"Do you feel the chill, clawing at the back of your neck?
And start to spill,
Did you really think that you could fix me?"
And start to spill,
Did you really think that you could fix me?"
Dwóch wysokich
mężczyzn usiadło na kanapie w dużym salonie. Tym, z którego okna wychodziły na
zadbany ogródek z rozkopaną rabatą z tulipanami. Ogródek, w którym ktoś
postanowił zakopać ciało dwunastoletniej dziewczynki.
- Witam, ja
jestem detektyw Millan, a to mój partner, Jack West – mężczyzna wskazał na
siebie, a potem na swojego towarzysza. - Jesteśmy tutaj z powodu morderstwa… -
zaczął detektyw, ale widząc przerażoną minę Fay, która usiadła w fotelu po ich
lewej stronie, odchrząknął i zaczął od nowa. Liam stał w progu, przysłuchując
się ich rozmowie. – Lekarz skończył już badanie ciała Meg Collins i przekazał
nam szczegółowy raport ze swojej kontroli.
Przerwał
nagle, gdy Jack West
trącił go w bok i wskazał podbródkiem na Liama.
- Przepraszam,
ale to prywatna rozmowa – powiedział, patrząc znacząco na chłopaka. Fay
odchrząknęła nerwowo.
- To mój
przyjaciel, wolałabym, żeby jednak został. – Uśmiechnęła się nieśmiało, wciąż
blada i słaba. Czuła, że w każdej chwili mogłaby zemdleć, a w takiej sytuacji
lepiej jest mieć Liama w pobliżu do pomocy. - Liam, zajmij miejsce.
Wskazała mu
fotel obok siebie i popatrzyła się wyczekująco na mężczyzn, gdy Liam siadał w
spokoju.
- Cóż –
kontynuował detektyw Millan, bardziej opalony i chudszy od swojego partnera. –
Raport wyraźnie mówi o śladach na szyi wskazujących na uduszenie. Ktoś udusił
Meg, a następnie zakopał ją pod ziemią.
Mężczyzna
przerwał na chwilę i przyjrzał się uważnie Fay, jakby badał jej reakcje. W tym
samym czasie jego towarzysz obserwował Liama. Dziewczyna poczuła się jak na
przesłuchaniu. Powróciło do niej wspomnienie dnia, w którym policja przyjechała
zabrać ciało jej siostry i musiała odpowiadać na wszystkie męczące pytania,
które tylko bardziej mąciły jej w głowie.
Przynajmniej poznała odpowiedź na jedno z
pytań: Meg nie żyła przed zakopaniem. Nie musiała cierpieć pod ziemią,
wystarczyło jej męczarni na powierzchni.
- Czym? – Zapytał
Liam, wyrywając ją z zamyślenia. Cała trójka posłała mu pytające spojrzenia. –
Czym Meg była uduszona?
- Liną –
odparł Jack. – To byłoby zbyt proste, gdyby morderca tak po prostu dał nam
swoje odciski dłoni.
- Wiecie, kto
to zrobił? – Fay zadała pytanie, którego unikała od początku, a jednocześnie
chciała już znać na nie odpowiedź. Może bała się, że gdy pozna prawdę, zechce
dotrzymać swojej obietnicy? Znajdzie mordercę jej siostry i zemści się na nim?
Detektyw
pokręcił powoli głową.
Gorzkie
uczucie zawodu przepłynęło wraz z krwią żyłami Fay. Minęła chwila, nim mogła
ponownie popatrzeć w oczy mężczyźnie.
- Po śladach
możemy tylko domyślać się, że był to mężczyzna, lub bardzo silna kobieta. A
także ktoś, kto miał dostęp do waszego ogrodu…
- Furtkę do
ogrodu łatwo przeskoczyć od strony lasu. Jest dość niska i nic jej nie strzeże
– poinformowała mężczyzn Fay. – Ma bardziej chronić przed dzikimi zwierzętami,
niż przed ludźmi.
- Rozumiem. –
Detektyw Millan kiwnął głową i złączył palce u dłoni, wpatrując się w dywan pod
swoimi stopami. – Mam jeszcze do pani kilka pytań…
- Tak?
- Czy taka
mała dziewczynka jak Meg, mogła mieć jakichś wrogów?
- Chyba
odpowiedział pan sobie na własne pytanie. To była tylko mała dziewczynka. – Fay
wzruszyła ramionami, powstrzymując drganie warg na myśl o swojej małej
siostrzyczce.
- Czy ktoś
panią odwiedzał przed zaginięciem Meg? Ktoś z rodziny, stary znajomy… może
listonosz?
- Poczta
przychodzi zawsze w sobotę – mruknęła Fay, starając się przypomnieć sobie, czy
spotykała się z kimś przed szaleństwem, w które została wplątana. – Obawiam
się, że poza Liamem nikt tutaj nie przychodził…
- Moglibyśmy
zamienić kilka słów na osobności? – Detektyw zwrócił się do Liama, patrząc się
na niego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Fay obserwowała w zaskoczeniu jak
obaj mężczyźni mierzą się wzrokiem, jak gdyby właśnie odbywali swoistą walkę na
dziwnej, niepojętej dla niej płaszczyźnie, która znana była tylko potomkom rodu
Adama.
Liam kiwnął
głową, posyłając Fay znaczące spojrzenie. Prosił ją, aby wyszła. Dziewczyna
zmarszczyła brwi, ale kiedy obaj mężczyźni siedzący na kanapie powtórzyli gest,
wstała powoli i ruszyła w stronę sąsiedniego pokoju, kuchni. Tam usiadła przy
podłużnym blacie i wyjrzała przez okno. Nieustająca mżawka wciąż przysłaniała
widoki za oknem.
Usłyszała
podniesione głosy dochodzące z salonu, a potem ktoś wstał gwałtownie,
przesuwając mebel o kilka centymetrów z głośnym zgrzytem. Liam krzyknął coś w
swojej obronie. Po tonie jego głosu rozpoznała, że musiał być naprawdę zły,
ponieważ przy niej jeszcze nigdy nie mówił w taki sposób.
Próbowała
ułożyć sobie wszystko w głowie. Zapamiętać każdy szczegół, który usłyszała od
detektywa. Wiedziała, że jedyna słuszna rzecz, jaką mogłaby zrobić w tej
sytuacji, to pogodzenie się ze śmiercią Meg, ale coś… to ponure, ciążące jej na
duszy uczucie osamotnienia nie pozwalało jej tak po prostu zapomnieć. Musiała…
chciała pamiętać Meg! Dziewczynka była jedyną osobą, którą obdarzała
bezgraniczną, odwzajemnioną miłością. Co by było, gdyby tak po prostu ją
porzuciła i ruszyła przed siebie? Czy tak postępują siostry?
- Fay! – Liam
zawołał ją z pokoju obok, więc dziewczyna szybko przeszła do niego i zobaczyła,
jak detektyw Millan oraz Jack West wychodzą frontowymi drzwiami. Jej przyjaciel
stał ze zmarszczonym ze złości czołem i przyglądał się mężczyznom. Musieli
naprawdę poważnie go obrazić.
- Ciało jest
już gotowe do kremacji – powiedział detektyw, odwracając się w progu i patrząc
prosto na Fay. Wyglądał jakby starał się kompletnie ignorować Liama. – Proszę
zgłosić się po nie jak najszybciej, panno Faith.
Zamknięcie
drzwi frontowych za mężczyznami było jak odblokowanie blokady. Wszystkie
emocje, które się w niej tłoczyły od momentu, w którym zobaczyła ich przed
swoim domem aż do teraz nagle pokazały się wyraźnie na jej twarzy. Stała się
żywym obrazem nędzy i rozpaczy. Rozdzierającego bólu, trawiącego jej dusze i sumienie.
Otworzyła
frontowe drzwi i zaczęła biec. Nie wiedziała dokąd dokładnie chciała się
dostać, ale ból w mięśniach, gdy pracowała intensywnie nad każdym, długim
krokiem, tymczasowo zagłuszał ból w jej głowie. Wiedziała, że wszystko powróci,
gdy tylko przestanie biec, więc skupiała cała swoją energię na poruszaniu się.
Ścigała się z własnymi myślami i przez chwilę nawet wydawało jej się, że
wygrywa.
W oddali
zobaczyła wyraźnie odrysowany klif na tle niespokojnego, ciemnego morza. Brzeg
był daleko, ale czuła, że uda jej się dobiec. Co więcej, nie miała ochoty się
zatrzymywać. Nawet kiedy stanie nad klifem. Nawet kiedy pod stopami zabraknie
jej już gruntu.
Skoczy.
Podjęła
decyzję.
Zawsze była
zbyt tchórzliwa, żeby spróbować, ale teraz nie miała już nic do stracenia. Nie
miała o co walczyć, od kiedy Meg przestała być jej latarnią, prowadzącą do
portu. Port zniknął.
Fay!
Usłyszała w
głowie głos Liama, ale wiedziała, że to tylko jej myśli igrają z nią sobie
teraz. Fay. Faith… Tak nazwał ją ten detektyw – panna Faith. Ostatnio ktoś do
niej się tak zwrócił, kiedy jeszcze żyli jej rodzice. Kolejna kaskada wspomnieć
zbombardowała jej wyobraźnie i przyspieszyła bieg. Zostało zaledwie dwieście
metrów.
Fay!
Pokręciła
głową. Głos Liama brzmiał niemal błagalnie. Nie chciała go słuchać. Po raz
pierwszy w życiu czuła, że podjęła właściwą decyzję, i ta świadomość dodawała
jej skrzydeł. Od zniknięcia Meg jej pierś jeszcze nigdy nie była tak lekka.
Wyobraziła sobie jak odbija się od ostatniej skały przed stromym urwiskiem i
leci w dół.
- Fay! Stój!
Przypływ
adrenaliny rozgrzał jej żyły. Nie czuła zmęczenia. Nawet słabe mięśnie
przestały być problemem, kiedy myślała o skoku. Od zawsze cierpiała na lęk
wysokości, ale to tylko sprawiało, że czuła teraz jeszcze większą ekscytację.
Zaśmiała się pod nosem. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów szczerze się
zaśmiała!
- Fay! Proszę
cię!
Niecałe
pięćdziesiąt metrów. Już widziała szarą skałę, od której będzie musiała się
odbić. Słyszała swój przyśpieszony oddech. Obok siebie zobaczyła czyjś cień na trawie
i odwróciła się spanikowana. Nie spostrzegła się, że Liam biegł tuż za nią.
Praktycznie ją doganiał, wołając, by się zatrzymała. Odmierzyła jeszcze raz
odległość od klifu w panice i zmusiła mięśnie do szybszego biegu. Musi być
pierwsza. Musi skoczyć!
Dwadzieścia
metrów. Piętnaście. Dziesięć!
Umięśnione
ramię objęło ją w pasie i dziewczyna zgięła się w pół pod wpływem siły, z jaką
Liam pociągnął ją do tyłu. Niecałe pięć metrów od linii dzielącej ją od
wolności upadła na ziemię, pociągając za sobą chłopaka. Łzy momentalnie
wypełniły jej oczy i wydała z siebie ciche jęknięcie.
- Dlaczego,
Liam?! – krzyknęła, a płacz zniekształcił jej słowa. – Byłam już tak blisko!
- Nie chcesz
tego robić – wyszeptał jej spokojnie prosto w ucho. Leżeli na mokrej od deszczu
trawie, ubrudzeni błotem od pasa w dół. Fay uderzyła Liama drobną pięścią w
tors, ale była zbyt słaba, by zadać mu jakikolwiek ból. Objął ją ciaśniej i
przytulił do własnej piersi. – Jest jeszcze tak wiele rozwiązań, Fay.
- Ale to było najprostsze
z nich wszystkich! – Ponownie wykrzyczała co myśli, po czym opadła z sił,
zanosząc się płaczem i z trudem wciągając powietrze. – Nie chcę już się tutaj
męczyć. Nie mam dla kogo…
- Zrób to dla
mnie, dobrze? – powiedział cicho, pochylając się nad jej głową, jak gdyby
zamierzał ją pocałować. Fay wstrzymała oddech, przestraszona tą myślą. – Jesteś
zbyt cenna, żebym mógł cię stracić.
Pochylił się
jeszcze niżej i pocałował jej czoło. Jak starszy brat, uspokajający spanikowane
rodzeństwo. Fay odetchnęła i przytuliła się mocniej do jego torsu. Ciężki
deszcz obmywał ich twarze, a nadmorski wiatr targał przemoczonymi ubraniami,
ale bez względu na wszystko, było jej teraz wygodnie.
Liam
zaprowadził ją do domu i dał chwilę, by przebrała się w suchsze ubrania, po
czym kazał jej położyć się do łóżka i spokojnie zasnąć, chociaż nie minęła
jeszcze siódma. Siedział przy niej, kiedy zamykała ciężkie powieki.
W nocy
wydawało jej się, że słyszy głośne pukanie do drzwi na parterze, ale wtedy
dźwięk zamienił się w część snu, w którym dwóch mężczyzn przychodziło, by
obwieścić jej, że Meg została odnaleziona cała i zdrowa i właśnie leży w swoim
pokoju na pierwszym piętrze. Liam opuścił jej sypialnię koło dziesiątej,
patrząc z satysfakcją, jak dziewczyna uśmiecha się delikatnie przez sen.
______________________________
Dziękuję za każdy komentarz :)
Ekstra, czekam na kolejny rozdział! :>
OdpowiedzUsuń*PS nie pisz ''się'' po np. ''patrzył'' ;)
coraz bardziej mnie to wciąga. :))
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że niebawem do obsady dołączy reszta chłopców. :)
Świetny rozdział! Tematyka bloga totalnie mi podpadła, a sam styl, jakim piszesz, uwiódł. Taki lekki, dalikatny. Wielki plus dla ciebie! Masz nie lada talent! Bardzo ciekawie przedstawiłaś relacje międxy Fey a Liam'em. To taka piękna, rodzinna oczywiście, miłość.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na nexta. W wolnej chwili zapraszam tutaj :
http://the-innocent-flower.blogspot.com/
http://prison-of-pain.blogspot.com/
Coraz smutniej się robi, naprawdę! Przesłuchania w dodatku po takiej tragedii zawsze są męczące. A więc Meg została uduszona? Jestem tak bardzo ciekawa, kto jej to zrobił. Tak bardzo współczuję Fay. Zupełnie nie wiem, co zrobiłabym na jej miejscu. Nic więc dziwnego, że przeszło jej przez myśl właśnie coś takiego. Miała rację - odebranie sobie życia była najprostszym rozwiązaniem, ale czy najlepszym? Dzięki Bogu Liam był blisko i nie pozwolił na ten szaleńczy wyskok. No nic, idę czytać dalej.
OdpowiedzUsuńWpadłam tu przypadkiem i zaczęłam czytać od początku. Raczej nie mam w zwyczaju pisać komentarzy do każdego odcinka wstecz, ale ten wyjątkowo mnie poruszył. Naprawdę płakałam czytając to wszystko. Umiesz wzbudzać w ludziach emocje, oj umiesz. Miałam gęsią skórkę na całym ciele, wyobrażając sobie co musiało spotkać małą Meg.. To straszne. Fay jest bardzo silna, ale i ona w końcu ma prawo nie wytrzymać.
OdpowiedzUsuńWspaniały odcinek ! :*
Idę czytać dalej :*
Przeżyłam teraz morderczy bieg razem w Fay, kiedy to mój laptop zakomunikował o niskim stanie baterii. Przez cały czas siedziałam jak na szpilkach. Opisujesz to wszystko tak doskonale, że czuję się jakbym tam była. Widzę wszystko przed oczami i przeżywam wszystko tak samo jak oni. Cudownie mieć kogoś takiego jak Liam. Jest jak anioł stróż, który pilnuje dziewczynę, żeby nic jej się nie stało. Czuwa przy niej aż zaśnie. Cudownie :)
OdpowiedzUsuń