wtorek, 13 maja 2014

Chapter fourteen


“It's in your blood stream
A collision of atoms that happens before your eyes
It's a marathon run or a mountain you scale without thinking of size"


Siedziała w swoim pokoju z plikiem małych karteczek wyrwanych z dziennika. Czuła, że wszystko powinno teraz nabierać sensu, ale zamiast tego była jeszcze bardziej zagubiona niż kiedykolwiek wcześniej. Przyjrzała się notatkom.
Kartki, które znalazła w domu podczas ostatnich kilku tygodni. Kartka z adresem, którą dostała wczoraj od doktora Louisa. I zdjęcie.
Jedyną rzeczą, która łączyła wszystkie te przedmioty był styl pisma. Staranny, pochyły… należący do doktora Louisa. To nie miało sensu, ale nie miała wątpliwości. Albo doktor Louis zostawiał w jej domu kartki dotyczące wydarzeń w jej życiu, albo ktoś dobrze podrabiał jego pismo. Skłaniała się bardziej ku drugiej opcji.
Liam siedział na brzegu jej łóżka i przyglądał się jej w milczeniu. Nauczyła się już ignorować jego obecność tak, że nawet gdyby ktoś wszedł teraz do pokoju, nie domyśliłby się, że Fay widzi swojego przyjaciela, chociaż w rzeczywistości jest tutaj sama. Wciąż jednak czuła nieprzyjemną pustkę i rozczarowanie, gdy patrzyła na Liama.
Usłyszała pukanie do drzwi. Kiedy Harry wszedł do pokoju i usiadł na brzegu łóżka, dokładnie obok Liama, nawet nie odwróciła głowy. Wciąż próbowała poukładać wszystko w logiczną całość, a bliskość Harry’ego tylko by ją rozpraszała.
- Wymyśliłaś coś? – zapytał chłopak z ciekawością. Nie mogła się powstrzymać i w końcu na niego zerknęła. Dziwnie było patrzeć na ten obraz. Harry tuż obok Liama, obaj wpatrujący się w nią intensywnie.
- Nie mam pojęcia co to ma oznaczać – mruknęła pod nosem, wracając spojrzeniem do kartek na podłodze. – Chyba pojadę do doktora Louisa i po prostu z nim porozmawiam. Nie widzę innego wyjścia.
- Myślisz, że to bezpieczne? A co… Co jeśli to on jest mordercą? – Harry zawahał się przed wypowiedzeniem tego pytania. Bał się, jak Fay mogłaby zareagować na ten pomysł. Jeszcze nigdy nie była tak blisko poznania prawdy o tym, co wydarzyło się w dniu śmierci Meg.
- Może być mordercą – szepnęła do siebie. – A może po prostu ktoś próbował podszyć się pod niego. Albo… albo doktor Louis po prostu wie więcej niż nam się wydawało. Może nawet wie wszystko. Tylko…
Przerwała nagle, patrząc przed siebie.
- Tylko dlaczego nic ci nie powiedział do tej pory? – dokończył za nią Harry.
- Dokładnie. – Długie westchnięcie wyrwało się z ust Fay.
- Jeśli chcesz do niego pojechać, mogę pojechać razem z tobą – zaproponował chłopak.
- Nie – powiedziała bez chwili namysłu. Po jego minie można było powiedzieć, że poczuł się odrobinę urażony. – To znaczy… Chcę to zrobić sama. Ja… po prostu muszę.
Odwrócił od niej spojrzenie i przygryzł wargi.
- Jak chcesz – mruknął w końcu. Fay podeszła do niego i objęła jego szyję ramionami. Wciąż była trochę skrępowana robiąc to, ale Harry sprawiał, że czuła się znacznie bezpieczniej w jego uścisku, niż podczas trzymania go na dystans. Przyciągnął ją do siebie i złożył długi pocałunek na jej ustach. Nagły ucisk w jej piersi zelżał, kiedy przycisnęła czoło do jego czoła.
Leżeli jeszcze chwilę na jej łóżku, czekając na moment, w którym oboje będę czuli się na siłach, by się rozdzielić. Fay wiedziała, że ten czas musi przyjść niedługo, ponieważ czekała ją długa rozmowa z doktorem Louisem, a wpierw musiała znaleźć jego mieszkanie. Może znała jego adres, ale nie bywała wystarczająco często w Brighton, by orientować się w rozmieszczeniu ulic.
Przesunęła dłonią po włosach Harry’ego i przyglądała się, jak chłopak zamyka oczy i mruczy cicho z przyjemności.
Miło było odkrywać tę stronę jego osoby. Wcześniej wszystko, co razem robili miało związek ze śmiercią Meg, albo zniknięciem Liama, a przez to praktycznie nie mieli czasu, by naprawdę poznać siebie nawzajem. Teraz w końcu zaczęli to robić. I była to przyjemna odmiana.
W końcu zebrała się w sobie, by opuścić bezpieczne łóżko i wyjść na zewnątrz. Deszcz spadł o poranku i teraz wszystkie drogi pełne były kałuż, lecz nie przeszkadzało jej to. Zdążyła się przyzwyczaić do nieustannej mżawki. Przed odwiedzeniem Louisa i tak musi jeszcze gdzieś wstąpić.

Na kolanach trzymała małą karteczkę z adresem doktora Louisa podczas jazdy samochodem. Rozglądała się uważnie w poszukiwaniu właściwego domu, a kiedy w końcu natrafiła na blok o podanym numerze na przedmieściach Brighton, zatrzymała się ostrożnie na parkingu i zerknęła na budynek. Nie spodziewała się, że doktor Louis będzie mieszkał w bloku. Bardziej wyobrażała go sobie w prywatnym domu pełnym starych, stylowych mebli, takich, jak te z gabinetu.
Stanęła pod jego drzwiami i zawahała się przed zapukaniem. O co dokładnie chciała się go zapytać? Czy zdradzi mu od razu, co odkryła?
Drzwi otworzyły się, zanim zdążyła przemyśleć swój plan działania. W progu stanął Louis, zatrzymując się gwałtownie, gdy zobaczył dziewczynę. Wyglądał, jak gdyby właśnie miał wyjść na dwór, trzymając w dłoni parasol i płaszcz. Znów miał na sobie ten sam, szary sweter, który zaczął kojarzyć się Fay tylko i wyłącznie z nim.
- Fay? – wydukał, zaskoczony, cofając się, by uniknąć krępującej bliskości z dziewczyną. – Co tutaj robisz?
- Powiedział pan, że mogę pana odwiedzić, jeśli będę potrzebowała rozmowy przed naszą kolejną wizytą w gabinecie – wytłumaczyła się szybko Fay, czując wyrzuty sumienia, że psuje jego plany na wieczór.
- Ach, no tak. Oczywiście. – Mężczyzna podniósł brwi, cofając się jeszcze o krok, by wpuścić Fay do środka jego mieszkania. Dziewczyna weszła niepewnie, rozglądając się na boki.
Wąski korytarz prowadził do małej kuchni i salonu, a po prawej stronie stały drzwi, które prawdopodobnie prowadziły do sypialni mężczyzny. Fay nie zauważyła żadnych ozdób ani obrazów. Wszystko było utrzymane w bardzo skromnym, minimalistycznym stylu, kompletnie odmiennym od tego z gabinetu doktora Cappusa. Poczuła się obco w tym pustym mieszkaniu.
- Szczerze, nie spodziewałem się, że przyjdziesz – przyznał się doktor Louis, prowadząc ją do salonu, w którym jedyny mebel stanowiła szeroka kanapa stojąca naprzeciwko małego telewizora. – Właśnie miałem wychodzić na spacer…
Oczywistym było, że doktor Louis nie zaprojektował wystroju wnętrza gabinetu, w którym przebywał od niedawna, ponieważ przejął go po kimś, kto pracował w nim od znacznie dłuższego czasu, a jednak Fay nie mogła powstrzymać rozczarowania, kiedy porównywała te puste ściany do wspomnienia staromodnych, oszklonych szafek i wygodnych poduszek na fotelach w gabinecie. Przemilczała to jednak, zajmując miejsce na kanapie.
Doktor Louis usiadł w bezpiecznej odległości od niej, przypatrując się jej ostrożnie. Wiedziała, że umiera z ciekawości, by w końcu dowiedzieć się, co ją do niego sprowadza. Dotknęła kieszeni w swoich spodniach, by upewnić się, że są w niej przedmioty, które przygotowała na rozmowę z doktorem. Wzięła głęboki wdech i zaczęła mówić.
- Tak jak pan wie, od dawna starałam się dowiedzieć, kto jest mordercą Meg. –  Doktor Louis poruszył się nieznacznie na swoim miejscu, ale nic nie powiedział. – Aż w końcu, wczoraj zobaczyłam…
Co ona wyprawia? A co jeśli doktor Louis jest mordercą? Zabije również i ją, jeśli dowie się, że Fay zna prawdę! Spuściła wzrok na swoje palce, bawiące się nerwowo kawałkiem materiału z jej bluzki.
- Wczoraj zobaczyłam, jak Harry napisał jakiś list do ciotki… to znaczy, swojej mamy – powiedziała, zastanawiając się, co ona najlepszego wyprawia kłamiąc mu prosto w oczy. Nie mogła już jednak wycofać się z tego, co zdążyła powiedzieć. Louis od razu zacząłby ją o coś podejrzewać.
- Tak? No cóż… Ludzie czasami piszą listy. – Doktor Louis wzruszył ramionami, posyłając jej wymuszony uśmiech. Wyglądał na zdenerwowanego, ale jednocześnie, to mogła być tylko wyobraźnia Fay, która podpowiadała jej taki obraz wydarzeń. W stresie rozejrzała się po pokoju, by odszukać Liama. Wiedziała, że jeśli nadal będzie tak rozkojarzona, za chwile pojawi się gdzieś obok
- Tak, wiem. Ale nie to miałam na myśli. Po prostu… - zawahała się, po czym wyciągnęła z kieszeni spodni dwie notatki i pokazała je doktorowi. Zerknął na nie z zainteresowaniem. – Zobaczyłam jego pismo. Wydaje mi się… Wydaje mi się, że to on napisał te rzeczy. A w takim razie Harry musiał wiedzieć wszystko o morderstwie. Jak inaczej wytłumaczyć te kartki?
Doktor Louis wziął od niej notatki i przyglądał się im uważnie w milczeniu przez kilka przerażająco długim minut. Fay poczuła jak po plecach spływa jej stróżka zimnego potu, kiedy czekała cierpliwie, aż mężczyzna coś powie. Dłonie zaczęły jej się trząść z nerwów, więc schowała je pomiędzy uda.
- Doktorze? – odezwała się w końcu, wyrywając go z zamyślenia. Ku jej przerażeniu, doktor Louis popatrzył na nią z szerokim uśmiechem na ustach. Nie był to jednak jego zwykły, uprzejmy uśmiech, którego używał, by ją pocieszyć, lub rozluźnić sytuację. Tym razem wyglądał niemal groźnie, wyginając kąciki ust do góry i posyłając jej pewne siebie spojrzenie. Jak gdyby rzucał jej wyzwanie.
- Fay, Fay, Fay… - westchnął, kręcąc głową. – Nigdy w życiu nie spotkałem tak naiwnej osoby, jak ty.
Fay spojrzała na niego zszokowana. Mężczyzna bez słowa wstał z kanapy i wyszedł na chwilę z pokoju. Przez otwarte drzwi widziała, jak doktor Louis sięga do jednej z szafek w kuchni i wyciąga mały plik karteczek na notatki, po czym wraca i ponownie siada obok niej z szerokim, złowieszczym uśmiechem.
Pochylił się i zaczął coś pisać na karteczce na wierzchu. Fay miała ochotę zajrzeć mu przez ramię, ale powstrzymała się i czekała cierpliwie aż skończy. W końcu doktor Louis wyprostował się i położył jej karteczkę na kolanach razem z resztą notatek, które mu pokazała. Otworzyła szeroko oczy, wstrzymując oddech.

„Nigdy nie lubiła żółtych tulipanów.
Podobno nie chciał odjeżdżać.”

Napisał to przed chwilą, siedząc obok niej. Linijka pod linijką. Dokładnie tym samym stylem pisma, co na kartkach, które znalazła w swoim domu. Zamarła w przerażeniu. Teraz nie miała już żadnych wątpliwości, co do tego, kto zostawiał te tajemnicze notatki. Nie rozumiała tylko dlaczego.
- Nie rozumiem… - wymamrotała, patrząc w osłupieniu na notatki i porównując je do siebie.
- Szczerze, myślałem, ze zepsułem już wszystko, w pierwszej minucie, kiedy tylko cię spotkałem – zaczął doktor Louis, czym sprawił, że poczuła się jeszcze bardziej zdezorientowana. - Nie zorientowałaś się? Zwróciłem się do ciebie po imieniu. Zwykły przypadek. Zapamiętałem, że tak mówiła do ciebie twoja siostra podczas pogrzebu waszych rodziców. Dopiero, kiedy to powiedziałem, zorientowałem się, że jeszcze nie zdążyłaś mi się przedstawić osobiście. Bałem się, że nabierzesz podejrzeń, ale ty wydawałaś się niczego nie dostrzegać.
Fay przypomniała sobie dzień, w którym po raz pierwszy przyszła do gabinetu doktora Cappusa. Doktor Louis pojawił się za jakimś starszym biznesmenem z tym swoim trzydniowym zarostem i potarganymi włosami i jakimś cudem wydał jej się wystarczająco sympatyczny, by mu zaufać.
Oh, przecież już skończyłem spotkanie z ostatnim pacjentem. Wchodź, Fay.
Dokładnie to powiedział. Wchodź, Fay… Jak mogła to zignorować?!
- Wiesz, bardzo lubiłem twojego ojca – kontynuował doktor Louis bez śladu zmieszania na twarzy. Wydawał się teraz naprawdę rozluźniony. – Świetny nauczyciel. Niewielu jest takich, którzy naprawdę uczą z powołania, a on był  jednym z nich. Lubiłem z nim rozmawiać o przyszłości. O tym, co mógłbym robić w życiu. To on doradził mi psychologię i dosłownie w dniu, w którym ukończyłem pierwszy rok studiów, ten zmarł w wypadku samochodowym. Bardzo się to na mnie odbiło…
Fay przyglądała się w milczeniu, jak jego mimika zmienia się wraz z opowieścią. Cień przebiegł po jego twarzy, gdy dotarł do śmierci swojego nauczyciela.
- Naprawdę nie wiedziałem co robić ze swoim życiem. Zwątpiłem w psychologię i studia. Chciałem to rzucić i dać sobie spokój z edukacją. Ale najpierw poszedłem na jego pogrzeb i Boże, ukarz mnie, jeśli skłamię, ale zobaczyłem najpiękniejszą kobietę, jaka kiedykolwiek chodziła po tej ziemi. Wszyscy ci powiedzą, że ze smutkiem ci do twarzy, Fay. To bardzo niesprawiedliwe, jednak taka jest prawda.
Chciałem cię poznać. Niczego tak nie pragnąłem, jak spędzić z tobą chociaż kilka minut więcej, ale byłaś taka cicha i zamknięta w sobie. Nie patrzyłaś się na nikogo oprócz swojej młodszej siostry i cały czas szeptałaś coś pod nosem, jakbyś odmawiała modlitwę. Teraz już wiem, że przez cały ten czas rozmawiałaś z Liamem, ale wtedy wydawało mi się to czymś znacznie bardziej fascynującym, niesamowitym.
Podszedłem do ciebie na cmentarzu i chciałem poznać twoje imię, ale tylko popatrzyłaś się na mnie pustym wzrokiem i odeszłaś bez słowa. Nawet nie wiem, czy widziałaś mnie wtedy. Wydaje mi się, że zamknęłaś się w swoim świecie, a dostęp do niego był naprawdę mocno ograniczony. Była to bolesna prawda, ale nie mogłem się poddać. Śledziłem cię aż do twojego domu. Przepraszam, za moje zachowanie, nie mogłem się powstrzymać. Fay, nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty.
Od tamtej pory obserwowałem cię regularnie. Widziałem jak spacerujesz po ogrodzie, jak wychodzisz, by popatrzeć na morze przed deszczem. Wiedziałem, że lubisz szum fal, bo zawsze wtedy zamykałaś oczy i stawałaś nieruchomo, wsłuchując się w nie. Chcąc, nie chcąc, dostrzegałem również Meg i widziałem, że omija z daleka rabatę z żółtymi tulipana. Nie do końca to rozumiałem, ale też nie starałem się za bardzo nad tym rozmyślać. Meg była mi obojętna.
Nagle doktor Louis przerwał swoją historię i spojrzał na Fay, sprawdzając, jak dziewczyna reaguje na to wszystko. Wyglądała na opanowaną i niewzruszoną, ale w rzeczywistości walczyła ze łzami, które napływały do jej oczu. Wiedziała, że za chwilę usłyszy historię morderstwa jej siostry i nagle poczuła, że nie jest na to gotowa. Gdyby mogła, cofnęłaby czas i wymazała z pamięci wszystko, czego dowiedziała się do tej pory. Życie w nieświadomości wydawało jej się teraz najlepszym rozwiązaniem.
- Z dnia na dzień zaczynałaś żyć na nowo. Bez rodziców było ci znacznie trudniej, bo musiałaś sama dbać o dom i siostrę, ale spokojnie dawałaś sobie radę. Czasami działając mechanicznie, czasami aż zanadto emocjonalnie, ale zawsze jakoś udawało ci się poradzić ze wszystkimi przeciwnościami. Widziałem, że powoli zanika ta smutna, zamknięta w sobie dziewczyna, którą zobaczyłem na pogrzebie. Zatęskniłem za twoimi zaszklonymi oczami.
Nie zrozum mnie źle, nie planowałem wtedy zrobić ci żadnej krzywdy. Szczerze powiedziawszy… To wyszło całkiem niespodziewanie. Ale jednak czułem pewien niedosyt, gdy coraz rzadziej widziałem cię płaczącą. Codziennie znikałaś co najmniej na dwie godziny i chowałaś się gdzieś nad morzem, a wtedy dom stał zupełnie pusty.
Z początku chciałem tylko wejść do środka i rozejrzeć się, ale wtedy ta mała, Meg, wyszła z kuchni i kompletnie mnie zaskoczyła. Była bardzo inteligentna, muszę to przyznać. Nie uwierzyła, kiedy powiedziałem, że jestem twoim przyjacielem. To ty masz na imię Liam? Fay powiedziała, że Liam się mną zaopiekuję… Tak powiedziała. – Doktor Louis spróbował podrobić cieniutki głos dziewczynki. Fay nie potrafiła już powstrzymać łez. Płakała, ignorowana przez mężczyznę, który jak gdyby nigdy nic kontynuował swoją opowieść. – Zainteresowała mnie wtedy postać Liama, bo wiedziałem, że zawsze jesteś sama. Nikt nigdy nie odwiedzał ciebie, ani twojej siostry, a na pogrzebie nie spotkałem nikogo o imieniu Liam. A jednak wyglądało na to, że masz jakiegoś przyjaciela. Przyznam szczerze, poczułem ukłucie zazdrości.
Delikatny uśmiech pojawił się na ustach doktora Louisa, kiedy wyznawał Fay swoje uczucia względem Liama. Dziewczyna musiała odwrócić wzrok zdegustowana. Nie mogła już patrzeć na tego mężczyznę, który śledził ją i zniszczył całe jej życie, a teraz przyznawał się jej do tego bez zmrużenia oka.
- Meg zaczęła się mnie bać. Musiałem powiedzieć coś, co ją spłoszyło, bo uciekła do ogrodu, a ja pognałem za nią. Nie mogłem pozwolić na to, by przekazała ci, że przyszedłem. To by mnie zrujnowało. Przecież w głowie układałem już idealny plan, jak mógłbym ciebie poznać. Był on jeszcze w początkowej fazie tworzenia, ale wiedziałem, że z czasem wpadnę na pomysł, który zbliży mnie do ciebie. Zaczęła krzyczeć. Bałem się, że usłyszysz jej krzyk i przybiegniesz. To by było najgorsze. A w mojej ręce dosłownie znikąd pojawiła się lina.
Fay jęknęła, niemo błagając mężczyznę, by skończył. Nie chciała już dłużej słuchać. Chciała uciekać, ale nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Cała historia Louisa. Wszystkie jego wyznania i opisy sprawiały, że robiło jej się niedobrze.
- Większość morderców opowiada o swoich zbrodniach i przyznaję, że odbieranie komuś życia jest niesamowitym uczuciem. Masz władzę i możesz ją pokazać w najbardziej apodyktyczny sposób. Jeśli tak na to popatrzeć, to rzeczywiście, muszę przyznać, że zabijanie jest czymś niesamowitym. Ale sam proces. Nie. Nie mogłem nawet popatrzeć na to małe ciałko, które leżało u moich stóp w dosłownie kilka sekund. Robiłem wszystko jak przez mgłę. Nawet nie pamiętam, kiedy zacząłem ją dusić. Oprzytomniałem dopiero, kiedy zaciągnąłem ją do lasu niedaleko twojego domu i ukryłem w zaroślach. Spanikowałem i uciekłem zaraz potem.
Dopiero w domu uświadomiłem sobie, że jeśli nie ukryję ciała w jakimś odpowiedniejszym miejscu, ludzie znajdą je w kilka godzin i może nawet odkryją, kto to zrobił. Nie mogłem do tego dopuścić. Wtedy przypomniałem sobie o żółtych tulipanach.
Poczekałem do następnego dnia, aż wyjdziesz z domu na swój codzienny spacer. Trochę zadziwiło mnie to, że mimo zniknięcia siostry i tak opuszczasz dom, ale nie narzekałem. To mi nawet pomogło, bo spokojnie zaniosłem ciało do ogrodu i zakopałem pod tulipanami. Musisz przyznać, że całkiem nieźle mi to wyszło, prawda? Nie było nawet śladu po obecności kogoś z zewnątrz, a musiałem kopać naprawdę głęboko. Potem wywiozłem ziemię do lasu i zobaczyłem, że nadal stoisz nad klifem i patrzysz się w przestrzeń. Wyglądałaś tak poetycko. Dosłownie.
Uśmiechnął się do Fay, ale ona nie potrafiła już nawet tego dostrzec przez łzy.
- Coś podkusiło mnie, żeby wrócić do twojego domu. Wiedziałem, że nie ma już w nim twojej siostry, więc czułem się bezpieczny. Zajrzałem do twojej sypialni i w którejś z szuflad w biurku znalazłem stary notatnik. Wtedy wpadłem na pomysł, by zrobić z tego grę. Wiedziałem, że jestem bezpieczny. Postarałem się o usunięcie dowodów. Chciałem tylko podtrzymać tę zabawę trochę dłużej.
Fay posłała mu najbardziej zniesmaczone spojrzenie, na jakie było ją stać.
- Zabiłeś moją siostrę, a potem postanowiłeś podtrzymać tę zabawę? – postarała się, by jej głos był chłodny i opanowany, jednak nawet to nie wytrąciło Louisa z równowagi.
- To nie koniec – powiedział z uśmiechem. – Napisałem notatkę o żółtych tulipanach i zostawiłem ją w twoim pokoju, a potem nadal obserwowałem twoje poczynania. Widziałem, że odkryłaś gdzie znajduje się Meg. Tego dnia, gdy twoja rodzina przyjechała do ciebie… Ukrywałem się za furtką w ogrodzie…
- To ty zmieniłeś kłódkę… - przerwała Fay, uświadamiając sobie jeszcze jeden fakt, który pasował do całej układanki.
- Co? Ach, tak. Ale to nieistotne. – Doktor Louis machnął dłonią, wracając do swojej opowieści. – Ukrywałem się za furtką w ogrodzie, gdy twoja babka postanowiła pójść na mały spacer z Harry’m.
Fay zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, że Harry rozmawiał z jej babcią.
- Pokazał jej miejsce, w którym była ukryta Meg i opowiadał jej o tobie. Mówił, że nie radzisz sobie z tym wszystkim, ale starasz się tego po sobie nie pokazywać. Wtedy twoja babcia po raz pierwszy wspomniała o doktorze Cappusie. Dostrzegłem swoją szansę.
Już następnego dnia złożyłem podanie o przyjęcie na praktyki. Dobrze się złożyło, że kończyłem swoje studia i nie zrezygnowałem z nich, kiedy miałem chwilę zwątpienia. Teraz wiem, że opłaciło się przeczekać depresję. Nie wiem, jakim cudem, ale doktor Cappus zgodził się mnie przyjąć. To była chyba jedyna rzecz, której nie musiałem wywalczyć w drodze do poznania ciebie. Potem jedynie złożyłem małą wizytę w jego domu i przygotowałem dla niego drobny posiłek. Trucizna, którą mu podałem działała bardzo powoli. Nie przypomnę sobie teraz jej nazwy, ale pamiętam, że mężczyzna, który mi ja sprzedał gwarantował, że nikt nawet nie powiąże ze mną faktów. Jak widać, miał rację.
Tydzień później doktor Cappus rozchorował się i tymczasowo oddał mi pod opiekę swój gabinet. Naprawdę mnie lubił i ufał, że poradzę sobie ze wszystkim. A potem odszedł. Biedaczek…
Doktor Louis pokręcił głową z politowaniem. Świetnie odgrywał skruchę.
- Jesteś obrzydliwy – warknęła Fay, ścierając łzy z policzków.
- Obrzydliwie szczęśliwy? To miałaś na myśli?
Przełknęła głośno ślinę, powstrzymując wymioty. Nie chciała już płakać. Łzy ustały i teraz pozostawał tylko wstręt do tego mężczyzny, któremu kiedyś bezgranicznie ufała.
- Kolejny punkt załamania przyszedł, kiedy ta dziewczyna… Blair. Zaczęła węszyć. Naprawdę nie mam pojęcia jak domyśliła się, że to mogłem być ja i zaczęła mnie uważniej obserwować. To chyba zaczęło się w dniu pogrzebu Meg. A potem ta noc, kiedy chciałem zostawić kolejną notatkę…
- To ty ją oślepiłeś! O mój Boże. Miałeś tupet, by wracać do mojego domu po tym wszystkim?!
- Fay, to nie był jedyny raz, kiedy przyszedłem do twojego domu po śmierci Meg, pamiętasz? – Jego uśmiech wyglądał na przerażająco szczery. – Musiałem zrobić to, co zrobiłem. Blair wyszła z pokoju, kiedy usłyszała hałasy i zobaczyła mnie, jak skradałem się korytarzem. Na szczęście byłem przygotowany. Obroniłem się zanim zaczęła krzyczeć…
- Obroniłeś się? Obroniłeś?! Zrobiłeś z niej kalekę na cześć swojej chorej gry! – wrzasnęła Fay, tracąc panowanie nad sobą. Emocje zniekształcały jej słowa, ale wciąż mogła jasno myśleć. A jej myśli przerażały ją bardziej niż to, co mogła powiedzieć. – Blair nie spadła z klifu… Nie bez czyjejś pomocy, prawda?
- Jesteś jednak sprytniejsza niż mi się wydawało. Nieźle, Fay. – Jego pochwała zabrzmiały w jej myślach jak najgorsza obraza. – Przyszła do mnie o świcie. Ktoś ją przywiózł, ale nie zdążyłem zauważyć, kim był kierowca, bo odjechał zaraz po tym jak wysiadła z samochodu. W każdym razie… Zaczęła mi grozić. Grozić, że pójdzie ze wszystkim na policję, jeśli sam nie przyznam się do winy. Była naprawdę głupia, jeśli myślała, że zrobi to na mnie wrażenie. Jaki problem może sprawić jedna, mała, ślepa nastolatka?
Doktor Louis wzruszył ramionami i rozłożył bezradnie ręce, podczas gdy nieprzyjemny dreszcz przebiegł po plecach Fay. Zapadła chwila milczenia, podczas której dziewczyna próbowała uspokoić oddech i przygotować się do dalszej rozmowy.
- Powiedź mi szczerze, Fay – odezwał się w końcu Louis. – Czy chociaż na chwilę przyszło ci do głowy, że to mogłem być ja?
- Szczerze – zawahała się Fay. – Szczerze, to nie myślałam, że jesteś zdolny do czegoś tak okropnego.
- Faith. Naprawdę tęskniłem za twoją piękną, smutną twarzą. A kiedy pojawiłaś się w moim gabinecie, zobaczyłem ją ponownie. I znów się zakochałem. Równie mocno, co za pierwszym razem. Uwierz mi, Fay. Zrobiłem ci przysługę.
- Jesteś chory. – Wypluła te słowa z obrzydzeniem. – Ale cieszę się, że powiedziałeś mi o wszystkim…
Usłyszeli, jak drzwi frontowe zamykają się z cichym kliknięciem. Fay uśmiechnęła się ledwo zauważalnie, podczas gdy Louis obejrzał się z paniką w oczach w tamtym kierunku. Zgodnie z planem policja pojawiła się po godzinie. Dokładnie tak, jak ustaliła to z nimi Fay.
- Ty to zaplanowałaś? – Doktor Louis odwrócił na nią zszokowane spojrzenie. Fay nie odpowiedziała. – Myślałem, że jesteś rozsądniejsza. Fay, zrobiłem to wszystko dla ciebie. Moglibyśmy być szczęśliwi. Mógłbym dać ci cały świat!
Pokręciła głową. Policja zaczęła zbliżać się do nich korytarzem i przez chwilę Fay pomyślała, że Louis rzuci się na nią póki jeszcze ma okazję, ale on zamiast tego, pochylił się nad plikiem kartek, które wciąż miał na kolanach i zaczął coś szybko zapisywać. Patrzyła na niego w zdumieniu.
Dwóch policjantów złapało Louisa od tyłu za ramiona i pociągnęło w ich stronę, przygniatając go do oparcia kanapy. W ostatniej chwili rzucił jej kartkę z notatnika z przebiegłym uśmiechem.
- Prosił by cię pozdrowić! – krzyknął rozbawiony, gdy mężczyźni zaciągali go siłą przez drzwi w stronę korytarza. Fay siedziała na kanapie osłupiała, wpatrując się w niego z szeroko otwartymi oczami. Zastanawiała się, jak chorym człowiekiem trzeba być, by w takiej sytuacji mieć siłę się uśmiechać.
- Wszystko w porządku? – usłyszała głos trzeciego policjanta, który do tej pory obserwował kolegów z boku i pilnował, by nic nie stało się Fay podczas aresztowania. Pokiwała głową, uświadamiając sobie, że zgniata w dłoni kartkę, którą podał jej Louis. Spojrzała na rozmazane litery i poczuła, jak serce zamiera jej w piersi.

„Jego już nie zamierzam ci oddać”

Harry!
Podniosła się z kanapy i rzuciła biegiem w stronę klatki schodowej. Louis był już przy drzwiach prowadzących za zewnątrz, eskortowany przez kilku policjantów. Popatrzył w górę i posłał jej szeroki uśmiech dokładnie w momencie, gdy go dostrzegła.
- Co z nim zrobiłeś?! – wrzasnęła, zanim zniknął za wyjściem. – GDZIE JEST HARRY?!












_____________________________

  Doceniam każdą opinię, jeśli ma więcej niż dwa zdania pojedynczo złożone ;)

I tak właśnie kończy się ta historia. Zostaje tylko epilog…

Do usłyszenia po raz ostatni za tydzień ;__;





( Mówiłam, że będę szukać klifów! )

10 komentarzy:

  1. Chyba właśnie umarłam!.
    Ta historia była genialna, muszę przyznać że do końca nie byłam pewna kto jest mordercą Meg.. Przez chwilę myślałam że to Fay, kiedy dowiedziałam się że Liam to wytwór jej wyobraźni..
    Po tym rozdziale dochodzę do wniosku że najbardziej chorą osobą z nich wszystkich był Louis.. To było okropne, jak opowiadał o wszystkim co zrobił żeby poznać i zbliżyć się do Fay.. Jak można lubić kiedy ktoś jest smutny, no jak?!
    Końcówka rozdziału mnie zabiła ;c serio, jest mi smutno..
    I nie mogę uwierzyć że to ostatni rozdział!
    Będzie mi brakować te historii, naprawdę :)
    Czekam na epilog, życzę dalszej weny do kolejnych cudownych historii i dziękuję za to opowiadanie, było mega serio <3

    OdpowiedzUsuń
  2. To najbardziej szokujący rozdział, jaki udało mi się przeczytać w dniu dzisiejszym. Po prostu jestem totalnie zdezorientowana. Ale może po kolei.
    Na miejscu Fay też bym raczej nie zostawiła sprawy tych notatek, w końcu była już coraz bliżej od poznania prawdy, więc musiała wykorzystać te wszystkie informacje. Cieszę się, że Harry ją wspiera i ciągle przy niej jest. Ich związek jest najszczęśliwszym zjawiskiem w tym opowiadaniu, naprawdę. Przynosi mnie, jako czytelnikowi, ogromną ulgę i jednocześnie nadzieję. Tak bardzo chciałam, żeby Harry jechał z nią do Louisa. Przeczuwałam, że tam stanie się najgorsze, ale w sumie byłam pewna, że doktor w jakiś sposób ją zaatakuje.
    Ale jego postawa ogromnie mnie zaskoczyła! To jest po prostu chory człowiek, którego należy zamknąć. Nie rozumiem, co pięknego jest w dziewczynie, która całymi dniami płacze? Nie rozumiem, jak można dopuścić się morderstwa tylko po to, by zobaczyć w czyiś oczach smutek. To przecież idiotyczne i chore. Nie ma wątpliwości, że Louis zakochał się w Faith, jednak jego miłość stała się toksyczna, chora i w ogóle niezrozumiała dla mnie. Jestem dalej w szoku, że to właśnie on stoi zarówno za morderstwem Meg jak i Blair. Kto by się tego spodziewał na samym początku, kiedy pojawił się jako opiekuńczy i troskliwy doktor? Muszę jednak przyznać, że miał idealnie wszystko zaplanowane. Wszystko sobie przemyślał, cały czasz obserwował Fay i jej poczynania. Naprawdę, nie mogę w to wszystko uwierzyć. A teraz jeszcze tak bardzo niepokoję się o Harry'ego! Ale swoją drogą... Jak Louis mógł mu cokolwiek zrobić, skoro cały czas był z Faith? Chyba że zaplanował sobie to wcześniej, nie wiem, jakoś przeczuwał, że dziewczyna we wszystkim się połapie i wkrótce go odwiedzi. Mam jednak nadzieję, że w tym opowiadaniu nie będzie już żadnej tragedii i Harry w jakiś sposób wyjdzie cało z tej sytuacji, w którą wpędził go Louis. Naprawdę, błagam Cię, nie uśmiercaj mi go. Wprowadził w życie Fay uśmiech, radość, ale przede wszystkim nadzieję. On jest najpiękniejszą perłą tego opowiadania i nie wyobrażam sobie, by mogło go zabraknąć.
    Kochana, rozdział jest niesamowity, naprawdę! Strasznie mi smutno, że to już prawie koniec. Ciężko jest mi się z tym pogodzić, bo bardzo pokochałam tę historię. Mam nadzieję, że po zakończeniu jej zabierzesz się za coś nowego, bo z chęcią dalej czytałabym Twoją twórczość! Tymczasem życzę dużo weny, czasu i czekam na epilog. Buziaki, trzymaj się <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Najlepsza rzecz co potrafi człowiekowi poprawić humor to miła niespodzianka. :) A wracając do tego co mnie naprawdę strąciło z nóg - Louis! To był Louis! Zjadałam, pochłaniałam literki z szybkością błyskawicy. To było niesamowite, serce podeszło mi do gardła, a ręce drżą z wrażenia.To jak wymierzony jest każdy milimetr twojego opowiadania, każdy rozdział działa z mocą, jest niesamowite, ale ten wpis przerósł wszelkie oczekiwania. Powolutku, ale przemyślanie! Podziwiam cię i wielbię. A epilog? Cierpliwość trzeba ćwiczyć, ale... co się dzieje z Harrym? Tak sobie myślę, co mógłby zrobić psychiczny doktorek i przychodzi ma na myśl, że trucizna już była, to co z Blair, wiec jak na kreatywnego człowieka przystało doktorek ma plan. :D Nie będę zgadywać, bo i tak padnę, jak teraz...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedziałam że to Louis . Po prostu wiedziałąm. Dopiero teraz się zoriętowałam że można komentować z anonima...A i jeszcze jedno ,bo jak masz ten swój blog Easy Destination ( czy jakoś tak) to tam nie mogę dodac komentarza nie wiem dlaczego. A bardzo mi na tym zależy ,bo nie chciałabym abyś usunęła bloga z powodu braku komentarzy. Bo jest on zajebisty! Z resztą tak jak wszystkie twoje! <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To byłoby żałosne, gdybym decydowała się na pisanie bloga tylko z przekonaniem, że znajdę na nim komentarze. Nie jestem taka :P

      Usuń
  5. ... Po co to czytalam? Jestem na wakacjach, a teraz rodzice pytaja sie co mi sie stalo ;3; Jak to koniec? Dziewczyno, to jest twoj najlepszy blog! Te wszystkie zagadki. Nie sadzilam, ze to Louis! Psychiczny. Nie wiem jak wpadlas na ten pomysl. No coz, niestety wszyatko musi sie skonczyc. Teraz zostalo tylko czekac na epilog. Zastanawia mnie czy zrobisz szczesliwe czy smutne zakonczenie?

    OdpowiedzUsuń
  6. Podejrzewałam już wszystkich, ale zaskoczyłaś mnie tym, że to Louis! Cieszę się, że nic jej nie zrobił i dał się na to wszystko nabrać. Dobrze, że wcześniej postanowiła iść z tym na policję i dogadać się z nimi. Louis jest chory psychicznie, mam nadzieję, że dostanie dożywocie, za to wszystko co zrobił, powinie gnić w więzieniu. Ciekawe jednak co się stanie z Harrym. Zastanawia mnie czy uda się go uratować czy też opowiadanie skończy się tragicznie.
    Szkoda, że to już koniec, na prawdę polubiłam to opowiadanie :)
    Czekam więc na epilog, pozdrawiam Asiek :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mówiłam Ci to już pierdyliard razy, ale ten rozdział jest nieziemski, jesteś moim Mistrzem jeśli chodzi o pisanie opowiadań, Louis to podła żmija a Fay... w sumie skoro była taka zimna, to niech cierpi (zła ja xD) >:-D
    I dzięki za umieszczenie mojej foteczki na końcu hihi :D Pozdrawiam już na zapas z Pragi i Wiednia :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ty nie piszesz dobrze ty piszesz zajebiście! !! Kocham ten blog i jest mi trochę przykro że to już koniec. .czekam na epilog i wiem że twoje inne blogi są równie zajebiste jak ten....czekam

    OdpowiedzUsuń
  9. przewspaniale! Coś czułam, że z Louisem jest nie tak, ale zakochany? Co.. tego się nie spodziewałam. No i przyznam się, że też nie zwróciłam uwagę, że zwrócił się do niej Fay przy ich pierwszym spotkaniu... to tylko znaczy jak nie uważnie czytam.
    Miałaś jedną nic nie znaczącą literóweczkę, jak mróweczkę xd I teraz jeszcze Harry... Oh, nie mogę nic z siebie więcej wydusić więc z niecierpliwością poczekam na kolejny! :*

    OdpowiedzUsuń