"You've been on my mind,
I grow fonder every day,
Lose myself in time,
Just thinking of your face"
I grow fonder every day,
Lose myself in time,
Just thinking of your face"
Wyszła z domu
zostawiając milczącego Harry’ego w swoim pokoju, leżącego bez ruchu na łóżku.
Nie potrafiła teraz z nim przebywać. Nie potrafiła na niego patrzeć, nie
potrafiła mu współczuć ani go pocieszyć. Jedyne co mogła zrobić to zostawić go
w spokoju, by sam do siebie doszedł.
Siedząc nad
brzegiem klifu, w miejscu, którego nie odwiedzała przez zaskakująco długi
odcinek czasu, odczuwała wyrzuty sumienia, ale jednocześnie nie mogła zmusić
się do wykazania chociaż odrobiny empatii. Czuła, że potrzebuje Harry’ego, ale
nie rozumiała w jakim sensie on mógłby potrzebować jej.
Morze na
szczęście było spokojne. Żadne chłodne fale nie rozbijały się o skały,
dosięgając kroplami czubków jej stóp, jak to miały w zwyczaju, zapowiadając tym
samym nadciągający sztorm, którego jeszcze nie było widać na niebie. Tym razem
woda wydawała się uspokajająco martwa.
Nagle
usłyszała kroki za sobą i odwróciła się zaalarmowana. Z zaskoczeniem zobaczyła
Harry’ego, idącego w jej stronę. Nie odezwała się, kiedy przysiadł się koło
niej i oparł dłońmi o ziemie za swoimi plecami.
- Mama
powiedziała, że Blair straciła wzrok przez kwas – powiedział w końcu, po
kilkunastu minutach milczenia. Fay dała mu czas do namysłu, w tym akurat była
dobra. Czasu nigdy jej nie brakowało. – Powiedziała, że Blair w ogóle miała
szczęście. Kwas mógł stopić jej całą twarz, ale zniszczył tylko oczy i trochę
prawego policzka. Będzie zdrowa.
Fay nie miała
pojęcia, co zrobić w takiej sytuacji. Wiedziała, że gdyby to o nią chodziło,
Harry od razu zacząłby mówić i pocieszać ją na wszystkie możliwe sposoby, ale
to nie było w jej stylu. Bolało ją patrzenie na cierpiącego Harry’ego, ale
jednocześnie nie potrafiła odnaleźć tego uczucia wewnątrz siebie. Tak, jakby
tylko i wyłącznie naturalny instynkt podpowiadał jej, że tak właśnie powinna
się teraz czuć.
W końcu
zdecydowała się nie otwierać ust i po prostu sięgnęła po rękę Harry’ego.
Chciała uścisnąć jego dłoń, przekazać mu w ten sposób, że jest przy nim. Ale
chłopak ku jej zaskoczeniu od razu odsunął się od niej i odwrócił wzrok.
- Nic nie
powiesz? – zapytał, a w jego głosie dźwięczała wyraźna uraza i rozdrażnienie.
Fay przełknęła ślinę. Chciała przeprosić, ale nie wiedziała jak. – No jasne.
Jedyne co potrafisz robić to użalać się nad sobą. Szukasz ludzi, którzy by ci
współczuli, a potem udajesz, że wcale ich nie potrzebujesz…
- Nie mów tak
– przerwała mu Fay. Jego słowa bolały jak igły wbijane prosto w serce.
- A więc jak
mam mówić?! – Harry podniósł głos, posyłając jej rozdrażnione spojrzenie. –
Fay, nie mówię, że to, przez co przeszłaś, to pestka, ale ja naprawdę starałem
się ci pomóc. Robiłem co mogłem. A teraz…
- Przepraszam…
- Fay spuściła głowę. Czuła jak czerwienią się jej policzki, ponieważ
wiedziała, że każde słowo chłopaka jest prawdą. Udawała silną, a jedyne czego w
rzeczywistości pragnęła to wieczne współczucie. Lubiła robić z siebie ofiarę.
- Powiedź mi
coś, Fay. Po co mnie tu trzymasz, co?
- Słucham?
- Po co
chciałaś, żebym został? Najpierw kłóciłaś się z moją mamą, bo nie potrzebowałaś
nikogo, a potem nagle zmieniłaś zdanie? Nie uwierzę, że nagle tak to sobie
uświadomiłaś!
- Harry… -
zawahała się Fay, gdy nagle uświadomiła sobie, że nie wie, co mu powiedzieć. W
sumie, odpowiedź była prosta, ale zbyt bolesna dla chłopaka, by mogła mu ją
teraz przekazać.
- Czy to
dlatego, że ten cały Liam wyjechał? – zapytał nagle Harry, a Fay podniosła
niespodziewanie głowę, patrząc się na niego szeroko otwartymi ze strachu
oczami.
Patrzyła się
na niego w milczeniu, modląc się, by skończył ten temat. By zapomniał.
- Odpowiedz
mi, Fay! Czy jestem tylko zamiennikiem? Pożegnasz się ze mną, kiedy wróci Liam?
Pokręciła
głową, a niekontrolowane łzy zbierały jej się w kącikach oczu.
- Nie, Harry.
Nie mogę ci odpowiedzieć! – jęknęła, chociaż oboje znali już prawdę. Harry
wyraził się wystarczająco jasno, a Fay nie potrafiła zaprzeczyć.
- Tak myślałem – mruknął.Siedzieli przez chwilę w milczeniu. On oddychając ciężko ze zdenerwowania, ona pociągając cicho nosem i ścierając łzy. Nie chciała się z nim teraz rozstawać. Im dłużej myślała o ich kłótni, tym szybciej dochodziła do wniosku, że powoli granica pomiędzy miłością do Liama, zaczęła zacierać się z granicą miłości do Harry’ego. Jeden stał się dla niej równie ważny, jak drugi. Z tym jednym wyjątkiem, że Harry był tutaj obok, zaraz przy niej. A Liam gdzieś daleko, za horyzontem spokojnego morza.
- Tak myślałem – mruknął.Siedzieli przez chwilę w milczeniu. On oddychając ciężko ze zdenerwowania, ona pociągając cicho nosem i ścierając łzy. Nie chciała się z nim teraz rozstawać. Im dłużej myślała o ich kłótni, tym szybciej dochodziła do wniosku, że powoli granica pomiędzy miłością do Liama, zaczęła zacierać się z granicą miłości do Harry’ego. Jeden stał się dla niej równie ważny, jak drugi. Z tym jednym wyjątkiem, że Harry był tutaj obok, zaraz przy niej. A Liam gdzieś daleko, za horyzontem spokojnego morza.
- W radiu
mówili dzisiaj, że statek handlowy „Anabelle” przypływa dzisiaj do portu w
Brighton na jedną noc. Czy to nie tam pracuje Liam? – Harry nie patrzył się na
nią, chociaż wiedziała, że z całych sił chciałby poznać jej reakcje na własne
słowa.
- Nie wiem,
bardzo prawdopodobne. A czy ten statek wypływał niedawno z tego samego portu? –
zapytała Fay, starając się ukryć nadzieję, która powoli rodziła się w jej sercu
na myśl o ponownym spotkaniu Liama.
- Z tego co
wiem, to tak. Dlatego pomyślałem, że moglibyśmy wybrać się na spacer do miasta.
Zobaczyć, czy Liam przypłynął z innymi marynarzami.
Fay popatrzyła
na Harry’ego w niemym zdziwieniu.
- Chcesz iść
ze mną? – zapytała się go.
- Skoro jest
on dla ciebie taki ważny. – Wzruszył ramionami. Fay uśmiechnęła się do siebie
pod nosem, chociaż łzy nie zdążyły jeszcze wyschnąć na jej policzkach. Harry
nadal wydawał się zdenerwowany, ale Fay wiedziała, że wciąż mu na niej zależy.
Nie proponowałby przecież czegoś takiego, gdyby było inaczej.
Objęła go
mocno za szyję i przytuliła się do niego. Wciąż siedzieli nad klifem więc było
to ryzykowne, ale gdy tylko Harry przełamał się i w końcu oplótł dłonie wokół
jej talii, poczuła się bezpiecznie. Przycisnął ją do swojej piersi i schował
twarz w jej włosach.
Mogła pomyśleć
o tym od początku. Mogła od razu po prostu go przytulić i powiedzieć, że
wszystko będzie dobrze. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Dlaczego nie
pomyślała, że jedyne, czego potrzebował Harry była odrobina miłości?
- Oh, Fay… -
mruknął, chociaż jej włosy zniekształciły jego słowa.
- Tak? –
zapytała, poruszając dłonią od szyi do czubka jego głowy w uspokajającym
geście.
- Nie, nic.
Nieważne – szepnął i przytrzymał ją jeszcze mocniej.
- Na pewno?
- Tak. Chodźmy
już do tego miasta. Nie wiem, o której ma przypłynąć ten statek.
Okazało się,
że statek z marynarzami przypłynął o świcie i kiedy przybyli do portu tylko
kilku nielicznych mężczyzn kręciło się jeszcze wokół towarów transportowanych
do Anglii. Harry popatrzył się na nich z rezygnacją, ale Fay nie traciła
nadziei. Podeszła do jednego z nich, średniego wzrostu blondyna o intensywnie
niebieskich oczach.
- Przepraszam,
czy zna pan Liama? Pracował na tym statku – zwróciła się do mężczyzny.
- Panienko,
pływam tym statkiem od roku i nigdy nie było na nim żadnego Liama – odezwał się
blondyn z wyraźnym, irlandzkim akcentem. Dopiero teraz zauważyła, że musiał być
niewiele starszy od niej.
- Jesteś tego
pewien?
- W stu
procentach. Znam wszystkich pracowników, zajmuję się szkoleniem nowych, wiec
nawet gdyby ktoś niedawno dołączył do załogi, na pewno bym go kojarzył. –
Blondyn zerknął na Fay i powoli pokiwał głową.
- Ach… -
szepnęła pod nosem.
- A nie wiesz,
czy wypływały stąd ostatnio jakieś inne statki? – odezwał się Harry, próbując
wyciągnąć od marynarza więcej informacji.
- „Anabelle”
to jedyny handlowiec, który w ciągu lata przypływa do Brighton z towarem. To
jedyne co wiem – nie mamy konkurencji.
- W porządku.
Dziękuję za informację – wydukała szybko Fay i odeszła na kilka metrów od blondyna,
nie patrząc nawet, czy Harry podąża za nią. Okazało się, że był tuż przy jej
boku.
- A może Liam
nie płynął handlowcem? – dopytywał się Harry. – Może wstąpił do marynarki
wojennej, albo coś w tym stylu?
- Myślisz, że
rekrutowaliby mężczyzn do wojska bez ogłaszania tego gdziekolwiek? Musiałaby
się przecież toczyć wojna, żeby tak po prostu brali ludzi z ulicy, bez żadnego
szkolenia. Z resztą… Ciebie też by wtedy zgarnęli – mruknęła Fay, wykluczając
od razu pomysł Harry’ego.
- Niby racja –
przyznał. – Ale Liam nie mógł przecież tak po prostu wyparować!
Nagle ją
oświeciło.
- Harry. Co
było na tej kartce? – Zrobiło jej się niepokojąco gorąco.
- Słucham?
- Ta kartka,
którą znalazłam w nocy w pokoju Meg. Kompletnie o niej zapomniałam! Na pewno
była na niej jakąś wskazówka!
Zaczęła biec w
stronę głównej drogi, którą zawsze wracała do domu. Od portu dzieliło ją
dokładnie pięć kilometrów, ale planowała przebiec ten dystans i jak najszybciej
dostać się do notatki.
- Fay!
Spokojnie! – krzyknął za nią Harry i w kilka sekund ją dogonił. Nie próbował
jednak jej zatrzymać. Jedynie biegł tuż obok.
- Może Liam
wrócił i zostawił dla mnie wiadomość? Może to właśnie było na tej kartce?
- To by
oznaczało, że to Liam skrzywdził Blair – warknął Harry, chmurząc się momentalnie.
- Masz rację.
Liam nie byłby do tego zdolny – wysapała, powoli zwalniając bieg. Nie
przebiegła jeszcze nawet jednej dziesiątej dystansu, a już czuła, że nogi
odmawiają jej posłuszeństwa. Nie była przyzwyczajona do wysiłku fizycznego. –
Więc może ktoś porwał Liama zanim zdążył odpłynąć na statku i zostawił mi
jakieś wskazówki jak go znaleźć? Albo zapłacić okup? Sama już nie wiem…
- Najpierw
musimy zobaczyć tę kartkę. Potem zaczniesz snuć teorie, okay? – starał się
uspokoić ją Harry. W końcu Fay zwolniła i przeszła w szybki chód. Jej płuca
otrzymywały za mało powietrza.
- Jestem taką
idiotką. Jak mogłam o tym zapomnieć?! – mruczała do siebie pod nosem, a Harry
tylko szedł obok niej, uśmiechając się krzywo, kiedy widział, jak dziewczyna
się denerwuje. Nie próbował już nawet jej uspokajać. Po prostu obserwował.
Dotarli do
domu przed zmierzchem i mijając zaskoczoną ciotkę Georgię, pobiegli do sypialni
Fay, gdzie w szufladzie szafki przy łóżku leżał duży, rzeźnicki nóż i mały
skrawek papieru z wąską, podłużną dziurą po ostrzu na środku. Fay spojrzała na
tekst, napisany staranna, pochyłą czcionką.
„Podobno nie chciał odjeżdżać”
- Podobno nie
chciał odjeżdżać? – przeczytał Harry. – Co to ma niby znaczyć.
Fay usiadła na
łóżku, wpatrując się w milczeniu w notatkę. W jej głowie kłębiły się tysiące
myśli, ale żadna z nich nie chciała połączyć się z drugą i utworzyć spójnej
całości. Nie chciał odjeżdżać…
- To znaczy… -
zaczęła, ale zawahała się w obawie, że jeśli wypowie te słowa na głos, dopiero
wtedy staną się rzeczywistością – że Liam nigdy nie wyjechał.
Harry
popatrzył na nią szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami.
- Co masz na
myśli? – Zmarszczył brwi. – Przecież mówiłaś, że pożegnał się z tobą.
Powiedział, że wypływa statkiem…
-
Najwidoczniej mnie okłamał. – Fay wciąż nie mogła się zebrać, żeby spojrzeć
Harry’emu w oczy, ale czuła jego wzrok na sobie. Miała ochotę wygonić go teraz
z pokoju i przemyśleć to w samotności, ale nie mogła tego zrobić. Nie po tym
wszystkim przez co ostatnio przeszedł. Przez co oboje przeszli.
Liam nigdy w
życiu jej nie okłamał. Jeśli po tej ziemi chodził ktokolwiek, kto był w stu
procentach szczery z Fay, był nim właśnie Liam. Tym bardziej trudno jej było
oswoić się z tą myślą. Wiedziała, że zostało jej tylko jedno wyjście.
Wstała z łóżka
i podeszła do drzwi, zatrzymując się z dłonią zaciśniętą na klamce. Odwróciła
głowę w stronę Harry’ego.
- Liam mieszka
w domu niedaleko głównej drogi do Brighton. Opowiadał mi kiedyś jak tam dojść –
odezwała się szybko, jak gdyby po raz pierwszy w życiu kończył jej się czas.
Jak gdyby Liam miał zniknąć na zawsze, jeśli nie dotrze w porę do jego domu. –
Idziesz?
Chłopak
jedynie kiwnął głową i przepuścił ją w drzwiach, w drodze na zewnątrz. Nie
zadał żadnego z pytań, które teraz nękały jego myśli. Dlaczego Fay opowiadała o
domu przyjaciela, jak gdyby nigdy nie widziała go na oczy, tylko znała z
opowieści? Dlaczego nagle stwierdziła, że Liam nie mógł wyjechać? Najważniejsze
pytanie nie było jednak skierowane do Fay – Dlaczego Liam nie odezwał się do
dziewczyny, skoro podobno tak bardzo ją kochał?
Pogodzenie się
z faktem, że jest się drugim wyborem przyszło Harry’emu z wielkim trudem, ale
potrafił sobie z tym poradzić, ponieważ nigdy tak naprawdę nie czuł obecności
Liama. Nie potrafił rozpoznać zagrożenia z jego strony. Ale teraz… Teraz, kiedy
mogło się okazać, że przyjaciel Fay przez cały ten czas tylko się ukrywał. Czy
Fay zostawi go, gdy odnajdzie przyjaciela?
Rzeczywiście,
od głównej, asfaltowej drogi prowadzącej do Brighton odchodziła wąska dróżka,
wyglądająca, jak gdyby dawno nikt z niej już nie korzystał. Gęste jeżyny
zdążyły już pokryć większą część trasy, a drzewa zamknęły się ciasno nad
przejściem, zamykając przechodzącym dostęp do światła słonecznego. Zachód
słońca, który powoli ustępował nocnemu niebu wcale nie polepszał sytuacji.
- Jesteś
pewna, że to dobra droga? – zapytał Harry, uwalniając nogawkę spodni z
cierniowego krzaka.
- To jedyna
boczna droga w okolicy.
Wyglądała,
jakby chciała powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy jej oczom ukazał się stary, piętrowy
dom jednorodzinny z białej cegły z dachem z czerwonej dachówki i oknami
zaklejonymi taśmą izolacyjną. Cała posiadłość wyglądała na niezamieszkaną od
bardzo dawna.
- To chyba
pomyłka… - mruknął Harry pod nosem, ale dalej kroczył tuż za Fay, wpatrując się
w dom, który miał należeć do Liama. – Nikt nie mógłby mieszkać w takim czymś.
Patrz! Nawet nie ma drzwi!
Drzwi
rzeczywiście były wyrwane z zawiasów i postawione tuż za progiem, przy ścianie
oddzielającej prowizoryczny salon od kuchni. Wewnątrz brakowało mebli, a ściany
obklejone były starą tapetą przypominającą wzorem perski dywan, chociaż z
bliska wyglądały bardziej jak nieporadna plątanina linii i kresek stworzona
przez wyjątkowo kreatywnego pięciolatka. Nic nie wskazywało na ślady
jakiegokolwiek człowieka w ciągu najbliższych kilku tygodni, a może nawet i
miesięcy.
- Przy płocie jest napisane, że jest to dom numer pięć, więc dobrze trafiliśmy – powiedziała Fay, ale
jej mina zdradzała wiele wątpliwości, których dziewczyna nie chciała
wypowiedzieć na głos.
- To tu jest
płot? – Harry obejrzał się za siebie i spojrzał na zbiór desek powbijanych w
ziemie, które najwidoczniej Fay uznała za płot. – No, nie wiem. Nie podoba mi
się to.
- Musimy
znaleźć Liama…
- Naprawdę
wierzysz, że on tu jest? – Harry rozłożył ręce wskazując otaczające ich ruiny.
– Podejrzewam, że ostatnim, co tutaj się pojawiło, były dinozaury!
Może i Fay
zaśmiałaby się z żartu, którym Harry próbował rozładować napięcie, gdyby
sytuacja nie była dla niej aż tak poważna. Stali na progu domu, nie próbując
nawet wejść do środka, blokowani przez jakąś wewnętrzną siłę, która
podpowiadała im, że nie znajdą tu odpowiedzi na żadne z pytań, a jednak
przeczuwała, że jest to jej jedyna szansa.
Powoli
przekroczyła próg i rozejrzała się uważnie. Promienie zachodzącego słońca już
dawno przestały docierać do okien starego domu, do tego w środku cuchnęło
pleśnią i kurzem. W rogu pokoju stało kilka opakowań styropianu, na nich ktoś
poustawiał jakiś czas temu zakurzone butelki po piwie.
Pewnie
dzieciaki zrobiły tu sobie miejsce do imprez – pomyślał Harry, chociaż nie
wypowiedział tych słów na głos, bo wiedział, że Fay wciąż wierzy, że znajdzie
tutaj Liama. On nie miał już żadnych złudzeń. Ten dom był tak pusty, jak puste
było serce jego matki po śmierci ojca.
- Ja pójdę
popatrzeć na górze, a ty poszukaj tutaj, dobrze? – zwróciła się do niego Fay.
- Myślisz, że
te schody są bezpieczne? – zapytał, zerkając w kierunku wejścia na górę. Nie
bał się opuszczonych posesji, ale też nie ufał starej konstrukcji i mrokowi,
który powoli opanowywał to miejsce.
- Są
wybetonowane – powiedziała dziewczyna, stawiając jedną stopę na pierwszym
stopniu, żeby sprawdzić jego stabilność. – W razie czego będę krzyczeć.
Harry próbował
wygiąć usta w uśmiechu, ale nie potrafił się nawet do tego zmusić. Minął Fay i
zajrzał do kuchni, gdzie kilka drewnianych szafek bez drzwiczek stało w rzędzie
pod ścianą, ukazując puste póki i kilka butelek na blatach z niepewnie
wyglądającą substancją w środku.
Następnie
przeszedł do małego pomieszczenia przy kuchni, gdzie nie znalazł niczego poza
zdechłą myszą i starym trampkiem bez sznurówek, a na końcu zajrzał do pokoju,
który mógłby służyć jako sypialnia dla gości, gdyby ktokolwiek raczyłby go
umeblować w ten sposób. Na samym środku leżał podarty i brudny materac, otoczony
murem z butelek, a pod ścianą ktoś kreatywny postawił starą ramę na zdjęcia z
namalowanym męskim członkiem.
Harry
przekręcił oczami, wzdychając nad głupotą nieznanych mu artystów i wszedł z
powrotem do salonu, gdzie już czekała na niego Fay, patrząc się w podłogę
martwym wzrokiem.
- Nie
znalazłeś go, prawda? – zapytała. Chłopak jedynie pokręcił głową, nieświadomy,
że przecież dziewczyna i tak na niego nie patrzy. – Wiesz… przez chwilę
wydawało mi się, że może Liam tylko tak sobie ze mną pogrywa. Sprawdza, jak
długo potrafię sobie bez niego poradzić, albo coś w tym stylu. Potem
pomyślałam, że może ktoś siłą zmusił go do zostania. Może zostawił go tutaj
związanego, albo nawet martwego? Ale nigdzie go nie ma…
- Dopóki nie
dowiemy się wszystkiego, nie możesz mówić takich rzeczy – zganił ją Harry,
przerażony sposobem myślenia dziewczyny. – Mogliśmy pomylić domy, Liam mógł
wsiąść na inny statek… Może ta notatka nawet nie dotyczyła jego? Może musimy
jakoś głębiej ją zanalizować?
- Harry,
przestań się łudzić – jęknęła Fay, osuszając luźno ręce, jak gdyby już się
poddała. – Oboje wiemy, że od dawna wszystko jest tu nie tak. Najpierw ktoś
zabija moją siostrę, potem włamuje się do mojego domu, potem rani twoją
siostrę, a teraz jeszcze zabiera mi jedynego przyjaciela, który mi pozostał.
- Nie
jedynego…
- To jeszcze
gorzej! To znaczy, że ty będziesz następny! – krzyknęła Fay łamiącym się
głosem. W mroku Harry mógł jedynie domyślać się, że ponownie zaczęła płakać. –
Ktoś po kolei zabiera mi wszystkich, którzy kiedykolwiek byli dla mnie ważni i
jeśli chociaż trochę zależy ci na swoim życiu to radzę ci wyjechać jak
najszybciej. Póki jeszcze możesz…
- Nie.
- Harry…
- Nie wyjadę.
Nie teraz. To nie mi ktoś grozi, tylko tobie – powiedział stanowczo, robiąc
krok w jej stronę. – Więc najgłupszym, co mógłbym teraz zrobić, byłoby
zostawienie cię samej sobie!
Zapadła chwila
pełnego napięcia milczenia, podczas której dwie postacie przecinały
spojrzeniami ciemność, starając się odczytać swoje myśli.
- Zostanę i
pomogę ci znaleźć mordercę Meg i tego włamywacza. To już nie jest tylko twoja
sprawa, ten gość zadarł również z moją rodziną. Ja też chcę się zemścić. –
Kończąc zdanie chłopak praktycznie warczał, zaciskając mocno szczęki. Fay
patrzyła się na niego w milczeniu, a w jej oczach powoli rodziło się coś na
kształt podziwu.
______________________________________
Czytam - Komentuję
Doceniam każdą opinię, jeśli ma więcej niż dwa zdania pojedynczo złożone ;)
Przepraszam, że na rozdział trzeba było tak długo czekać, ale mam nadzieję, że jesteście po nim zadowoleni/zadowolone ;)
Cholera! Jaki zajebisty rozdział Ci wyszedł, zresztą jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńCo Ty kombinujesz z tym Liamem, mam wrażenie, że ktoś go porwał przed jego wyjazdem. Czy to jednak Liam jest tym podejrzanym? Czy to on mógł skrzywdzić Meg i siostrę Harrego? Czy mógł grozić Fay i włamać się do niej? Sama nie wiem, wydaje mi się to wszystko dziwne. Ten dom, w którym rzekomo mieszkał, jego dziwne zachowanie kiedy wyjeżdżał, cholera no! Teraz dałaś mi do myślenia i cały wolny dzień będę snuć teorie:)
No i Harry, już wiemy że czuje do Fay coś więcej niż przyjaciel, prawda?
A i co się stało z doktorem Louisem? Śmierdzi mi to wszystko i to na kilometr.
Ale, uwielbiam takie historie i jestem Ci bardzo wdzięczna za to, że taką piszesz, wspaniale Ci to wychodzi i powtórzę raz jeszcze, że chętnie kupiłabym Twoją książkę. A i jeszcze jedno, w profilu masz takie zdanie "Udaję, że umiem pisać" O nie, nie, nie! Tu się mylisz, piszesz bardzo dobrze, składnie i na prawdę można się zatracić w Twoich słowach. I takiego talentu nie jedna osoba Ci zazdrości, ja zazdroszczę :D
No dobra, kończ swoje wypociny i czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam Asiek:*
Boże, Asieeeek :'( Płaczę...
UsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję! :* <3
Absolutnie nie jestem zaskoczona pretensjami Harry'ego. Na jego miejscu poczułabym się podobnie. Faith przeżyła ogromną tragedię, której konsekwencje ciągną się za nią do tej pory. Jest mi jej żal, ale powinna nareszcie zrozumieć, że Harry'emu naprawdę na niej zależy i docenić go. Chłopak również przeżywa ciężkie chwile związane z jego siostrą.
OdpowiedzUsuńTeraz jeszcze Liam zniknął. Nie wiem, co o tym myśleć. Jestem przerażona tak jak Fay. Nie dość, że najprawdopodobniej coś złego stało się jej przyjacielowi to w dodatku Harry również jest zagrożony.
Męczy mnie zastanawianie się nad tym kto jest włamywaczem, a kto mordercą, bo nic nie mogę wymyślić. Kto może aż tak bardzo jej nienawidzić, że niszczy jej życie?
To okropne i mam nadzieję, że Liamowi nic nie będzie. Niech jak najszybciej się to wszystko wyjaśni, bo oszaleje razem z Faith.
Swoją drogą zabrakło mi tutaj doktora Louisa, bo lubię jego postać :)
Całuję <3
[gotta-be-you-darling]
@Gattino_1D
Zastanawiałam się właśnie, czy w ogóle jeszcze dodawać wątki z doktorem, skoro umowa pomiędzy Fay a ciotką praktycznie wygasła, ale widzę, że jednak dużo osób chce jeszcze o nim poczytać, więc wydaję mi się, że moooooże będzie coś o nim w następnym rozdziale :P
Usuńxx
Byłoby świetnie. Romans z doktorem mnie kręci xD Haha xd Jestem nienormalna. Ale opowiadanie genialne! <3
UsuńPodoba mi się twój styl. Jakoś przywiązałam się do twojego opowiadania i snuje domysły... od początku nie mogę przemóc mojej niechęci do Liama, choć jest raczej pozytywnym bohaterem, mam przeczucie, że coś jest z nim nie tak i nie mogę tego od siebie oderwać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Rozdział świetny! Tylko ten Liam cos mi tu nie gra! Czekam na następny!
OdpowiedzUsuńRozdział świetny! Tylko ten Liam! Coś mi tu nie gra! Czekam na następny! Weny życzę!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńA ja byłam przekonana że Liam naprawdę wyjechał! Teraz będę się głowić nad tym co mogło mu się stać i jak połączyć wszystkie elementy układanki ze sobą. Z utęsknieniem czekam na kolejny rozdział, może dostaniemy w nim jakąś wskazówkę? I cieszy mnie że Fay ma przy sobie Harrego ;)
W końcu się pojawiam. Przepraszam, że tak długo to trwało, ale ostatnio mam masę spraw na głowie i nie mam kiedy spokojnie usiąść, przeczytać, a co dopiero komentować. Ale przejdźmy do rozdziału!
OdpowiedzUsuńNa sam początek powiem, że bardzo się cieszę z jego długości. Wyszedł dłuższy niż poprzedni, więc to na plus. Fay jest bardzo specyficzną osobą, która faktycznie robi z siebie taką ofiarę losu. I w dodatku oczekuje od wszystkich tego, że będą jej współczuli. Owszem, mają czego, jednak inni również potrzebują jej wsparcia i współczucia, tak jak na przykład Harry. Wierzę, że było jej przykro i tak dalej, tylko po prostu nie potrafiła tego okazać we właściwy sposób.
Harry miał prawo poczuć się zamiennikiem Liama. To było naprawdę smutne. Ale myślę, że Liam był pierwszy i zawsze będzie pierwszy bez względu na to, co zrobił. Kompletnie zaskoczyło mnie to, że chłopaka nigdy nie było na statku. To faktycznie oznaczałoby, że nigdy nie wyjechał. W dodatku ta dziwna notatka, która na razie niczego nowego nie wniosła. Miałam nadzieję, że Liam już wyłoni się gdzieś zza ruin tego domu, a tutaj nic. Jeszcze więcej pytań się pojawiło po tym rozdziale i to tak bardzo mnie intryguje. Świetna robota, kochana!
Czekam na rozdział kolejny, mam nadzieję, że szybko się pojawi. Dużo weny życzę, ściskam mocno <3