"Couldn't tell what would happen next
But as weeks went by look what turned to best.
Let it struggle just a little more"
Fay nigdy nie
dzieliła ludzi na tych, których lubi i tych, których nie lubi, ale gdyby ktoś
kiedyś poprosił ją o zrobienie takiej listy, na pewno ustawiłaby ciotkę Georgię
po tej najciemniejszej i najbardziej splamionej stronie barykady. Nigdy nie
przepadała za starszą kobietą. Nawet, gdy jeszcze żyli jej rodzice i ciotka nie
wykazywała żadnego zainteresowania ich ogromnym domem, który Fay dostała w
spadku. Po prostu w postawie staruszki zawsze było coś, co odrzucało
dziewczynę.
Ciotka Georgia
pierwszy raz ujawniła swoje prawdziwe oblicze dzień po pogrzebie państwa
Collinsów, rodziców Meg i Fay, gdy stanowczo zażądała oddania jej władzy nad
gospodarstwem, ponieważ – jak to wtedy ujęła – młode dziewczynki nie były
jeszcze gotowe, by podjąć się takiej odpowiedzialności. Reszta rodziny nie
zgodziła się jednak z jej pomysłem i Fay szczęśliwie zatrzymała swój spadek
wraz ze wszystkimi pokojami, chowającymi pamiątki i wspomnienia po jej
rodzicach. Teraz jednak, po śmierci Meg, dziewczyna spodziewała się kolejnego
ataku.
Pierwsze
oznaki nadciągającej burzy ujawniły się już podczas niedzielnego obiadu, gdy
ciotka Georgia przyjechała do byłej rezydencji państwa Collinsów tak szybko,
jak pozwalały jej na to rozkłady jazdy pociągów pomiędzy Brighton a Londynem.
Kobieta przywiozła ze sobą pięć wypchanych po brzegi walizek i zapowiedziała od
progu, że zajmie największą sypialnię w domu na kilka tygodni, by doglądać
zdrowia psychicznego bratanicy.
Fay z początku
była zbyt słaba by się sprzeciwiać. Zbyt rozkojarzona ubiegłymi wydarzeniami i
zbyt oślepiona wizją zemsty na mordercy własnej siostry, by zobaczyć, na co się
kroiło. Pierwszy przebłysk świadomości dotarł do niej, gdy ciotka zaczęła
zgłaszać obiekcję, co do zaproszenia Liama na podwieczorek, kilka dni po
zabraniu ciała Meg do prosektorium na badania.
Oczywiście Fay
nic sobie nie robiła ze zgryźliwych uwag ciotki, na temat jej przyjaciela. Liam
był częścią jej rodziny od pierwszego dnia w liceum, kiedy usiedli ze sobą w
autobusie szkolnym. Był jej bratem i jedyną, bliską osobą, która jej pozostała.
Potrzebowała go, chociażby dla zachowania psychicznej równowagi, pomiędzy tym,
co prawdziwe, a tym, co zaczęło się tworzyć w jej głowie, kiedy zostawała sam
na sam z własnymi myślami.
Liam dostał
zaproszenie. Ciotka obraziła się i przypaliła pudding, którego Fay i tak by nie
tknęła, chociażby przez sam wzgląd na fakt, że przygotowała go znienawidzona
przez nią kobieta. Chciała, jak jeszcze nigdy wcześniej, wyrzucić staruszkę za
próg, ale nie mogła tego zrobić. Nie przed pogrzebem. Ciotka Georgia, chociażby
niewiadomo jak zgryźliwa i irytująca, wciąż była częścią rodziny Collinsów, a
więc także miała prawo do pożegnania się z najmłodszą bratanicą. A świętym
obowiązkiem Fay było ugościć rodzinę, co oznaczało, że z dniem, w którym będzie
mogła ogłosić datę pogrzebu siostry, do jej domu zacznie przybywać mnóstwo
wujków, ciotek, kuzynów i dziadków, by wziąć udział w uroczystości.
Na szczęście
wciąż miała ze sobą Liama. Pojawiał się, przynosząc ze sobą promienie słońca,
gdy zaczynała się burza i odchodził zostawiając czyste niebo z jasną linią
horyzontu.
Są ludzie,
którzy potrafią powiedzieć słowa, które podbudują nas na duchu, i są także
tacy, którzy robią to tylko i wyłącznie za pomocą swojej obecności. Liam
definitywnie należał do tej drugiej kategorii. Fay przy nikim nie czuła się tak
spokojna, jak przy nim. Nawet, gdy podczas podwieczorka ciotka Georgia
wymieniała członków rodziny, których zaprosiła, by przenocowali w domu Fay
kilka nocy, w oczekiwaniu na pogrzeb Meg, Fay nie wykazała żadnych objawów
zdenerwowania. Po prostu siedziała spokojnie i przyglądała się dłoniom Liama,
kiedy obracał w rękach srebrny widelec, słuchając kobiety.
- Wuj Henry
zapowiedział, że przyjedzie z rodziną. Do tego twoi dziadkowie i mój brat,
Evan. W ciągu najbliższych kilku dni powinni także dotrzeć Harry i Blair…
Fay wzdrygnęła
się lekko, kiedy usłyszała znajome imię. Ostatni raz widziała Harry’ego podczas
świąt Bożego Narodzenia dokładnie dziesięć lat temu, a jednak wciąż miała w
myślach jego obraz, jako kogoś obcego, naruszającego jej przestrzeń. Był
wścibski, chociaż niektórzy nazywali to uprzejmością. Przysiadywał się do niej
za każdym razem, gdy miał do tego sposobność i próbował zacząć rozmowę, na
którą Fay wcale nie miała ochoty.
Do tego Harry
i Blair posiadali jeden wielki minus, który skreślał ich na samym początku
znajomości. Byli dziećmi ciotki Georgii.
Zjedli
spokojnie ciasto, które Fay upiekła własnoręcznie w przerwach pomiędzy
sprzątaniem sypialni gościnnych na pierwszym piętrze, a tuż przed piątą ciotka
Georgia wstała od stołu i poinformowała ich, że zamierza udać się do swojego
pokoju, by poczytać trochę książek. Gdyby czegoś potrzebowali, mogą ją tam
znaleźć. Oczywiście, ani Fay, ani Liamowi nawet przez myśl nie przeszło, by
zwracać się z czymkolwiek do kobiety. Zabrali naczynia do kuchni i usiedli w
małym saloniku, którego okna wychodziły na starą, zaniedbaną altanę owiniętą
dzikim bluszczem z każdej strony.
Mogli także
wybrać znacznie większy salon, ale z niego widok rozciągał się na szeroki ogród
za domem, a ostatnio nie był to zbyt przyjemny widok dla żadnego z nich.
Wspomnienia wciąż były zbyt świeże, by nie wywoływać bolesnego ukłucia żalu,
smutku i złości, które mieszały się w ich piersiach za każdym razem, gdy
patrzyli na rozkopaną rabatę z tulipanami. Nikt jeszcze nie wziął się za
przywrócenie jej do poprzedniego stanu.
Nie było to
jednak spowodowane lenistwem! Fay zapracowywała się na śmierć przy wszystkich
robotach domowych i każdego wieczoru padała na łóżko w pełni zadowolona z
efektów jej ciężkiej pracy. Ale kiedy patrzyła na ogród… Rozkopana ziemia na
ścieżce pomiędzy rabatami z kwiatami, które tak uwielbiała jej mama, stawała
się swego rodzaju pomnikiem ku pamięci jej młodszej siostry. Czuła, że jeśli posprząta
ten bałagan, będzie to równoznaczne z pogodzeniem się ze śmiercią Meg. A na to
nie była gotowa. Tak samo, jak nie była gotowa, by wejść i obejrzeć sypialnię
dwunastolatki.
Salonik był
ciepły i przytulny. Niewiele się w nim mieściło, zaledwie jedna kanapa, stolik
do kawy i kilka doniczek z kwiatami. Praktycznie całą ścianę naprzeciwko drzwi
zajmowały półki przepełnione książkami i za to właśnie Fay uwielbiała to
miejsce. Gdy była mała siadała tutaj na ziemi na miękkim dywanie, który potem
podpaliła przypadkiem, bawiąc się sztucznymi ogniami, i marzyła o tym, że
kiedyś przeczyta wszystkie te książki. Jej ojciec często kładł się na kanapie
za jej plecami i opowiadał jej historie zapisane w grubych tomach. Zabierał ją
wtedy do wspaniałych, odległych światów i pozwalał przeżywać niesamowite
historię oczami nieustraszonych bohaterów. O ile piękniejszy był świat, opisany
słowami wielkich poetów?!
Książki były
dla niej swego rodzaju błogosławieństwem. Odskocznią, gdy nie wiedziała, do
kogo się zwrócić. Były jej papierowym Liamem, kiedy nie było go w pobliżu lub
nie chciała z nikim rozmawiać.
- Fay… -
zaczął Liam i nagle urwał wpatrując się w podłogę, jakby chciał jeszcze raz
przemyśleć to, co planował jej powiedzieć. – Uważam, że jesteś bardzo silna.
Silniejsza niż mogłoby się wydawać.
Przez chwilę
Fay wpatrywała się w niego w milczeniu, badając jego intensywnie brązowe oczy.
Na jej ustach zagościł delikatny uśmiech, chociaż oczy pozostawały bezbrzeżnie
smutne. W jej głowie toczyła się walka na śmierć i życie pomiędzy tym, co
chciała mu powiedzieć, a tym, co potrafiła ubrać w słowa.
- Dziękuję –
powiedziała w końcu i sięgnęła w stronę Liama, ściskając jego dłoń w dodającym
otuchę geście. – Naprawdę staram się nie pokazywać jak bardzo przerażona jestem
tym wszystkim, co mnie teraz czeka. Patrz! Mam gęsią skórkę nawet na myśl o
zorganizowaniu pogrzebu… Wciąż nie mogę zrozumieć…
Głos jej się
załamał, kiedy przesuwała wolną dłonią po skórze na swoim przedramieniu.
Spuściła głowę i przysunęła drżącą brodę do obojczyka, by ukryć emocje, ale
Liam już widział, że coś jest nie tak. Splótł ich palce ze sobą, bo wiedział,
że Fay nie pozwoliłaby mu na więcej. Nie czuła się komfortowo przytulając
kogokolwiek, ale doceniała takie drobne, przyjacielskie gesty. Nie potrzebowała
wiele.
- Pomogę ci ze
wszystkim. Spokojnie – zapewniał ją, kiwając głową. – Niedługo przyjedzie twoja
rodzina, będziesz mieć dużo osób do pomocy, nie musisz się o nic martwić.
Ciotka Georgia pewnie też będzie chciała się zaangażować…
- Nawet mi o
niej nie wspominaj – przerwała mu Fay i zerknęła na niego zirytowana. – Nigdy
nie zależało i nadal nie zależy jej ani na Meg ani na mnie, po prostu wciąż
uparcie wierzy, że zgarnie ten dom. – Fay obrzuciła wzrokiem mały salonik. Nie
miała pojęcia, dlaczego ciotka tak bardzo chce odebrać jej posiadłość jej
rodziców, ale też nie zamierzała zagłębiać się w tym temacie.
- Już raz twoja
rodzina cię poparła, jeśli będzie trzeba zrobią to znowu – powiedział Liam
pewnym tonem. Fay święcie wierzyła, ze chłopak miał rację, chociaż gdzieś w
głębi serca obawiała się, że nawet jej bliscy mogli w końcu znudzić się
kłótniami ze starą kobietą.
A przecież
ciotka Georgia nie była tak naprawdę powiązana więzami krwi z Fay. Była matką
chrzestną mamy dziewczyny i tylko to utrzymywało ją w dobrych kontaktach z rodziną
Collinsów.
Rozmyślania
Fay przerwał niespodziewany dzwonek do drzwi. Domyślała się, że nawet ten
dźwięk nie mógł wybudzić jej ciotki z poobiedniej drzemki, więc pospiesznie
wstała z kanapy i ruszyła w kierunku drzwi frontowych. Dla bezpieczeństwa
wyjrzała przez wizjer zanim dotknęła klamki i zamarła.
Przed progiem
stało dwóch mężczyzn w szarych garniturach.
___________________________________
Czytam - komentuję
:)
to ... się narobiło. jesteś moją mistrzynią! może to dziwne i nierealne, ale gdzieś z tyłu głowy cały czas chodzi mi myśl, że to Liam mógł by być mordercą. to w sumie głupie.. ale naczytałam się już tyle kryminałów gdzie to bliscy okazywali się tymi zbrodniarzami. no dobra. nie przedłużam! jest cudownie, bardzo mi się podoba. :))
OdpowiedzUsuńWitaj :) Weszłam na twojego bloga nobody is immortal, tak jak to mam w zwyczaju co jakiś czas sprawdzać czy, któreś z moich ulubionych opowiadań nie ruszyło się do przodu, a tam taka nie miła niespodzianka :( Niby napisałaś co miało być dalej, ale to kompletnie nie to samo! Szkoda, wielka szkoda, że porzucasz tamto opowiadanie bo było naprawdę dobre i w porównaniu do większości Dramione nie było cholernie ckliwe i och achowe, Naprawdę czytało się je z wielką przyjemnością. Dobra już się trochę pożaliłam to teraz coś pozytywnego. Bardzo się cieszę, że nie skończyłaś z blogowaniem. Znudziła Ci się fan fiction, no trudno, zdarza się. Dobrze, że mimo to mogę poczytać jakieś inne dzieła twojej twórczości. Blog zapowiada się bardzo ciekawie. Przeczytałam prolog i ten pierwszy rozdział i bardzo mnie zaciekawiła ta historia. Na pewno będziesz mieć we mnie wiernego czytelnika, także pisz kolejny rozdział! Agnes
OdpowiedzUsuńNo, nieźle nieźle, rozwijasz się Dziubasku, nie mogę się doczekać kolejnej części! :3
OdpowiedzUsuńJuż mogę powiedzieć, że nie pałam wielką sympatią względem naszej 'kochanej' cioteczki. W ogóle jakim prawem ona chciała zabrać Fay to, co odziedziczyła po rodzicach? Mówiąc, że dziewczyny są jeszcze za młode, by utrzymać tak wielki dom, chyba nie wiedziała, co mówi. Fay jest naprawdę bardzo silną i odpowiedzialną osobą. Wiek o niczym tutaj nie świadczy. Dojrzała emocjonalnie i to bardzo mocno. Współczuję jej śmierci Meg. Wciąż nie może się po tym wszystkim pozbierać i wcale się nie dziwię. Intrygująca tajemnica z tym zabójstwem. Ale całe szczęście, że dziewczyna ma przy sobie kogoś takiego jak Liam. Właśnie on kojarzy mi się z kimś takim.. dobrym, pomocnym, na kogo zawsze można po prostu liczyć. Nie wyobrażam sobie, co działoby się z Fay, gdyby nie było go obok. Coraz bardziej mnie wciąga, powiem Ci!
OdpowiedzUsuńJest bardzo dzielna i mam nadzieję, że nie złamie się szybko. Musi pomścić swoją siostrę. Już nie przepadam za tą ciotką, ale chyba nic w tym dziwnego. Będzie żerować na uczuciach, żeby tylko zdobyć to co według niej, jej się należy. Podłe.
OdpowiedzUsuńLece czytać dalej! :)