sobota, 22 marca 2014

Chapter ten



"You've been on my mind,
I grow fonder every day,
Lose myself in time,
Just thinking of your face"


Wyszła z domu zostawiając milczącego Harry’ego w swoim pokoju, leżącego bez ruchu na łóżku. Nie potrafiła teraz z nim przebywać. Nie potrafiła na niego patrzeć, nie potrafiła mu współczuć ani go pocieszyć. Jedyne co mogła zrobić to zostawić go w spokoju, by sam do siebie doszedł.
Siedząc nad brzegiem klifu, w miejscu, którego nie odwiedzała przez zaskakująco długi odcinek czasu, odczuwała wyrzuty sumienia, ale jednocześnie nie mogła zmusić się do wykazania chociaż odrobiny empatii. Czuła, że potrzebuje Harry’ego, ale nie rozumiała w jakim sensie on mógłby potrzebować jej.
Morze na szczęście było spokojne. Żadne chłodne fale nie rozbijały się o skały, dosięgając kroplami czubków jej stóp, jak to miały w zwyczaju, zapowiadając tym samym nadciągający sztorm, którego jeszcze nie było widać na niebie. Tym razem woda wydawała się uspokajająco martwa.
Nagle usłyszała kroki za sobą i odwróciła się zaalarmowana. Z zaskoczeniem zobaczyła Harry’ego, idącego w jej stronę. Nie odezwała się, kiedy przysiadł się koło niej i oparł dłońmi o ziemie za swoimi plecami.
- Mama powiedziała, że Blair straciła wzrok przez kwas – powiedział w końcu, po kilkunastu minutach milczenia. Fay dała mu czas do namysłu, w tym akurat była dobra. Czasu nigdy jej nie brakowało. – Powiedziała, że Blair w ogóle miała szczęście. Kwas mógł stopić jej całą twarz, ale zniszczył tylko oczy i trochę prawego policzka. Będzie zdrowa.
Fay nie miała pojęcia, co zrobić w takiej sytuacji. Wiedziała, że gdyby to o nią chodziło, Harry od razu zacząłby mówić i pocieszać ją na wszystkie możliwe sposoby, ale to nie było w jej stylu. Bolało ją patrzenie na cierpiącego Harry’ego, ale jednocześnie nie potrafiła odnaleźć tego uczucia wewnątrz siebie. Tak, jakby tylko i wyłącznie naturalny instynkt podpowiadał jej, że tak właśnie powinna się teraz czuć.
W końcu zdecydowała się nie otwierać ust i po prostu sięgnęła po rękę Harry’ego. Chciała uścisnąć jego dłoń, przekazać mu w ten sposób, że jest przy nim. Ale chłopak ku jej zaskoczeniu od razu odsunął się od niej i odwrócił wzrok.
- Nic nie powiesz? – zapytał, a w jego głosie dźwięczała wyraźna uraza i rozdrażnienie. Fay przełknęła ślinę. Chciała przeprosić, ale nie wiedziała jak. – No jasne. Jedyne co potrafisz robić to użalać się nad sobą. Szukasz ludzi, którzy by ci współczuli, a potem udajesz, że wcale ich nie potrzebujesz…
- Nie mów tak – przerwała mu Fay. Jego słowa bolały jak igły wbijane prosto w serce.
- A więc jak mam mówić?! – Harry podniósł głos, posyłając jej rozdrażnione spojrzenie. – Fay, nie mówię, że to, przez co przeszłaś, to pestka, ale ja naprawdę starałem się ci pomóc. Robiłem co mogłem. A teraz…
- Przepraszam… - Fay spuściła głowę. Czuła jak czerwienią się jej policzki, ponieważ wiedziała, że każde słowo chłopaka jest prawdą. Udawała silną, a jedyne czego w rzeczywistości pragnęła to wieczne współczucie. Lubiła robić z siebie ofiarę.
- Powiedź mi coś, Fay. Po co mnie tu trzymasz, co?
- Słucham?
- Po co chciałaś, żebym został? Najpierw kłóciłaś się z moją mamą, bo nie potrzebowałaś nikogo, a potem nagle zmieniłaś zdanie? Nie uwierzę, że nagle tak to sobie uświadomiłaś!
- Harry… - zawahała się Fay, gdy nagle uświadomiła sobie, że nie wie, co mu powiedzieć. W sumie, odpowiedź była prosta, ale zbyt bolesna dla chłopaka, by mogła mu ją teraz przekazać.
- Czy to dlatego, że ten cały Liam wyjechał? – zapytał nagle Harry, a Fay podniosła niespodziewanie głowę, patrząc się na niego szeroko otwartymi ze strachu oczami.
Patrzyła się na niego w milczeniu, modląc się, by skończył ten temat. By zapomniał.
- Odpowiedz mi, Fay! Czy jestem tylko zamiennikiem? Pożegnasz się ze mną, kiedy wróci Liam?
Pokręciła głową, a niekontrolowane łzy zbierały jej się w kącikach oczu.
- Nie, Harry. Nie mogę ci odpowiedzieć! – jęknęła, chociaż oboje znali już prawdę. Harry wyraził się wystarczająco jasno, a Fay nie potrafiła zaprzeczyć.
- Tak myślałem – mruknął.Siedzieli przez chwilę w milczeniu. On oddychając ciężko ze zdenerwowania, ona pociągając cicho nosem i ścierając łzy. Nie chciała się z nim teraz rozstawać. Im dłużej myślała o ich kłótni, tym szybciej dochodziła do wniosku, że powoli granica pomiędzy miłością do Liama, zaczęła zacierać się z granicą miłości do Harry’ego. Jeden stał się dla niej równie ważny, jak drugi. Z tym jednym wyjątkiem, że Harry był tutaj obok, zaraz przy niej. A Liam gdzieś daleko, za horyzontem spokojnego morza.
- W radiu mówili dzisiaj, że statek handlowy „Anabelle” przypływa dzisiaj do portu w Brighton na jedną noc. Czy to nie tam pracuje Liam? – Harry nie patrzył się na nią, chociaż wiedziała, że z całych sił chciałby poznać jej reakcje na własne słowa.
- Nie wiem, bardzo prawdopodobne. A czy ten statek wypływał niedawno z tego samego portu? – zapytała Fay, starając się ukryć nadzieję, która powoli rodziła się w jej sercu na myśl o ponownym spotkaniu Liama.
- Z tego co wiem, to tak. Dlatego pomyślałem, że moglibyśmy wybrać się na spacer do miasta. Zobaczyć, czy Liam przypłynął z innymi marynarzami.
Fay popatrzyła na Harry’ego w niemym zdziwieniu.
- Chcesz iść ze mną? – zapytała się go.
- Skoro jest on dla ciebie taki ważny. – Wzruszył ramionami. Fay uśmiechnęła się do siebie pod nosem, chociaż łzy nie zdążyły jeszcze wyschnąć na jej policzkach. Harry nadal wydawał się zdenerwowany, ale Fay wiedziała, że wciąż mu na niej zależy. Nie proponowałby przecież czegoś takiego, gdyby było inaczej.
Objęła go mocno za szyję i przytuliła się do niego. Wciąż siedzieli nad klifem więc było to ryzykowne, ale gdy tylko Harry przełamał się i w końcu oplótł dłonie wokół jej talii, poczuła się bezpiecznie. Przycisnął ją do swojej piersi i schował twarz w jej włosach.
Mogła pomyśleć o tym od początku. Mogła od razu po prostu go przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Dlaczego nie pomyślała, że jedyne, czego potrzebował Harry była odrobina miłości?
- Oh, Fay… - mruknął, chociaż jej włosy zniekształciły jego słowa.
- Tak? – zapytała, poruszając dłonią od szyi do czubka jego głowy w uspokajającym geście.
- Nie, nic. Nieważne – szepnął i przytrzymał ją jeszcze mocniej.
- Na pewno?
- Tak. Chodźmy już do tego miasta. Nie wiem, o której ma przypłynąć ten statek.

Okazało się, że statek z marynarzami przypłynął o świcie i kiedy przybyli do portu tylko kilku nielicznych mężczyzn kręciło się jeszcze wokół towarów transportowanych do Anglii. Harry popatrzył się na nich z rezygnacją, ale Fay nie traciła nadziei. Podeszła do jednego z nich, średniego wzrostu blondyna o intensywnie niebieskich oczach.
- Przepraszam, czy zna pan Liama? Pracował na tym statku – zwróciła się do mężczyzny.
- Panienko, pływam tym statkiem od roku i nigdy nie było na nim żadnego Liama – odezwał się blondyn z wyraźnym, irlandzkim akcentem. Dopiero teraz zauważyła, że musiał być niewiele starszy od niej.
- Jesteś tego pewien?
- W stu procentach. Znam wszystkich pracowników, zajmuję się szkoleniem nowych, wiec nawet gdyby ktoś niedawno dołączył do załogi, na pewno bym go kojarzył. – Blondyn zerknął na Fay i powoli pokiwał głową.
- Ach… - szepnęła pod nosem.
- A nie wiesz, czy wypływały stąd ostatnio jakieś inne statki? – odezwał się Harry, próbując wyciągnąć od marynarza więcej informacji.
- „Anabelle” to jedyny handlowiec, który w ciągu lata przypływa do Brighton z towarem. To jedyne co wiem – nie mamy konkurencji.
- W porządku. Dziękuję za informację – wydukała szybko Fay i odeszła na kilka metrów od blondyna, nie patrząc nawet, czy Harry podąża za nią. Okazało się, że był tuż przy jej boku.
- A może Liam nie płynął handlowcem? – dopytywał się Harry. – Może wstąpił do marynarki wojennej, albo coś w tym stylu?
- Myślisz, że rekrutowaliby mężczyzn do wojska bez ogłaszania tego gdziekolwiek? Musiałaby się przecież toczyć wojna, żeby tak po prostu brali ludzi z ulicy, bez żadnego szkolenia. Z resztą… Ciebie też by wtedy zgarnęli – mruknęła Fay, wykluczając od razu pomysł Harry’ego.
- Niby racja – przyznał. – Ale Liam nie mógł przecież tak po prostu wyparować!
Nagle ją oświeciło.
- Harry. Co było na tej kartce? – Zrobiło jej się niepokojąco gorąco.
- Słucham?
- Ta kartka, którą znalazłam w nocy w pokoju Meg. Kompletnie o niej zapomniałam! Na pewno była na niej jakąś wskazówka!
Zaczęła biec w stronę głównej drogi, którą zawsze wracała do domu. Od portu dzieliło ją dokładnie pięć kilometrów, ale planowała przebiec ten dystans i jak najszybciej dostać się do notatki.
- Fay! Spokojnie! – krzyknął za nią Harry i w kilka sekund ją dogonił. Nie próbował jednak jej zatrzymać. Jedynie biegł tuż obok.
- Może Liam wrócił i zostawił dla mnie wiadomość? Może to właśnie było na tej kartce?
- To by oznaczało, że to Liam skrzywdził Blair – warknął Harry, chmurząc się momentalnie.
- Masz rację. Liam nie byłby do tego zdolny – wysapała, powoli zwalniając bieg. Nie przebiegła jeszcze nawet jednej dziesiątej dystansu, a już czuła, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Nie była przyzwyczajona do wysiłku fizycznego. – Więc może ktoś porwał Liama zanim zdążył odpłynąć na statku i zostawił mi jakieś wskazówki jak go znaleźć? Albo zapłacić okup? Sama już nie wiem…
- Najpierw musimy zobaczyć tę kartkę. Potem zaczniesz snuć teorie, okay? – starał się uspokoić ją Harry. W końcu Fay zwolniła i przeszła w szybki chód. Jej płuca otrzymywały za mało powietrza.
- Jestem taką idiotką. Jak mogłam o tym zapomnieć?! – mruczała do siebie pod nosem, a Harry tylko szedł obok niej, uśmiechając się krzywo, kiedy widział, jak dziewczyna się denerwuje. Nie próbował już nawet jej uspokajać. Po prostu obserwował.
Dotarli do domu przed zmierzchem i mijając zaskoczoną ciotkę Georgię, pobiegli do sypialni Fay, gdzie w szufladzie szafki przy łóżku leżał duży, rzeźnicki nóż i mały skrawek papieru z wąską, podłużną dziurą po ostrzu na środku. Fay spojrzała na tekst, napisany staranna, pochyłą czcionką.

„Podobno nie chciał odjeżdżać”

- Podobno nie chciał odjeżdżać? – przeczytał Harry. – Co to ma niby znaczyć.
Fay usiadła na łóżku, wpatrując się w milczeniu w notatkę. W jej głowie kłębiły się tysiące myśli, ale żadna z nich nie chciała połączyć się z drugą i utworzyć spójnej całości. Nie chciał odjeżdżać
- To znaczy… - zaczęła, ale zawahała się w obawie, że jeśli wypowie te słowa na głos, dopiero wtedy staną się rzeczywistością – że Liam nigdy nie wyjechał.
Harry popatrzył na nią szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.
- Co masz na myśli? – Zmarszczył brwi. – Przecież mówiłaś, że pożegnał się z tobą. Powiedział, że wypływa statkiem…
- Najwidoczniej mnie okłamał. – Fay wciąż nie mogła się zebrać, żeby spojrzeć Harry’emu w oczy, ale czuła jego wzrok na sobie. Miała ochotę wygonić go teraz z pokoju i przemyśleć to w samotności, ale nie mogła tego zrobić. Nie po tym wszystkim przez co ostatnio przeszedł. Przez co oboje przeszli.
Liam nigdy w życiu jej nie okłamał. Jeśli po tej ziemi chodził ktokolwiek, kto był w stu procentach szczery z Fay, był nim właśnie Liam. Tym bardziej trudno jej było oswoić się z tą myślą. Wiedziała, że zostało jej tylko jedno wyjście.
Wstała z łóżka i podeszła do drzwi, zatrzymując się z dłonią zaciśniętą na klamce. Odwróciła głowę w stronę Harry’ego.
- Liam mieszka w domu niedaleko głównej drogi do Brighton. Opowiadał mi kiedyś jak tam dojść – odezwała się szybko, jak gdyby po raz pierwszy w życiu kończył jej się czas. Jak gdyby Liam miał zniknąć na zawsze, jeśli nie dotrze w porę do jego domu. – Idziesz?
Chłopak jedynie kiwnął głową i przepuścił ją w drzwiach, w drodze na zewnątrz. Nie zadał żadnego z pytań, które teraz nękały jego myśli. Dlaczego Fay opowiadała o domu przyjaciela, jak gdyby nigdy nie widziała go na oczy, tylko znała z opowieści? Dlaczego nagle stwierdziła, że Liam nie mógł wyjechać? Najważniejsze pytanie nie było jednak skierowane do Fay – Dlaczego Liam nie odezwał się do dziewczyny, skoro podobno tak bardzo ją kochał?
Pogodzenie się z faktem, że jest się drugim wyborem przyszło Harry’emu z wielkim trudem, ale potrafił sobie z tym poradzić, ponieważ nigdy tak naprawdę nie czuł obecności Liama. Nie potrafił rozpoznać zagrożenia z jego strony. Ale teraz… Teraz, kiedy mogło się okazać, że przyjaciel Fay przez cały ten czas tylko się ukrywał. Czy Fay zostawi go, gdy odnajdzie przyjaciela?
Rzeczywiście, od głównej, asfaltowej drogi prowadzącej do Brighton odchodziła wąska dróżka, wyglądająca, jak gdyby dawno nikt z niej już nie korzystał. Gęste jeżyny zdążyły już pokryć większą część trasy, a drzewa zamknęły się ciasno nad przejściem, zamykając przechodzącym dostęp do światła słonecznego. Zachód słońca, który powoli ustępował nocnemu niebu wcale nie polepszał sytuacji.
- Jesteś pewna, że to dobra droga? – zapytał Harry, uwalniając nogawkę spodni z cierniowego krzaka.
- To jedyna boczna droga w okolicy.
Wyglądała, jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy jej oczom ukazał się stary, piętrowy dom jednorodzinny z białej cegły z dachem z czerwonej dachówki i oknami zaklejonymi taśmą izolacyjną. Cała posiadłość wyglądała na niezamieszkaną od bardzo dawna.
- To chyba pomyłka… - mruknął Harry pod nosem, ale dalej kroczył tuż za Fay, wpatrując się w dom, który miał należeć do Liama. – Nikt nie mógłby mieszkać w takim czymś. Patrz! Nawet nie ma drzwi!
Drzwi rzeczywiście były wyrwane z zawiasów i postawione tuż za progiem, przy ścianie oddzielającej prowizoryczny salon od kuchni. Wewnątrz brakowało mebli, a ściany obklejone były starą tapetą przypominającą wzorem perski dywan, chociaż z bliska wyglądały bardziej jak nieporadna plątanina linii i kresek stworzona przez wyjątkowo kreatywnego pięciolatka. Nic nie wskazywało na ślady jakiegokolwiek człowieka w ciągu najbliższych kilku tygodni, a może nawet i miesięcy.
- Przy płocie jest napisane, że jest to dom numer pięć, więc dobrze trafiliśmy – powiedziała Fay, ale jej mina zdradzała wiele wątpliwości, których dziewczyna nie chciała wypowiedzieć na głos.
- To tu jest płot? – Harry obejrzał się za siebie i spojrzał na zbiór desek powbijanych w ziemie, które najwidoczniej Fay uznała za płot. – No, nie wiem. Nie podoba mi się to.
- Musimy znaleźć Liama…
- Naprawdę wierzysz, że on tu jest? – Harry rozłożył ręce wskazując otaczające ich ruiny. – Podejrzewam, że ostatnim, co tutaj się pojawiło, były dinozaury!
Może i Fay zaśmiałaby się z żartu, którym Harry próbował rozładować napięcie, gdyby sytuacja nie była dla niej aż tak poważna. Stali na progu domu, nie próbując nawet wejść do środka, blokowani przez jakąś wewnętrzną siłę, która podpowiadała im, że nie znajdą tu odpowiedzi na żadne z pytań, a jednak przeczuwała, że jest to jej jedyna szansa.
Powoli przekroczyła próg i rozejrzała się uważnie. Promienie zachodzącego słońca już dawno przestały docierać do okien starego domu, do tego w środku cuchnęło pleśnią i kurzem. W rogu pokoju stało kilka opakowań styropianu, na nich ktoś poustawiał jakiś czas temu zakurzone butelki po piwie.
Pewnie dzieciaki zrobiły tu sobie miejsce do imprez – pomyślał Harry, chociaż nie wypowiedział tych słów na głos, bo wiedział, że Fay wciąż wierzy, że znajdzie tutaj Liama. On nie miał już żadnych złudzeń. Ten dom był tak pusty, jak puste było serce jego matki po śmierci ojca.
- Ja pójdę popatrzeć na górze, a ty poszukaj tutaj, dobrze? – zwróciła się do niego Fay.
- Myślisz, że te schody są bezpieczne? – zapytał, zerkając w kierunku wejścia na górę. Nie bał się opuszczonych posesji, ale też nie ufał starej konstrukcji i mrokowi, który powoli opanowywał to miejsce.
- Są wybetonowane – powiedziała dziewczyna, stawiając jedną stopę na pierwszym stopniu, żeby sprawdzić jego stabilność. – W razie czego będę krzyczeć.
Harry próbował wygiąć usta w uśmiechu, ale nie potrafił się nawet do tego zmusić. Minął Fay i zajrzał do kuchni, gdzie kilka drewnianych szafek bez drzwiczek stało w rzędzie pod ścianą, ukazując puste póki i kilka butelek na blatach z niepewnie wyglądającą substancją w środku.
Następnie przeszedł do małego pomieszczenia przy kuchni, gdzie nie znalazł niczego poza zdechłą myszą i starym trampkiem bez sznurówek, a na końcu zajrzał do pokoju, który mógłby służyć jako sypialnia dla gości, gdyby ktokolwiek raczyłby go umeblować w ten sposób. Na samym środku leżał podarty i brudny materac, otoczony murem z butelek, a pod ścianą ktoś kreatywny postawił starą ramę na zdjęcia z namalowanym męskim członkiem.
Harry przekręcił oczami, wzdychając nad głupotą nieznanych mu artystów i wszedł z powrotem do salonu, gdzie już czekała na niego Fay, patrząc się w podłogę martwym wzrokiem.
- Nie znalazłeś go, prawda? – zapytała. Chłopak jedynie pokręcił głową, nieświadomy, że przecież dziewczyna i tak na niego nie patrzy. – Wiesz… przez chwilę wydawało mi się, że może Liam tylko tak sobie ze mną pogrywa. Sprawdza, jak długo potrafię sobie bez niego poradzić, albo coś w tym stylu. Potem pomyślałam, że może ktoś siłą zmusił go do zostania. Może zostawił go tutaj związanego, albo nawet martwego? Ale nigdzie go nie ma…
- Dopóki nie dowiemy się wszystkiego, nie możesz mówić takich rzeczy – zganił ją Harry, przerażony sposobem myślenia dziewczyny. – Mogliśmy pomylić domy, Liam mógł wsiąść na inny statek… Może ta notatka nawet nie dotyczyła jego? Może musimy jakoś głębiej ją zanalizować?
- Harry, przestań się łudzić – jęknęła Fay, osuszając luźno ręce, jak gdyby już się poddała. – Oboje wiemy, że od dawna wszystko jest tu nie tak. Najpierw ktoś zabija moją siostrę, potem włamuje się do mojego domu, potem rani twoją siostrę, a teraz jeszcze zabiera mi jedynego przyjaciela, który mi pozostał.
- Nie jedynego…
- To jeszcze gorzej! To znaczy, że ty będziesz następny! – krzyknęła Fay łamiącym się głosem. W mroku Harry mógł jedynie domyślać się, że ponownie zaczęła płakać. – Ktoś po kolei zabiera mi wszystkich, którzy kiedykolwiek byli dla mnie ważni i jeśli chociaż trochę zależy ci na swoim życiu to radzę ci wyjechać jak najszybciej. Póki jeszcze możesz…
- Nie.
- Harry…
- Nie wyjadę. Nie teraz. To nie mi ktoś grozi, tylko tobie – powiedział stanowczo, robiąc krok w jej stronę. – Więc najgłupszym, co mógłbym teraz zrobić, byłoby zostawienie cię samej sobie!
Zapadła chwila pełnego napięcia milczenia, podczas której dwie postacie przecinały spojrzeniami ciemność, starając się odczytać swoje myśli.
- Zostanę i pomogę ci znaleźć mordercę Meg i tego włamywacza. To już nie jest tylko twoja sprawa, ten gość zadarł również z moją rodziną. Ja też chcę się zemścić. – Kończąc zdanie chłopak praktycznie warczał, zaciskając mocno szczęki. Fay patrzyła się na niego w milczeniu, a w jej oczach powoli rodziło się coś na kształt podziwu. 


______________________________________

Czytam - Komentuję
 Doceniam każdą opinię, jeśli ma więcej niż dwa zdania pojedynczo złożone ;)
Przepraszam, że na rozdział trzeba było tak długo czekać, ale mam nadzieję, że jesteście po nim zadowoleni/zadowolone ;)


10 komentarzy:

  1. Cholera! Jaki zajebisty rozdział Ci wyszedł, zresztą jak zawsze :)
    Co Ty kombinujesz z tym Liamem, mam wrażenie, że ktoś go porwał przed jego wyjazdem. Czy to jednak Liam jest tym podejrzanym? Czy to on mógł skrzywdzić Meg i siostrę Harrego? Czy mógł grozić Fay i włamać się do niej? Sama nie wiem, wydaje mi się to wszystko dziwne. Ten dom, w którym rzekomo mieszkał, jego dziwne zachowanie kiedy wyjeżdżał, cholera no! Teraz dałaś mi do myślenia i cały wolny dzień będę snuć teorie:)
    No i Harry, już wiemy że czuje do Fay coś więcej niż przyjaciel, prawda?
    A i co się stało z doktorem Louisem? Śmierdzi mi to wszystko i to na kilometr.
    Ale, uwielbiam takie historie i jestem Ci bardzo wdzięczna za to, że taką piszesz, wspaniale Ci to wychodzi i powtórzę raz jeszcze, że chętnie kupiłabym Twoją książkę. A i jeszcze jedno, w profilu masz takie zdanie "Udaję, że umiem pisać" O nie, nie, nie! Tu się mylisz, piszesz bardzo dobrze, składnie i na prawdę można się zatracić w Twoich słowach. I takiego talentu nie jedna osoba Ci zazdrości, ja zazdroszczę :D
    No dobra, kończ swoje wypociny i czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam Asiek:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, Asieeeek :'( Płaczę...
      Dziękuję, dziękuję, dziękuję! :* <3

      Usuń
  2. Absolutnie nie jestem zaskoczona pretensjami Harry'ego. Na jego miejscu poczułabym się podobnie. Faith przeżyła ogromną tragedię, której konsekwencje ciągną się za nią do tej pory. Jest mi jej żal, ale powinna nareszcie zrozumieć, że Harry'emu naprawdę na niej zależy i docenić go. Chłopak również przeżywa ciężkie chwile związane z jego siostrą.
    Teraz jeszcze Liam zniknął. Nie wiem, co o tym myśleć. Jestem przerażona tak jak Fay. Nie dość, że najprawdopodobniej coś złego stało się jej przyjacielowi to w dodatku Harry również jest zagrożony.
    Męczy mnie zastanawianie się nad tym kto jest włamywaczem, a kto mordercą, bo nic nie mogę wymyślić. Kto może aż tak bardzo jej nienawidzić, że niszczy jej życie?
    To okropne i mam nadzieję, że Liamowi nic nie będzie. Niech jak najszybciej się to wszystko wyjaśni, bo oszaleje razem z Faith.
    Swoją drogą zabrakło mi tutaj doktora Louisa, bo lubię jego postać :)
    Całuję <3
    [gotta-be-you-darling]
    @Gattino_1D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zastanawiałam się właśnie, czy w ogóle jeszcze dodawać wątki z doktorem, skoro umowa pomiędzy Fay a ciotką praktycznie wygasła, ale widzę, że jednak dużo osób chce jeszcze o nim poczytać, więc wydaję mi się, że moooooże będzie coś o nim w następnym rozdziale :P
      xx

      Usuń
    2. Byłoby świetnie. Romans z doktorem mnie kręci xD Haha xd Jestem nienormalna. Ale opowiadanie genialne! <3

      Usuń
  3. Podoba mi się twój styl. Jakoś przywiązałam się do twojego opowiadania i snuje domysły... od początku nie mogę przemóc mojej niechęci do Liama, choć jest raczej pozytywnym bohaterem, mam przeczucie, że coś jest z nim nie tak i nie mogę tego od siebie oderwać.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział świetny! Tylko ten Liam cos mi tu nie gra! Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział świetny! Tylko ten Liam! Coś mi tu nie gra! Czekam na następny! Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział :)
    A ja byłam przekonana że Liam naprawdę wyjechał! Teraz będę się głowić nad tym co mogło mu się stać i jak połączyć wszystkie elementy układanki ze sobą. Z utęsknieniem czekam na kolejny rozdział, może dostaniemy w nim jakąś wskazówkę? I cieszy mnie że Fay ma przy sobie Harrego ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. W końcu się pojawiam. Przepraszam, że tak długo to trwało, ale ostatnio mam masę spraw na głowie i nie mam kiedy spokojnie usiąść, przeczytać, a co dopiero komentować. Ale przejdźmy do rozdziału!
    Na sam początek powiem, że bardzo się cieszę z jego długości. Wyszedł dłuższy niż poprzedni, więc to na plus. Fay jest bardzo specyficzną osobą, która faktycznie robi z siebie taką ofiarę losu. I w dodatku oczekuje od wszystkich tego, że będą jej współczuli. Owszem, mają czego, jednak inni również potrzebują jej wsparcia i współczucia, tak jak na przykład Harry. Wierzę, że było jej przykro i tak dalej, tylko po prostu nie potrafiła tego okazać we właściwy sposób.
    Harry miał prawo poczuć się zamiennikiem Liama. To było naprawdę smutne. Ale myślę, że Liam był pierwszy i zawsze będzie pierwszy bez względu na to, co zrobił. Kompletnie zaskoczyło mnie to, że chłopaka nigdy nie było na statku. To faktycznie oznaczałoby, że nigdy nie wyjechał. W dodatku ta dziwna notatka, która na razie niczego nowego nie wniosła. Miałam nadzieję, że Liam już wyłoni się gdzieś zza ruin tego domu, a tutaj nic. Jeszcze więcej pytań się pojawiło po tym rozdziale i to tak bardzo mnie intryguje. Świetna robota, kochana!
    Czekam na rozdział kolejny, mam nadzieję, że szybko się pojawi. Dużo weny życzę, ściskam mocno <3

    OdpowiedzUsuń