czwartek, 19 grudnia 2013

Chapter two



"Do you feel the chill, clawing at the back of your neck?
And start to spill,
Did you really think that you could fix me?"


Dwóch wysokich mężczyzn usiadło na kanapie w dużym salonie. Tym, z którego okna wychodziły na zadbany ogródek z rozkopaną rabatą z tulipanami. Ogródek, w którym ktoś postanowił zakopać ciało dwunastoletniej dziewczynki.
- Witam, ja jestem detektyw Millan, a to mój partner, Jack West – mężczyzna wskazał na siebie, a potem na swojego towarzysza. - Jesteśmy tutaj z powodu morderstwa… - zaczął detektyw, ale widząc przerażoną minę Fay, która usiadła w fotelu po ich lewej stronie, odchrząknął i zaczął od nowa. Liam stał w progu, przysłuchując się ich rozmowie. – Lekarz skończył już badanie ciała Meg Collins i przekazał nam szczegółowy raport ze swojej kontroli.
Przerwał nagle, gdy Jack West trącił go w bok i wskazał podbródkiem na Liama.
- Przepraszam, ale to prywatna rozmowa – powiedział, patrząc znacząco na chłopaka. Fay odchrząknęła nerwowo.
- To mój przyjaciel, wolałabym, żeby jednak został. – Uśmiechnęła się nieśmiało, wciąż blada i słaba. Czuła, że w każdej chwili mogłaby zemdleć, a w takiej sytuacji lepiej jest mieć Liama w pobliżu do pomocy. - Liam, zajmij miejsce.
Wskazała mu fotel obok siebie i popatrzyła się wyczekująco na mężczyzn, gdy Liam siadał w spokoju.
- Cóż – kontynuował detektyw Millan, bardziej opalony i chudszy od swojego partnera. – Raport wyraźnie mówi o śladach na szyi wskazujących na uduszenie. Ktoś udusił Meg, a następnie zakopał ją pod ziemią.
Mężczyzna przerwał na chwilę i przyjrzał się uważnie Fay, jakby badał jej reakcje. W tym samym czasie jego towarzysz obserwował Liama. Dziewczyna poczuła się jak na przesłuchaniu. Powróciło do niej wspomnienie dnia, w którym policja przyjechała zabrać ciało jej siostry i musiała odpowiadać na wszystkie męczące pytania, które tylko bardziej mąciły jej w głowie.
 Przynajmniej poznała odpowiedź na jedno z pytań: Meg nie żyła przed zakopaniem. Nie musiała cierpieć pod ziemią, wystarczyło jej męczarni na powierzchni.
- Czym? – Zapytał Liam, wyrywając ją z zamyślenia. Cała trójka posłała mu pytające spojrzenia. – Czym Meg była uduszona?
- Liną – odparł Jack. – To byłoby zbyt proste, gdyby morderca tak po prostu dał nam swoje odciski dłoni.
- Wiecie, kto to zrobił? – Fay zadała pytanie, którego unikała od początku, a jednocześnie chciała już znać na nie odpowiedź. Może bała się, że gdy pozna prawdę, zechce dotrzymać swojej obietnicy? Znajdzie mordercę jej siostry i zemści się na nim?
Detektyw pokręcił powoli głową.
Gorzkie uczucie zawodu przepłynęło wraz z krwią żyłami Fay. Minęła chwila, nim mogła ponownie popatrzeć w oczy mężczyźnie.
- Po śladach możemy tylko domyślać się, że był to mężczyzna, lub bardzo silna kobieta. A także ktoś, kto miał dostęp do waszego ogrodu…
- Furtkę do ogrodu łatwo przeskoczyć od strony lasu. Jest dość niska i nic jej nie strzeże – poinformowała mężczyzn Fay. – Ma bardziej chronić przed dzikimi zwierzętami, niż przed ludźmi.
- Rozumiem. – Detektyw Millan kiwnął głową i złączył palce u dłoni, wpatrując się w dywan pod swoimi stopami. – Mam jeszcze do pani kilka pytań…
- Tak?
- Czy taka mała dziewczynka jak Meg, mogła mieć jakichś wrogów?
- Chyba odpowiedział pan sobie na własne pytanie. To była tylko mała dziewczynka. – Fay wzruszyła ramionami, powstrzymując drganie warg na myśl o swojej małej siostrzyczce.
- Czy ktoś panią odwiedzał przed zaginięciem Meg? Ktoś z rodziny, stary znajomy… może listonosz?
- Poczta przychodzi zawsze w sobotę – mruknęła Fay, starając się przypomnieć sobie, czy spotykała się z kimś przed szaleństwem, w które została wplątana. – Obawiam się, że poza Liamem nikt tutaj nie przychodził…
- Moglibyśmy zamienić kilka słów na osobności? – Detektyw zwrócił się do Liama, patrząc się na niego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Fay obserwowała w zaskoczeniu jak obaj mężczyźni mierzą się wzrokiem, jak gdyby właśnie odbywali swoistą walkę na dziwnej, niepojętej dla niej płaszczyźnie, która znana była tylko potomkom rodu Adama.
Liam kiwnął głową, posyłając Fay znaczące spojrzenie. Prosił ją, aby wyszła. Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale kiedy obaj mężczyźni siedzący na kanapie powtórzyli gest, wstała powoli i ruszyła w stronę sąsiedniego pokoju, kuchni. Tam usiadła przy podłużnym blacie i wyjrzała przez okno. Nieustająca mżawka wciąż przysłaniała widoki za oknem.
Usłyszała podniesione głosy dochodzące z salonu, a potem ktoś wstał gwałtownie, przesuwając mebel o kilka centymetrów z głośnym zgrzytem. Liam krzyknął coś w swojej obronie. Po tonie jego głosu rozpoznała, że musiał być naprawdę zły, ponieważ przy niej jeszcze nigdy nie mówił w taki sposób.
Próbowała ułożyć sobie wszystko w głowie. Zapamiętać każdy szczegół, który usłyszała od detektywa. Wiedziała, że jedyna słuszna rzecz, jaką mogłaby zrobić w tej sytuacji, to pogodzenie się ze śmiercią Meg, ale coś… to ponure, ciążące jej na duszy uczucie osamotnienia nie pozwalało jej tak po prostu zapomnieć. Musiała… chciała pamiętać Meg! Dziewczynka była jedyną osobą, którą obdarzała bezgraniczną, odwzajemnioną miłością. Co by było, gdyby tak po prostu ją porzuciła i ruszyła przed siebie? Czy tak postępują siostry?
- Fay! – Liam zawołał ją z pokoju obok, więc dziewczyna szybko przeszła do niego i zobaczyła, jak detektyw Millan oraz Jack West wychodzą frontowymi drzwiami. Jej przyjaciel stał ze zmarszczonym ze złości czołem i przyglądał się mężczyznom. Musieli naprawdę poważnie go obrazić.
- Ciało jest już gotowe do kremacji – powiedział detektyw, odwracając się w progu i patrząc prosto na Fay. Wyglądał jakby starał się kompletnie ignorować Liama. – Proszę zgłosić się po nie jak najszybciej, panno Faith.
Zamknięcie drzwi frontowych za mężczyznami było jak odblokowanie blokady. Wszystkie emocje, które się w niej tłoczyły od momentu, w którym zobaczyła ich przed swoim domem aż do teraz nagle pokazały się wyraźnie na jej twarzy. Stała się żywym obrazem nędzy i rozpaczy. Rozdzierającego bólu, trawiącego jej dusze i sumienie.
Otworzyła frontowe drzwi i zaczęła biec. Nie wiedziała dokąd dokładnie chciała się dostać, ale ból w mięśniach, gdy pracowała intensywnie nad każdym, długim krokiem, tymczasowo zagłuszał ból w jej głowie. Wiedziała, że wszystko powróci, gdy tylko przestanie biec, więc skupiała cała swoją energię na poruszaniu się. Ścigała się z własnymi myślami i przez chwilę nawet wydawało jej się, że wygrywa.
W oddali zobaczyła wyraźnie odrysowany klif na tle niespokojnego, ciemnego morza. Brzeg był daleko, ale czuła, że uda jej się dobiec. Co więcej, nie miała ochoty się zatrzymywać. Nawet kiedy stanie nad klifem. Nawet kiedy pod stopami zabraknie jej już gruntu.
Skoczy.
Podjęła decyzję.
Zawsze była zbyt tchórzliwa, żeby spróbować, ale teraz nie miała już nic do stracenia. Nie miała o co walczyć, od kiedy Meg przestała być jej latarnią, prowadzącą do portu. Port zniknął.
Fay!
Usłyszała w głowie głos Liama, ale wiedziała, że to tylko jej myśli igrają z nią sobie teraz. Fay. Faith… Tak nazwał ją ten detektyw – panna Faith. Ostatnio ktoś do niej się tak zwrócił, kiedy jeszcze żyli jej rodzice. Kolejna kaskada wspomnieć zbombardowała jej wyobraźnie i przyspieszyła bieg. Zostało zaledwie dwieście metrów.
Fay!
Pokręciła głową. Głos Liama brzmiał niemal błagalnie. Nie chciała go słuchać. Po raz pierwszy w życiu czuła, że podjęła właściwą decyzję, i ta świadomość dodawała jej skrzydeł. Od zniknięcia Meg jej pierś jeszcze nigdy nie była tak lekka. Wyobraziła sobie jak odbija się od ostatniej skały przed stromym urwiskiem i leci w dół.
- Fay! Stój!
Przypływ adrenaliny rozgrzał jej żyły. Nie czuła zmęczenia. Nawet słabe mięśnie przestały być problemem, kiedy myślała o skoku. Od zawsze cierpiała na lęk wysokości, ale to tylko sprawiało, że czuła teraz jeszcze większą ekscytację. Zaśmiała się pod nosem. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów szczerze się zaśmiała!
- Fay! Proszę cię!
Niecałe pięćdziesiąt metrów. Już widziała szarą skałę, od której będzie musiała się odbić. Słyszała swój przyśpieszony oddech. Obok siebie zobaczyła czyjś cień na trawie i odwróciła się spanikowana. Nie spostrzegła się, że Liam biegł tuż za nią. Praktycznie ją doganiał, wołając, by się zatrzymała. Odmierzyła jeszcze raz odległość od klifu w panice i zmusiła mięśnie do szybszego biegu. Musi być pierwsza. Musi skoczyć!
Dwadzieścia metrów. Piętnaście. Dziesięć!
Umięśnione ramię objęło ją w pasie i dziewczyna zgięła się w pół pod wpływem siły, z jaką Liam pociągnął ją do tyłu. Niecałe pięć metrów od linii dzielącej ją od wolności upadła na ziemię, pociągając za sobą chłopaka. Łzy momentalnie wypełniły jej oczy i wydała z siebie ciche jęknięcie.
- Dlaczego, Liam?! – krzyknęła, a płacz zniekształcił jej słowa. – Byłam już tak blisko!
- Nie chcesz tego robić – wyszeptał jej spokojnie prosto w ucho. Leżeli na mokrej od deszczu trawie, ubrudzeni błotem od pasa w dół. Fay uderzyła Liama drobną pięścią w tors, ale była zbyt słaba, by zadać mu jakikolwiek ból. Objął ją ciaśniej i przytulił do własnej piersi. – Jest jeszcze tak wiele rozwiązań, Fay.
- Ale to było najprostsze z nich wszystkich! – Ponownie wykrzyczała co myśli, po czym opadła z sił, zanosząc się płaczem i z trudem wciągając powietrze. – Nie chcę już się tutaj męczyć. Nie mam dla kogo…
- Zrób to dla mnie, dobrze? – powiedział cicho, pochylając się nad jej głową, jak gdyby zamierzał ją pocałować. Fay wstrzymała oddech, przestraszona tą myślą. – Jesteś zbyt cenna, żebym mógł cię stracić.
Pochylił się jeszcze niżej i pocałował jej czoło. Jak starszy brat, uspokajający spanikowane rodzeństwo. Fay odetchnęła i przytuliła się mocniej do jego torsu. Ciężki deszcz obmywał ich twarze, a nadmorski wiatr targał przemoczonymi ubraniami, ale bez względu na wszystko, było jej teraz wygodnie.

Liam zaprowadził ją do domu i dał chwilę, by przebrała się w suchsze ubrania, po czym kazał jej położyć się do łóżka i spokojnie zasnąć, chociaż nie minęła jeszcze siódma. Siedział przy niej, kiedy zamykała ciężkie powieki.
W nocy wydawało jej się, że słyszy głośne pukanie do drzwi na parterze, ale wtedy dźwięk zamienił się w część snu, w którym dwóch mężczyzn przychodziło, by obwieścić jej, że Meg została odnaleziona cała i zdrowa i właśnie leży w swoim pokoju na pierwszym piętrze. Liam opuścił jej sypialnię koło dziesiątej, patrząc z satysfakcją, jak dziewczyna uśmiecha się delikatnie przez sen.

______________________________

 Dziękuję za każdy komentarz :)

6 komentarzy:

  1. Ekstra, czekam na kolejny rozdział! :>
    *PS nie pisz ''się'' po np. ''patrzył'' ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. coraz bardziej mnie to wciąga. :))
    mam nadzieję, że niebawem do obsady dołączy reszta chłopców. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Tematyka bloga totalnie mi podpadła, a sam styl, jakim piszesz, uwiódł. Taki lekki, dalikatny. Wielki plus dla ciebie! Masz nie lada talent! Bardzo ciekawie przedstawiłaś relacje międxy Fey a Liam'em. To taka piękna, rodzinna oczywiście, miłość.
    Z niecierpliwością czekam na nexta. W wolnej chwili zapraszam tutaj :
    http://the-innocent-flower.blogspot.com/
    http://prison-of-pain.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Coraz smutniej się robi, naprawdę! Przesłuchania w dodatku po takiej tragedii zawsze są męczące. A więc Meg została uduszona? Jestem tak bardzo ciekawa, kto jej to zrobił. Tak bardzo współczuję Fay. Zupełnie nie wiem, co zrobiłabym na jej miejscu. Nic więc dziwnego, że przeszło jej przez myśl właśnie coś takiego. Miała rację - odebranie sobie życia była najprostszym rozwiązaniem, ale czy najlepszym? Dzięki Bogu Liam był blisko i nie pozwolił na ten szaleńczy wyskok. No nic, idę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wpadłam tu przypadkiem i zaczęłam czytać od początku. Raczej nie mam w zwyczaju pisać komentarzy do każdego odcinka wstecz, ale ten wyjątkowo mnie poruszył. Naprawdę płakałam czytając to wszystko. Umiesz wzbudzać w ludziach emocje, oj umiesz. Miałam gęsią skórkę na całym ciele, wyobrażając sobie co musiało spotkać małą Meg.. To straszne. Fay jest bardzo silna, ale i ona w końcu ma prawo nie wytrzymać.
    Wspaniały odcinek ! :*
    Idę czytać dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeżyłam teraz morderczy bieg razem w Fay, kiedy to mój laptop zakomunikował o niskim stanie baterii. Przez cały czas siedziałam jak na szpilkach. Opisujesz to wszystko tak doskonale, że czuję się jakbym tam była. Widzę wszystko przed oczami i przeżywam wszystko tak samo jak oni. Cudownie mieć kogoś takiego jak Liam. Jest jak anioł stróż, który pilnuje dziewczynę, żeby nic jej się nie stało. Czuwa przy niej aż zaśnie. Cudownie :)

    OdpowiedzUsuń