zwykł mawiać za starych dobrych czasów?
- Wiedza to największy skarb, a książki to klucz, by go zdobyć…
- Widać nikt nie brał staruszka na poważnie, prawda? – Fay zaśmiała się, a po kręgosłupie Harry’ego przeszły ciarki. – Wystarczyło zrozumieć jego słowa dosłownie, a wszystko byłoby sto razy łatwiejsze. Ukrył skarb za książkami!
To mówiąc nacisnęła klamkę, a drzwi z łatwością ustąpiły pod jej naporem. Popchnęła je do środka, a wewnątrz, dzięki nikłej poświacie padającej z salonu, zobaczyli pusty pokój z tylko jednym, wąskim przedmiotem leżącym na podłodze po środku. Staromodna, wyświechtana walizka.
Harry zrobił krok do przodu i sięgnął po walizkę, przyciągając ją do nich.
- Jest ciężka – mruknął, wpatrując się w znaleziony przedmiot.
- Jest wypchana pieniędzmi – wytłumaczyła mu Fay, jak gdyby było to dla niej oczywiste od samego początku. Przed oczami miała już wizję wyjeżdżającej ciotki. Ciszy i spokoju.
- Lepiej pójdę powiedzieć o tym mamie…
- Nie, ja pójdę. Ty lepiej idź po Blair – poradziła mu Fay. – Siedzi w środku altanki obok domu. Za chwilę zrobi się zimno na zewnątrz…
Harry jedynie kiwnął głową i opuścił pomieszczenie. Przez jedną, długą sekundę Fay mierzyła się z pokusą, by zajrzeć do walizki i odkryć, jaka suma została w niej ukryta, ale potem usłyszała kroki na schodach i odwróciła się spanikowana w stronę drzwi.
- Ciociu? – zawołała, wychylając się odrobinę zza framugi, by zobaczyć, kto znajdował się za ścianą. Żadnej odpowiedzi. – Ciociu, jesteś tam? Chcę ci coś pokazać!
Wyszła z salonu, nie słysząc reakcji ciotki na jej słowa. Korytarz był pusty.
- Ciociu! – krzyknęła głośno, tracąc cierpliwość. Przez chwilę wydawało jej się, że czuje przeciąg, ale potem przypomniała sobie, że sama wysłała Harry’ego na dwór, więc to pewnie chłopak zapomniał dobrze zamknąć drzwi.
Nagle ciotka wyszła z kuchni z flakonem pełnym róż w obu dłoniach.
- Fay, kochanie, rzuciłaś tak te kwiaty na blat. Nie chciałam, żeby zwiędły – odezwała się ciotka Georgia widząc dziewczynę, stojącą w korytarzu i spoglądającą z wyczekiwaniem na najwyższe stopnie schodów. Fay odskoczyła od niej z przerażeniem wymalowanym na twarzy, po czym złapała się za pierś, oddychając głęboko.
- Boże, myślała, że ciocia jest na górze – wymruczała, śmiejąc się do siebie pod nosem i zerkając jeszcze raz na schody. – Nieważne! Znalazłam coś, co należy do cioci.
- Naprawdę? – wykrzyknęła ciotka Georgia i o mało nie upuściła wazonu z kwiatami z podekscytowania.
- Tak, jest w mniejszym salonie. – Fay kiwnęła głową, patrząc z uśmiechem, jak ciotka biegnie do wskazanego jej pokoju i odnajduje na podłodze walizkę, którą przed laty zostawił dla niej mąż.
- Och, Fay – jęknęła ciotka Georgia, pochylając się nad walizką. – To należało do Berta, pamiętam jak pakował tutaj wszystkie nasze wspólne zdjęcia i pamiątki, kiedy wyjeżdżał na wojnę…
Ciotka Georgia rozczuliła się nad walizką, wspominając stare czasy, gdy to jeszcze byli z mężem młodzi i szaleńczo w sobie zakochani. Opowiedziała Fay o tym, jak wuj Berty otrzymał wezwanie do wojska i musiał ją opuścić, ale obiecał, że jak długo będzie miał przy sobie te przedmioty, tak długo będzie ją kochał. Wszystkie zdjęcia i podarunki, które spakował zostały jej odesłane po jego śmierci, jedynie walizka zaginęła w tajemniczych okolicznościach.

O zmroku ciotka Georgia weszła do sypialni Fay z szarym, tekturowym pudełkiem w rękach. Dziewczyna akurat leżała na łóżku czytając książkę i wsłuchując się w szum deszczu za oknem. Ostatnio zdążyła polubić ten dźwięk.
- Fay, chyba powinnam ci podziękować, a przy okazji przeprosić cię za to, przez co musiałaś przeze mnie przejść – odezwała się ciotka, a Fay oderwała wzrok od książki, spoglądając na kobietę z zainteresowaniem. Nie mogła uwierzyć, że to wciąż ta sama osoba, która upierała się, że Fay potrzebuje specjalistycznej opieki.
- Nie musi mnie ciocia przepraszać. Czy w walizce było to, czego ciocia szukała?
- Tak, Bert schował tam wszystkie nasze oszczędności. – Ciotka Georgia pokiwała głową, po czym spuściła wzrok na pudełko w swoich dłoniach. – Nie znalazłabym tego jednak bez twojej pomocy, więc proszę, przyjmij ten skromny… prezent.
Fay popatrzyła na tekturowe pudełko i pokręciła głową z powątpiewaniem.
- Nie potrzebuję twoich pieniędzy, ciociu. Do tej pory całkiem dobrze sobie bez nich radziłam…
- Utrzymanie takiego domu dużo kosztuje, a spadek po twoich rodzicach nie wystarczy ci na długo. Potem i tak będziesz musiała wymyślić, jak zarobić na opłatę rachunków – powiedziała ciotka, a Fay z przykrością musiała przyznać jej rację. Już teraz obawiała się o to, co się stanie z jej domem, kiedy skończą jej się aktualne fundusze.
- Wuj Bert nic nie wspominał o tym, że pragnie oddać mi część swoich oszczędności. – Na przekór wszystkiemu broniła się Fay.
- To również moje oszczędności, Fay. Nie bądź naiwna, po prostu przyjmij ten prezent.
Ciotka Georgia postawiła paczkę na biurku i zerknęła na Fay z wahaniem.
- Wyjadę w poniedziałek, najwcześniejszym pociągiem – poinformowała dziewczynę. – Pożegnałabym się z tobą już dzisiaj, ale obawiam się o zdrowie Blair. Chcę, żeby jeszcze przez kilka dni była blisko lekarzy z okolicznego szpitala. Tak… na wszelki wypadek.
- Rozumiem. – Fay kiwnęła głową, nie patrząc się na ciotkę. Inna rzecz przyszła jej na myśl. Jeżeli ciotka zabiera ze sobą swoją córkę, będzie również chciała zabrać i syna. Przeszedł ją dreszcz strachu.
Ciotka zacisnęła mocno wargi, patrząc w podłogę i wyszła z pokoju bez słowa. Fay spoglądała jeszcze przez chwilę w pustą przestrzeń, po czym otrząsnęła się z szarych myśli i wyszła czym prędzej, by porozmawiać z Harry’m.
Stał nad spakowaną walizką w swoim pokoju i patrzył w milczeniu na poskładane równo rzeczy. Kiedy Fay weszła do sypialni, spojrzał na nią i posłał jej ponure, pełne żalu spojrzenie. Jak gdyby to ona zmusiła go do spakowania się.
- Więc masz to, czego chciałaś – mruknął, odwracając wzrok.
- Nie musisz wyjeżdżać – powiedziała cicho, podchodząc do niego.
- Nie muszę? Naprawdę? – Jego głos był przepełniony goryczą. Fay zgarbiła się lekko, słysząc ile jadu przelewa się przez jego usta.
- Dlaczego nie chcesz zostać?
- Bo nie jestem aż tak wielkim idiotą, za jakiego mnie masz – warknął. – Nie mam zamiaru siedzieć tu i czekać aż wróci ten twój psychopata, a potem pójść w odstawkę, Fay. Wiem, że gdy tylko pojawi się Liam, zapomnisz nawet, że kiedykolwiek istniałem.
- To nieprawda… - mruknęła, ale nawet ona nie była przekonana o szczerości swoich słów.
- Nieprawda? W takim razie powiedz mi coś. – Harry zbliżył się do niej tak, że teraz musiała zadzierać głowę, by utrzymać z nim kontakt wzrokowy. – Dlaczego chcesz, żebym został?
- Bo cię potrzebuję – odpowiedziała bez chwili wahania.
- Nie, Fay. Przecież ty nikogo nie potrzebujesz! To twoje słowa! – podniósł głos, cofając się o krok i wznosząc ręce ze złością. – Więc, proszę cię, powiedz mi, dlaczego chcesz, żebym został?!
Każde słowo wypowiadał coraz wolniej, wyraźniej i głośniej, aż w końcu warczenie zamieniło się w krzyk.
- Harry! – krzyknęła, by go uspokoić, ale to tylko jeszcze bardziej go rozwścieczyło.
- Czy naprawdę jesteś aż tak ślepa? – pochylił się, by nie musiała podnosił głowy, żeby widzieć jego twarz. Był od niej co najmniej o stopę wyższy. – Czy to nie jest aż boleśnie oczywiste jak żałośnie mocno jestem w tobie zakochany? Łatwo ci było tak długo to ignorować? Wykorzystywać mnie do wszystkiego, żeby osiągnąć to, czego chciałaś?!
- Harry, ja nie…
- Więc teraz mówię to głośno i wyraźnie – przerwał jej. – I wystarczą tylko dwa twoje słowa, a zostanę jak długo zechcesz. Zostanę nawet na całą wieczność…
Wpatrywała się w niego w milczeniu, hamując łzy i uspokajając serce, by przestało tak szaleńczo bić, odkrywając przed Harry’m całą prawdę o jej uczuciu.
- Dwa słowa, dziewięć liter. Powiedź je, a wyrzucę ten kufer za okno. – Harry wskazał na walizkę u stóp jego łóżka. Fay nabierała powietrza by coś powiedzieć, ale zaraz zamykała usta i wpatrywała się żałośnie w rozwścieczone oczy bruneta.
Wydawało jej się, że minęły godziny zanim Harry w końcu westchnął głośno i odwrócił od niej wzrok, poddając się. Odszedł w kierunku okna i zapatrzył się w przestrzeń za nim. Fay nie mogła zobaczyć jego twarzy, ale przez chwilę wydawało jej się, że widzi na niej pojedynczą łzę.
- Lepiej już wyjdź – szepnął, nie patrząc się na nią.
Zamknęła za sobą drzwi, wróciła do swojej sypialni i dopiero wtedy dała upust swoim emocjom. Zsunęła się po ścianie na podłogę, rozpadając się na tysiąc małych fragmentów. Dokładnie jak w dniu, kiedy odszedł od niej Liam. Uczucie osamotnienia było równie intensywne, jednak tym razem wiedziała, że wina leży tylko i wyłącznie po jej stronie.
Jej myśli plątały się i krzyżowały ze sobą, tworząc pajęczynę wrażej, których nie potrafiła rozszyfrować. Wiedziała, że z każdym dniem od zniknięcia Liama kochała go coraz mocniej, ale jednocześnie była świadoma tego, że jej uczucia względem Harry’ego w niczym nie przypominały tego, czym były na początku ich znajomości. Harry stał się kimś ważnym. Kimś istotnym. I gdyby tylko nie Liam…
Liam wszystko komplikował. Nie było go od tak dawna, a wciąż czuła, jakby krył się za każdym rogiem. Jak gdyby obserwował ją i oceniał jej zachowanie. Wszystko co robiła, robiła z myślą o Liamie. Jej przyjacielu. Kimś, kto wyznał jej miłość, a potem zniknął.
A teraz przyszedł czas, w którym powinna podjąć tę na pozór łatwą decyzję. Wybrać tego mężczyznę, który złamał jej serce, czy tego, który je naprawił? I chociaż wiedziała, co byłoby rozsądniejsze, nie potrafiła działać racjonalnie. Tego właśnie się obawiała. Przed tym uciekała w samotności, gdy nie chciała rozmawiać z ludźmi. Wiedziała, że jeśli tylko wpuści kogoś do swoich myśli, zostanie pokonana. Znów czuła się słaba.


______________________________________

Czytam - Komentuję 
 Trochę dłuższa notka ode mnie niż zazwyczaj:
Mam dla was dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że w następnych rozdziałach będzie znacznie więcej Louisa i Liama, a zła - zostało już tylko kilka rozdziałów do końca. Tak. Niedługo poznamy odpowiedzi na wszystkie pytania! A mówiąc o pytaniach:
Kto według was jest mordercą i kto podkłada Fay kartki z notatkami? :) Jestem ciekawa waszych domysłów :3
Pozdrawiam! xx

8 komentarzy:

  1. Rozdział świetny! Zaglosowalam w tej sondzie i tam wszyscy głosują że Liam jest morderca tylko po co mu była śmierć siostry Fay! Trudno dowiem się w następnych rozdziałach czekam i całuje :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak mnie kusi, żeby przeczytać już teraz i skomentować, ale niestety muszę się zbierać do spania, już po pierwszej :c Ale rano przy kawie to zrobię <3 Chciałam tylko powiedzieć, że skakałam z radości, kiedy powiadomiłaś o nowym rozdziale, bo czekałam niecierpliwie! Do rana, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, nie wiem jak to się stało, że tutaj nie wróciłam i nie zostawiłam komentarza drugiego kwietnia, serio :o Dzisiaj tak odwiedziłam bloga, żeby zobaczyć czy może coś się nie pojawiło i zorientowałam się, że nie ma mojego komentarza! Ale już to szybciutko nadrabiam :)
      Myślę, że Faith powoli wariuje, naprawdę. Ale mimo, że mnie to przeraża, wcale się temu nie dziwię. Wszystkie przykre wydarzenia zwaliły się na nią tak nagle, w jednym momencie. Do tego kompletnie nie potrafi poukładać swoich uczuć ani względem Harry'ego, ani Liama. Moim zdaniem zdecydowanie powinna wybrać tego pierwszego, który już od jakiegoś czasu trwa u jej boku, pomaga, jest zawsze, kiedy go potrzebuje. A Liam? Wyjechał i słuch po nim zaginął, dlatego uważam, że Faith powinna o nim jak najszybciej zapomnieć. Zresztą, ostatnio go podejrzewam, co nie jest fajnym uczuciem, no ale zobaczymy.
      Zrobiło mi się tak bardzo przykro podczas rozmowy Harry'ego z Fay. Chciałam, żeby dziewczyna w końcu przyznała się do uczuć względem niego, to wszystko by ułatwiło. A teraz Harry wyjedzie i nie chcę nawet wiedzieć, co będzie się działo z dziewczyną. Kurczę, mam jednak nadzieję, że nasz przystojniak i wybawca zostanie, nie wiem, wykona w stronę Faith gest, może nawet ją pocałuje, a później będzie już jej łatwiej. Kochana, czekam na rozdział kolejny i już nie mogę się doczekać <3

      Usuń
  3. Szczerze nie mam pomysłu kto może być mordercą... Liam? Troche dziwnie się wokół niego zrobiło... :D
    Nie mogę się doczekać kolejnego! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. o rany, o rany, o rany...
    O RANY. wielkie o rany!
    po pierwsze - nic już nie rozumiem, a to dziwne bo jako fanka kryminałów zwykle po jakimś czasie dochodzę do jakiejś tam prawdy. brawo, udało Ci się namotać mi głowie, ale to całkiem fajne uczucie.
    biedna Blair, no i pozazdrościć Fay dedukcji. całkiem nieźle jej to wyszło.
    i przyznaję się bez bicia, nie mam najmniejszego pojęcia kto jest mordercą, a pewnie jest to proste jak obręcz. Faith? może ma rozdwojenie jaźni?
    w każdym razie - nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. (:

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mam zbyt wiele czasu - niestety, muszę nadrobić tysiące innych blogów. Ale szczególne brawa dla Fay, która odkryła gdzie są pieniądze. Trochę przykro, że ciotka od razu ma już zamiar wyjechać.Również jak wyżej chodzi mi po głowie, że może Faith ma rozdwojenie jaźni, ale nie wiem. Cóż żal mi trochę Harry'ego no i Liam uh.. czekam na kolejny! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudnie potrafisz ubierać w słowa :)
    Z Fay dobry detektyw jest, ma dziewczyna głowę, ale nie bardzo radzi sobie emocjonalnie. A co do tego mordercy to od dawna myślę, że to Liam, ale to byłoby zbyt oczywiste. Może to Louis? Więcej chętnych na to miejsce nie widzę :D więc pewnie mnie zaskoczy jeśli to będzie ktoś kto inny, a cicha woda brzegi rwie, prawda? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem jak to się stało że kompletnie nie wiedziałam o tym rozdziale! Już zabieram się za komentowanie :)
    Ty zdolna bestio! Rozdział jak zawsze fantastyczny!
    Fay jest rozdarta, współczuję jej i to bardzo. Musi wybrać między Liamem a Harrym, pewnie jeszcze doktorek napatoczy się :D
    Nie wiem kto może być mordercą, ale wydaje mi się, że to Liam, to jego zniknięcie, dziwne jest to wszystko. Z drugiej strony dlaczego miałby to robić? Cieszę się że poznamy wszystkie odpowiedzi jednak przykro mi że zbliżamy się już do końca, mogłabym czytać i czytać w nieskończoność Twoje opowiadania :) A teraz zmykam czytać kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń