"Blind faith, heartache
Mind games, mistakes"
Mind games, mistakes"
Fay obudziła
się o świcie i ze zdziwieniem odkryła, że deszcz przestał padać w nocy. Po raz
pierwszy od czasu zniknięcia Meg do jej pokoju wpadały delikatne, poranne
promienie słoneczne. Wstała i poszła do łazienki wziąć szybko prysznic.
Gdy wróciła do
swojego pokoju zauważyła, że Liam zostawił jej notatkę na stoliku nocnym:
„Zajmę się sprawami w krematorium. Przyjadę
wieczorem”
Odetchnęła z
ulgą. Nie chciała teraz myśleć o pogrzebie, ani o kremacji, ani o Meg. Chciała
po prostu udawać, że nic się nigdy nie wydarzyło. Że nadal żyją sobie
spokojnie, na pięknej, angielskiej wsi, pięć minut od Brighton. To było jej
życie, do którego tęskniła.
Zeszła na dół,
stawiając ostrożnie stopy na zimnej posadce, której nikt nie polerował
stanowczo za długo i weszła do kuchni, gdzie zatrzymała się gwałtownie,
wpatrując się w wysokiego chłopaka, odwróconego do niej tyłem.
Minęło
dziesięć lat. Dziesięć spokojnych lat, podczas których ani razu nie pomyślała o
tej czuprynie kręconych włosów na Jego głowie, a jednak gdy zobaczyła go w
tamtej chwili, od razu go rozpoznała. Harry przyjechał.
Stał przy
jednej z szafek i szukał czegoś w środku. Wyciągnął z niej karton z sokiem
pomarańczowym i odwrócił się, żując kawałek kanapki, którą miał w drugiej dłoni.
O mało co nie wypadła mu z ręki, kiedy zobaczył Fay, stojącą w progu i
przyglądającą mu się z uwagą.
- Cześć! –
uśmiechnął się do niej i odstawił karton na blat kuchenny. Nagle speszył się i przejechał
palcami po lokach na swojej głowie. – Eh, nie wiem, czy mnie pamiętasz… Jestem
Harry.
Podszedł do
niej i wyciągnął rękę, patrząc się jej prosto w oczy. Mimo, że spojrzenie miał
przyjazne, krępowało Fay. Tego też w nim nie lubiła. Zawsze utrzymywał ten
niezręczny kontakt wzrokowy podczas rozmowy.
- Pamiętam –
powiedziała, ignorując jego wyciągniętą dłoń. Przeszła obok niego i wyciągnęła
z dolnej szafki miskę na płatki, po czym nalała do jednej z nich zimnego mleka,
które już stało na blacie.
- Wiem, że
musi ci być teraz bardzo ciężko… - zaczął Harry, odwracając się za nią.
Próbował zrzucić winę za jej niekulturalne zachowanie na wszystko to, przez co
ostatnio przeszła. Fay nie próbowała wyprowadzić go z błędu. Może, jeśli
poudaje jeszcze trochę załamaną psychicznie, bezbronną dziewczynkę, ludzie w
końcu zostawią ją w spokoju. Przecież nie prosiła nikogo o słowa współczucia.
Wrzuciła garść
płatków do mleka i podniosła miskę, zatapiając w niej dużą łyżkę. Chciała wyjść
z kuchni, ale Harry wciąż stał w progu. Dokładnie w tym samym miejscu, w którym
ona znajdowała się jeszcze minutę temu.
- Blair też przyjechała?
– zapytała się Fay, mieszając łyżką w płatkach. Harry kiwnął głową, uśmiechając
się pod nosem. Był zadowolony, że dziewczyna podjęła jednak z nim rozmowę.
- Oboje
przyjechaliśmy wczoraj wieczorem. Mamy sypialnie obok twojej.
Wspaniale.
Fay udawała,
że jest jej to obojętne, ale z drugiej strony nie mogła zmusić się do
uprzejmego uśmiechu, słysząc jego słowa. Jedyne, czego pragnęła, to odrobina
prywatności i, o ile ciotka Georgia nie wpychała się z butami do jej sypialni,
Fay była przekonana, że Harry przynajmniej spróbuje to zrobić.
- Podoba ci
się tutaj? – zapytała, szukając tematu, który mógłby go znudzić i sprawić, że
odpuściłby sobie dalszą rozmowę.
- Dom jest
piękny. Chociaż nie mam pojęcia, jak mogłaś tu wytrzymać sama z siostrą, jak
dla mnie jest za duży nawet dla czteroosobowej rodziny. Ma chyba z pięćset
sypialni!
- Niestety
tylko siedem, ale to i tak niezła liczba, prawda? – Fay spuściła wzrok na blat,
kiedy uświadomiła sobie, że mimowolnie uśmiechnęła się do Harry’ego, co
wyraźnie poprawiło mu humor.
- Siedem… To
tak na szczęście?
- Sama nie
wiem. Może. – Wzruszyła ramionami. – Nie wiem, kto projektował ten dom, ale
może był przesądny…
- Jak to? Nie
wiesz, kto go zaprojektował? – Harry popatrzył się na nią szeroko otwartymi
oczami ze zdziwienia. Fay zmarszczyła brwi i popatrzyła się na niego w
konsternacji, oczekując wyjaśnień. – Mój tata był architektem.
Fay zamarła z
łyżką miękkich płatków w połowie drogi do jej ust. Mąż ciotki Georgii zaprojektował
ten dom? Czy to dlatego kobiecie tak bardzo zależało na nim? Czy dlatego
uważała, ze ma do niego większe prawa niż Fay czy Meg? To niedorzeczne!
Harry odsunął
się od drzwi, podchodząc do blatu, gdzie czekała na niego miska, płatki i
mleko. Fay skorzystała z okazji i wyszła z kuchni, kiedy brunet zaczął
przygotowywać sobie śniadanie. Poszła do małego salonu z książkami i dokończyła
jedzenie.
Zastanawiała
się, ile Liamowi może zająć załatwienie wszystkich spraw na mieście i czy wróci
przed kolacją. Dzisiaj i tak będzie musiała ugotować większy obiad niż zwykle,
ponieważ miała trzech dodatkowych współlokatorów, więc równie dobrze może
poprosić przyjaciela, żeby zjadł z nimi.
Jednak Liam
pojawił się już około dwunastej w podłym nastoju. Wyminął na korytarzu
Harry’ego, jak gdyby chłopak w ogóle nie istniał i od razu skierował się do
sypialni Fay. Brunetka siedziała w dużym fotelu pod oknem, przeglądając jakąś
książkę ze starymi baśniami. Rzuciła mu pytające spojrzenie, kiedy pojawił się
w progu.
- Przepraszam
Fay, ale nie mogłem nic zrobić. Ci wszyscy urzędnicy są tak uparci! – mówił, co
chwila zaciskając szczękę ze złości. – Powiedzieli mi, że skoro nie jestem
opiekunem Meg, ani członkiem jej rodziny, nie mam do niej dostępu.
- W porządku,
nic się nie stało – zapewniła go Fay, zamykając książkę. – Pojedziemy tam
razem.
Paraliżujący
ból przeszył jej klatkę piersiową w okolicach serca, gdy tylko wypowiedziała te
słowa. Jedynym, co ją pocieszało w tej chwili, był fakt, że będzie z nią Liam.
Może to pomoże jej jakoś się uspokoić. Wyjechali starym Fordem Anglią
dwadzieścia minut później.
Wizyta w
prosektorium wyssała z Fay wszelkie emocje. Do końca dnia chodziła po domu jak
warzywo i nawet, kiedy Liam powiedział jej, że musi już iść do domu, nie zareagowała
na jego słowa. Po prostu siedziała w małym saloniku i patrzyła na starą,
obrośniętą bluszczem altankę. Zastanawiała się, dlaczego nikt jej nigdy nie
doprowadził do porządku, przecież mogłaby być uroczym miejscem do spędzania
słonecznych popołudni.
Gdy jej
przyjaciel wychodził, ściskając jej ramię na pożegnanie, usłyszała jeszcze, jak
szepcze coś za drzwiami do Harry’ego. Chociaż była świadoma obecności
przyszywanego kuzyna, ignorowała go przez cały czas. Nie przeszkadzał jej,
kiedy tak stał. Wystarczyło tylko, by się nie odzywał, a już łatwiej jej było
go znieść.
Jednak Harry
wszedł do saloniku za Liamem i zamknął drzwi. Fay przeczuwała, że chłopak długo
nie będzie się powstrzymywać przed rozpoczęciem rozmowy, więc postanowiła
patrzeć się w kompletnie innym kierunku.
- Jak się
czujesz? – zapytał po dosłownie trzech sekundach stania obok niej. Nie
zaproponowała mu, żeby usiadł. Nie popatrzyła się na niego. Nawet nie drgnęła,
kiedy się odezwał. Chciała zostać teraz sama.
- Rozumiem, że
jest ci teraz trudno, ale zamykanie się w sobie nie pomoże ci rozwiązać
wszystkich twoich problemów, wiesz? – Harry usiadł na kanapie obok niej,
zasłaniając jej okno, przez które wyglądała. Spuściła wzrok na wełniane
skarpetki, które miała na stopach. Chłopak wyciągnął szyję i praktycznie
położył głowę na jej nogach, by w końcu na niego spojrzała, ale Fay przekręciła
oczami i westchnęła z irytacją, patrząc się w sufit.
- Rozmowa z
tobą też jakoś niespecjalnie mi pomaga – mruknęła, w końcu zdobywając się, by
na niego spojrzeć. Jego duże, zielone oczy badały jej twarz w skupieniu. Nie
było to spojrzenie, które posłał jej detektyw Millan, kiedy z nią rozmawiał.
Nie patrzył na nią również w ten sam sposób, w jaki robił to Liam, gdy chciał
wybadać, jak się czuję. Harry ją czytał. Zaglądał znacznie głębiej niż sięgała
zieleń jej tęczówek.
- Skąd wiesz,
skoro jeszcze nie spróbowałaś ze mną porozmawiać? – uśmiechnął się przyjaźnie,
ukazując rząd białych zębów. Mimo jego szczerych chęci, Fay nie potrafiła nawet
zmusić się, by odwzajemnić uśmiech. – Może, jeśli wszystko mi opowiesz, jakoś
ci to pomoże.
- A może –
zaczęła Fay, naśladując jego ton głosu – ja wcale nie potrzebuję pomocy…
Podniosła
brwi, oczekując na jego odpowiedź, ale ten, ku jej zaskoczeniu, tylko zaśmiał
się i wyciągnął do niej ręce. Zamarła na chwilę, nie wiedząc, co chłopak
próbuje zrobić, po czym zesztywniała, kiedy Harry objął ją w silnym, męskim
uścisku, przyciskając ją do siebie.
- Harry! –
Próbowała się wyrwać, ale chłopak nawet nie drgnął. Chciała przecisnąć się
pomiędzy jego ramionami, ale na niewiele jej się to zdało. Harry przytulał ją
do siebie, kładąc swój podbródek na jej głowie.
Fay poddała
się po długiej chwili i po prostu siedziała bez ruchu, opleciona ramionami
Harry’ego. W końcu zaczęła odczuwać więcej. Ciepło jego klatki piersiowej, jego
spokojny oddech w jej włosach, duże dłonie przygarniające ją do niego. Nawet
nie wiedziała kiedy tak naprawdę oparła się o chłopaka i z głową schowaną
pomiędzy jego ramionami zamknęła załzawione oczy.
- Harry… - zaczęła
mówić i nagle przerwała, słysząc, jak płaczliwie brzmiał jej głos. – Ja tylko
chciałam być silna.
- Jesteś
silna, Fay. Nikt przecież nie mówi, że jest inaczej – zapewnił ją Harry.
- Ciotka
Georgia nie wydaje się być przekonana…
- Nie wmówisz
mi, że naprawdę liczysz się z tym, co ona mówi – zaśmiał się Harry ochryple. –
Od lat nikt jej nie słucha.
Fay
uśmiechnęła się pod nosem, gdy uświadomiła sobie, że nawet syn ciotki Georgii
ma o niej złe zdanie.
- Ale gdybym
była tak silna, jak bym chciała być, nie przytulałbyś mnie teraz – mruknęła Fay
i potarła dłonią swoje ramię, czując gęsią skórkę pod palcami.
Harry zamilkł
na chwilę, myśląc nad czymś gorączkowo. Wyglądał, jakby wahał się przed
powiedzeniem czegoś, jednak w końcu zaryzykował i odezwał się cicho i powoli,
sprawdzając każde swoje słowo.
- Nie powiem,
że jest mi przykro z tego powodu…
ojejku *.* ale cudowne zakończenie! to opowiadanie coraz bardziej zaczyna mi się podobać! jak Liam wrócił miałam jakieś głupie przeczucie, że ciało Meg zniknęło [za dużo CSI] no nic, całe opowiadanie jest fantastyczne i z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
xoxo
powiem szczerze, że mnie zaskoczyłaś. sama uwielbiam kryminały i thiller'y, więc masz mnie totalnie. :) fabuła nieoczywista i nieoklepana, jest cudownie.
OdpowiedzUsuńChyba pierwszy raz od dawna spotkałam się z tak zawiłą, ale zarazem interesującą fabułą. Wciągnęłam się całkowicie, a to dopiero trzeci rozdział. Bardzo mnie zaciekawiłaś, nie ma innej opcji - będę zaglądała tutaj częściej i na bieżąco śledziła losy bohaterów. Pozostaje mi życzyć powodzenia i czekać na kolejny rozdział. :)
OdpowiedzUsuńW wolnym czasie zapraszam do siebie:
http://inferno-fanfiction.blogspot.com/ :)
Witam! Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału. Przeczytałam go już dawno, ale wtedy jakoś nie miałam czasu skomentować i tak zwlekałam aż do teraz.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawsze. Na prawdę bardzo mi się podoba. Na początku bardzo ubolewałam, że zrezygnowałaś z tematu hp, ale po części Cię rozumiem. Coraz trudniej jest wymyslić coś oryginalnego i ciekawego w tym temacie, chociaż twój blog był bardzo oryginalny. Mimo wszystko rozumiem, że mogło się to już przejeść. Na tym blogu rozkwitasz. Każde zdanie czyta się z prawdziwą przyjemnością. Twoi bohaterowie żyją. Czytając niemal widzę obrazy pojajwiające się przed moimi oczami.
Na razie ciężko cokolwiek stwierdzć, ale chyba polubię Harrego ( i to nie dlatego, że ma oczy i imię jak Harry Potter), wydał mi się bardzo pozytywną postacią, a jego uśmiech zmiękczył mi serce ( przynajmniej ten, który sobie wyobraziłam :] )
Współczuje Fay, że musi zmagać się z tym wszystkim. Bardzo dobrze opisujesz jej cierpienie. Nie jest tak jak na niektórych blogach, że autorki na siłę chcą wciskać w swoje opowiadania jakieś traumatyczne zdarzenia ( no bo przecież nie może być za nudno), które po ich bohaterach spływają jak po kaczce. U Ciebie jest całkowicie inaczej co bardzo mi się podoba.
Bardzo ciekawi mnie kto okaże się mordercą oraz co tak naprawdę kieruje ciotką, która chce odeprać dom Fay. Czy na prawdę chodzi o to, że to jej mąż go zaprojektował czy ma może jakieś ukryte motywy.
Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział :) Pozdrawiam serdecznie :)) Agnes
Super opowiadanie. Takie... skomplikowane. Coś co lubię :D. Mam nadzieję, że szybko nn. Życzę duuużo weny i zapraszam do siebie http://historiataylor.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Z poprzedniego opisu Harry'ego miałam do niego jakiś taki obojętny stosunek. Teraz coś drgnęło, ale nie od razu jakoś diametralnie. Zobaczymy co dalej z nim będzie. Na razie w żaden sposób (Chwała Bogu!) nie zachowuję się podobnie jak jego matka, co bardzo mnie cieszy. Jest pomocny, widać, że za wszelką cenę chce sprawić uśmiech na twarzy Fay. Wielokrotnie w tym rozdziale się zawiódł, jednak nie powinien się niczemu dziwić. Kto myślałby o uśmiechu w tak ciężkich chwilach? W dodatku, mimowolnie dziewczyna sama musiała pozałatwiać wszystkie sprawy związane z Meg, bo pomimo szczerych chęci Liama, ten nie mógł jej pomóc.
OdpowiedzUsuńNo przyznam, że zakończenie jest na prawdę cudowne! Więcej niż cudowne. Lecę czytać dalej, bo nie wytrzymam :D
OdpowiedzUsuń